W sobotę Armia Czerwona wyzwoliła Oświęcim. Wraz z obozem. W niedzielę rano ZSRR wysłał tylko telegram:
"Znaleźliśmy Poznań. Przyjeżdżaj natychmiast."
Wsiadłam i pojechałam z tymi, z którymi tu przyjechałam.
We wspomnianym miejscu znaleźliśmy się ledwie po południu w niedzielę. Musiałam trzymać się spokoju. Musiałam. Byłam do cholery generałem Wojska Polskiego. Nie mogłam, choć chciałam, wyskoczyć z samochodu jako pierwsza i biec za druty, aby szukać własnego żołnierza. Ale już ją czułam...
Kręciło się tu wiele Rosjan. Wszyscy byli zaangażowani w pomoc żywym trupom. Nie można tego było inaczej określić. Sanitariuszki miały ręce pełne pracy, na wpół martwi ludzie snuli się z parującymi kubkami, obłąkanym i przestraszonym wzrokiem obejmując świat.
- Pani Polska! - usłyszałam zza pleców.
Wszędzie snuły się trupy... Wszędzie... Ocierały się o siebie... Przenikały ludzi, jęczały, wyły, zawodziły i błagały. Wyciągały wychudłe dłonie do ciepłych garów z jedzeniem, próbowały jeść, ale nie mogły... To martwi... Jeszcze, żeby mieli ubrania, ale... Ale oni wszyscy byli nadzy. Dzieci, kobiety, starcy, kaleki, mężczyźni - na ich szkieletach wisiała skóra, jak płaszcze wiszą na wieszakach...
- Polska? - poczułam szturchnięcie w ramię.
Zadarłam głowę w górę na postawnego Rosjanina.
- Boisz się? - spytał ściszonym głosem.
- Nie... Po prostu... Przeraża mnie to co widzę... Nie wierzę, jak można było coś takiego zrobić... I to drugiemu człowiekowi...
- Nadal uważasz, że to co się dzieje w Prusach Wschodnich nie jest potrzebne? Nazizm trzeba wyplenić siłą.
Spiorunowałam go wzrokiem.
- Prowadź do Poznań.
Spojrzał na mnie z jakąś kpiną. Jego wzrok wyrażał coś pomiędzy pogardą i wyśmianiem mojego przerażenia, ale co tu było do wyśmiania? Cierpienie ludzkie? To niedojrzałe. I podłe. Śmiać się z ludzi, którzy przeszli przez piekło? Okrutne.
- Więc? - popędziłam go.
- Kijów was zaprowadzi.
Ukrainka po chwili stała obok. Jej poprzednik zginął z głodu w latach trzydziestych. Czasem o tym zapominam. Zwłaszcza, że przecież znałam go osobiście.
- Proszę za mną. - ruszyłam za nią z Białymstokiem.
Nie minęło wiele i znaleźliśmy się za bramą, oprawioną podłym napisem "Arbeit macht frei". Kilkaset metrów dalej stał budynek. Gdy stanęliśmy przed drzwiami, uderzył nas zatęchły smród śmierci. Jednak to właśnie tam weszliśmy. Kijów nawet nie zwolniła, kiedy przeszliśmy przez próg. Wydawało mi się, że wręcz przeciwnie - z każdym krokiem przyspieszała. W szczególności w momencie kiedy znaleźliśmy się w budynku. Jakby nie chciała tu być. Nie minęło wiele, aż znaleźliśmy się w jakiejś sali na drugim piętrze. Leżały tu wychudłe cienie ludzi.
- Łóżko w kącie po prawej stronie. - wskazała z progu. - Nie siedźcie za długo. Chorzy muszą odpoczywać. - pouczyła nas.
- Dziękujemy. Możecie się odmeldować.
Kobieta zasalutowała i ruszyła w dół do wyjścia. Zaraz jednak ktoś zatrzymał ją na schodach, nim zdążyła uciec.
Ale już nas to nie obchodziło. Ruszyłam z mężczyzną do wskazanego łóżka. Mijaliśmy coraz to nowe szkielety, które jednak niczym się nie różniły. A przynajmniej niczym szczególnym. Szliśmy powoli, spłoszeni otaczającą nas śmiercią. Ba! Widziałam jak stoi nad jednym z łóżek, a jej cień obwąchuje leżącego tam człowieka. Wreszcie jednak stanęliśmy nad bladą, lecz wciąż kolorową posturą kobiety. Wyglądała jakby zmarła długi czas wcześniej, lecz ona tylko spała. Jej pierś unosiła się wątle.
CZYTASZ
Grad
Fanfiction"Śmierć nie potrafi liczyć, jest analfabetką, jest ślepa i głucha. Ona po prostu przychodzi." Czarny całun Śmierci nakrył całą ziemię, a w ciemności błyszczy jedynie krew i żar. Wielu nie zobaczy słońca już nigdy więcej. Czy to na początku, czy już...