Zgodnie z telegramem w Poczdamie znalazłam się już dziewiętnastego. Musieliśmy jechać z całym konwojem wojskowym, ze względu na obecność Eriki i Berlina. Berlina pilnowały moje miasta i kompania Wojska Polskiego prowadząca jedną ciężarówkę oraz druga kompania, która ogarniała transport Eriki. Jechałam z nią w jednym wozie, żeby mieć na nią oko. Była też z nami roślinka. Ale to po to, żebym mogła ją szybko i sprawnie unieruchomić.
- Gdzie moje dzieci? - spytała po jakiejś godzinie odkąd ruszyliśmy.
Była przykuta do ławy, żeby nie próbowała niczego. Bezpieczeństwa nigdy za wiele.
- ZSRR przehandlował twoje dzieci na Emmericha. - podniosłam na nią wzrok znad książki.
Oparła głowę o metalową ścianę ciężarówki.
- Odzyskaj je. Proszę... - wydusiła.
- Jedziemy na konferencję. Zobaczymy co uda się ugrać. Ale obawiam się, że to co powiedziałam ci wtedy w Warszawie, stanie się prawdą.
- Że Heinrich i Hedwiga dostaną państwo? - mruknęłam twierdząco.
- Ale wszystkiego dowiemy się na miejscu.
***
Reszta podróży minęła szybko. Niemka nie stawiała oporu, nie sprzeciwiała się, a i ja dbałam, aby nikt jej krzywdy nie uczynił. Zwłaszcza, że zarówno żołnierze, jak i moi gwardziści, łypali na nią wzrokiem, czekając, aż zostanie sama. Nie dziwne. Wycierpieli się przez nią i mieli ją jak na talerzu.
W Poczdamie było bardzo tłoczno i kolorowo. Barwy mieszały się jak tęcza, zawracały w głowie, przytłaczały. Rozmowy, w zasadzie w każdym języku, szumiały wokół, ale przyciszały się na widok mój i Eriki, a także całej kolumny za nami. W końcu szedł tam Kraków, Berlin i cały pochód moich miast. Dwie kompanie Wojska zostały przy samochodach, ale nie minęło wiele i zostały zgarnięte przez żołnierzy innych narodów do wspólnego zapalenia, czy jako takiej wymiany informacji, choć nikt się nie rozumiał.
Zobaczyłam głowę ZSRR przewyższającą ponad tłumem.
- Posadźcie Berlin w sali. Później dołączymy. - rzuciłam do Krakowa.
Usłyszałam jeszcze krótkie "Tak jest!" za sobą, ale już ruszyłam do Rosjanina.
- Chyba nie... - przerwałam jej.
- Właśnie tam chcę iść. - mruknęłam.
Zaraz stanęłyśmy przy Iwanie, który był w trakcie zażartej dyskusji ze Stanami Zjednoczonymi i Wielką Brytanią.
- Witam państwa. - odezwałam się pierwsza.
- Jesteś wreszcie. - ucieszył się ZSRR, a jego twarz jakby złagodniała.
- Pani Polska! Dobrze panią widzieć. - uśmiechnął się Brytyjczyk.
- Pana również. A z panem nie miałam chyba przyjemności porozmawiać. - spojrzałam na Amerykanina.
- Nie wydaje mi się. George Torell. - wyciągnął dłoń.
Spojrzałam na niego, na dłoń, na Tacksenestera, na Caretowa i wreszcie uścisnęłam jego rękę. To ja powinnam była podać dłoń pierwsza, wybrać sposób powitania, nie on.
- Wojsława Kaźnieńska.
- Co się pani stało w twarz? - spytał od razu.
- Słucham? - zdziwiłam się.
- Ma pani blizny na twarzy. - zakręcił palcem wokół ust.
- Wojna się stała. - przypomniałam sobie. - Ale przecież one się zagoiły, jak pan...?
CZYTASZ
Grad
Hayran Kurgu"Śmierć nie potrafi liczyć, jest analfabetką, jest ślepa i głucha. Ona po prostu przychodzi." Czarny całun Śmierci nakrył całą ziemię, a w ciemności błyszczy jedynie krew i żar. Wielu nie zobaczy słońca już nigdy więcej. Czy to na początku, czy już...