Jakiś mądry człowiek powiedział kiedyś: Nie bądź zazdrosny o innych, inspiruj się nimi. Magnus znał wielu mądrych ludzi i nigdy ich nie słuchał. Może dlatego wylądował teraz w swojej więcej niż beznadziejnej sytuacji.
Oczywiście, że był zły na Annabeth. Rozumiał ją, to prawda, a jednak nie mógł powstrzymać negatywnych uczuć.
— Wiesz, że to pierwsze spotkanie rodziców z Lukiem, naprawdę chciałabym cię wziąć i w ogóle raz na zawsze wyjaśnić tę sytuację, ale w tym roku po prostu potrzebujemy spokoju, a nie rodzinnych kłótni. Jedne normalne święta, okej? Potem zajmiemy się tobą, dasz sobie radę do tego czasu.
Spokojne święta. Tak, Magnus wierzył, że Annabeth ich teraz potrzebuje, ale dlaczego nie pomyślała, że jemu też by się przydały? Dlaczego on nie mógł należeć do normalności rodziny Chase? Dlaczego to, kim się urodził - dziwakiem, wariatem, albo po prostu, choć nawet nie powinno to być obraźliwe, chorym psychicznie - musiało wywierać aż taki wpływ na jego życie?
Pierwsze kilka dni spędził w schronisku, jednak w wigilię już po prostu nie był w stanie tam zostać. Za bardzo go bolało spędzanie świat w towarzystwie ludzi, którzy nie mieli żadnej kochającej rodziny, podczas gdy on ją miał, a jednak musiał żyć w tak prowizorycznych warunkach, bo nikt nie przejął się nawet tym, że zostanie bez dachu nad głową.
Usiadł na ławce stacji kolejowej i rozejrzał się wokół. Było zimno, a kurtka, którą przywiozła mu Annabeth, nie była zbyt gruba, ale dawała jakieś ciepło. Było grubo po południu i ludzie prędki krokiem rozchodzili się w swoje strony, pędząc już zapewne do stęsknionych rodzin czekających z wigilijną kolacją. Magnus zastanawiał się, czy jego rodzina zasiadła już do stołu, czy może zgodnie z dawną tradycją szuka pierwszej gwiazdki. Pamiętał, jak w dzieciństwie razem z Annabeth uważnie jej wypatrywali, otoczeni zapachem smażonej ryby. Wtedy wszystko było o wiele łatwiejsze.
— Czekasz na rodzinę, czy jeszcze pociąg? — usłyszał i ze zdziwieniem obrócił się, nieprzekonany, czy pytanie zwrócone jest do niego. Ewidentnie jednak było, bo czarnowłosy chłopak w niebieskiej puchówce, który rzucił swoją wypełnioną po brzegi sportową torbę na ławkę Magnusa, patrzył prosto na niego.
Magnus skrzywił się.
— Na żadne. Właściwie zamierzam tak spędzić wigilię. Wiesz, siedzieć na peronie i obserwować szczęśliwych ludzi, wyobrażają sobie, że ja też jestem szczęśliwy. I że mam do kogo iść.
Wyraz twarzy nieznajomego złagodniał.
— Przepraszam, nie miałem pojęcia...
— Nic się nie dzieje — Magnus posłał mu smutny uśmiech. — Wracasz do rodziny ze studiów, pracy?
— Pracy — chłopak mierzył go uważnym wzrokiem, jakby zastanawiał się, czy nie lepiej po prostu rzucić piątaka i odejść. — W oceanarium, w takim parku rozrywki gdzieś na wsi. Trochę zadupie, pewnie nie znasz, mnóstwo jest takich w Stanach... Ale zresztą, po cholerę ja o tym mówię, co z tobą? Naprawdę nie masz się gdzie podziać?
Magnus skrzywił się.
— Dwa dni temu wróciłem z psychiatryka, moja rodzina kopnęła mnie w dupę, bo mam schizofrenię i nie lubili mojej matki, zostałem sam i nie mogłem znieść schroniska, więc poszedłem na stację, żeby poudawać, że jestem taki jak ty, bo w końcu wcale nie wyglądam na bezdomnego.
Czarnowłosy kiwnął głową. Był trochę przygaszony, jakby rzeczywiście przejmował się jego losem, choć to stanowiło nowość. Zwykle ludzie marszczyli nos, opcjonalnie dawali mu trochę pieniędzy i odchodzili jak najszybszym krokiem.
— Nie wyglądasz, to prawda... Ale musisz być bardzo młody, prawda?
— Mam dziewiętnaście lat.
— To tak jak ja! Wiesz co... Jak ty właściwie masz na imię?
— Magnus.
— Wiesz co, Magnus, jebać twoją rodzinę. Jesteś ledwo dorosły, a oni robią ci takie świństwo przez coś, czego nie kontrolujesz? To nie fair.
Magnus wzruszył ramionami. Każdy mógł wyrzucać z siebie puste słowa, ale to, co z nimi robił, było zupełnie inną kwestią. A czarnowłosy, choć się burzył, nie podejmował żadnych sensownych działań. Zamiast z nim gadać, mógłby już iść do swojej rodziny, spędzić szczęśliwe święta i zapomnieć o losowym bezdomnym, którego spotkał na swoim peronie. Dlaczego więc wciąż tu tkwił i rzucał hałaśliwymi zdaniami?
— Przestań, wystarczy — westchnął blondyn, unosząc dłoń, by uciszyć towarzysza. — Ja to wszystko rozumiem, ale nie ma sensu o tym gadać. Idź do rodziny...
— Percy.
Magnus uśmiechnął się. Zawsze lubił to imię.
— Idź do rodziny, Percy, i spędź po prostu normalne święta.
Percy zacisnął zęby.
— O nie, co to, to nie! Teraz cię tak nie zostawię, cały drżysz z zimna, poza tym nikt nie zasługuje na to, żeby spędzić wigilię na dworcu, a już zwłaszcza ktoś taki młody i pokrzywdzony jak ty! Pójdziesz ze mną do mieszkania, tylko napiszę mamie...
Magnus uniósł brwi.
— Ej, chłopie, nie zapędzaj się! Nie sądzę, żeby twoja mama chciała...
— Moja mama — wycedził Percy znad ekranu telefonu, w który wstukiwał już wiadomość. — Jest najcudowniejszą kobietą, jaką chodzi po tym świecie i nigdy nie pozwoliłaby, żeby taki dziewiętnastoletni Magnus zamarzł na śmierć na dworcu w wigilię!
I na tym się skończyło. A może zaczęło, bo jakiś czas później byli już w mieszkaniu państwa Jacksonów. Magnus dostał ciepły posiłek, mógł się umyć i przespać w cywilizowanych warunkach, a potem został zmuszony do spędzenia tam jeszcze kilku kolejnych dni, by następnie, samemu jeszcze będąc w szoku, zostać wsadzonym do niebieskiego auta Percy'ego i zawiezionym do jego małego mieszkania na tak zwanym zadupiu. A, później przekonał się też, że Percy ma absolutną obsesję na punkcie tego znienawidzonego przez Magnusa koloru.
Ale to mógł przetrwać, bo Percy dał mu nowe życie, poczucie bezpieczeństwa i to, na co Magnus czekał bardzo długo ‐ spokój.
○
— Zakochałem się w tobie, wiesz o tym, co nie? — rzucił Magnus, patrząc Percy'emu prosto w oczy. Siedzieli na balkonie w zimową noc, kilka lat po ich pierwszym spotkaniu, i ocieplali nawzajem swoje dłonie delikatnym uściskiem.
Percy uśmiechnął się.
— Tak?
— Tak, bo pozwoliłeś mi poczuć się z powrotem żywym. I nie wiem, jak mogę ci się odwdzięczyć, ale może ta miłość wystarczy.
Zbliżył się do niego i złożył na zmarzniętych ustach słodki pocałunek. Trwali w tej niebiańskiej chwili kilka sekund, a świat wokół przestawał się kręcić, życie na chwilę się zatrzymywało i zostawała tylko złączona w jedność para ust, która dotykała się powoli i spokojnie w towarzystwie zaskakująco przyjemnego grudniowego wiatru. I ten pocałunek był właśnie domem Magnusa. A może tak naprawdę cały Percy nim był.
— Zdecydowanie wystarczy —oznajmił Percy w którejś sekundzie, odsunięty od niego o ledwie milimetry.
Magnus scałował z ust ten słodki, maleńki uśmiech, którego Percy nigdy nie potrafił powstrzymywać w takich chwilach.
— Kocham cię — szepnął.
— Kto by mnie nie kochał.
A/N
Dla zgnilezwloki (myslalem ze tego nie napisze ale napisalem pozdrawiam ze spóźnionym prezentem na święta i załamaniem nerwowym czyli jak zwykle)
CZYTASZ
make me feel alive • mercy
Storie d'amoreMagnus został sam. Percy zdecydowanie nie mógł na to pozwolić. ⚠️TW: PRZEKLEŃSTWA, TOKSYCZNE RELACJE RODZINNE, WSPOMNIENIE CHOROBY PSYCHICZNEJ I SZPITALA PSYCHIATRYCZNEGO