23. ZOE

684 42 6
                                    

Dźwięk dzwonka wybudził mnie z głębokiego snu. Poderwałam się gwałtownie, na moment zapominając, gdzie jestem. Spojrzałam w lewo. Noah nie było. Zdezorientowana narzuciłam szlafrok, leżący na wierzchu walizki. Nadal nie rozpakowałam ubrań. Nie chciałam. Nigdzie nie czułam się „jak u siebie", więc nie czułam potrzeby ułożenia gratów na półkach. Liczyłam, że to wszystko zaraz się skończy, choć nie wiedziałam, gdzie skończę ja.

Otworzyłam drzwi. Wpatrywałam się w mężczyznę z niemałym zaskoczeniem.

— Co się dzieje? — zapytałam Dexa, wchodząc do pokoju.

— Proszę się pospieszyć. Pani Ferro oczekuje pani przybycia.

— Nie sądzę, by w istocie oczekiwała mojego — spojrzałam na telefon. 

Przeczytałam zaskoczona wiadomość od Rity.

„Santo przyjedzie po ciebie o dziewiątej. Nie lubię spóźnień.''

Zablokowałam ekran, opuszczając dłoń. Bez słowa odmaszerowałam do pokoju. Wygrzebałam ze środka, czarne spodnie i muślinowy, czarny golf. Weszłam pod prysznic, myjąc się w błyskawicznym tempie. Naciągnęłam przygotowane ubrania, związałam włosy w wysoki, zaczesany na gładko kucyk i nałożyłam na twarz makijaż ograniczający się do strategicznego trio — puder, błyszczyk, tusz. Po kwadransie byłam gotowa do wyjścia, by wysłuchać to, co miała do obwieszczenia Rita. W końcu nie chciałam jej podpaść, a zbliżyć się do niej. Wyjęłam płaszcz i sięgnęłam torebkę. Nie oglądając się za siebie, otworzyłam drzwi, wychodząc na korytarz.

— Pojadę ze swoim ochroniarzem — zwróciłam się rzeczowo do mężczyzny zwanego Santo.

W asyście ich dwóch, wyszłam z windy, kierując się ku wyjściu. Nie ominęły mnie ciekawskie spojrzenia turystów, najpewniej zastanawiających się kim byłam. Gdy w ich głowach snuły się najdziwniejsze historie mogące tworzyć moją bajeczną rzeczywistość, w mojej kłębił się niedorzeczności. W końcu byłam nikim innym jak dziewczyną uwięzioną we własnej irracjonalnej rzeczywistości. Jakże mylne mogło być wyobrażenie i interpretacja tego, co często mieliśmy przed oczami. 

Dex otworzył mi drzwi samochodu. Podziękowałam skinieniem głowy i wsiadłam, wdzięczna za jego małomówność. Spostrzegłam, że przygląda mi się w lusterku wstecznym.

— Krzywo się pomalowałam, czy kiepsko wyglądam? — zapytałam w końcu trawiona ciekawością.

— Wszystko w porządku, dziewczyno — odparł w swoim zwyczajnym i unikatowym stylu.

— Więc o co chodzi?

— Nazwałaś mnie swoim ochroniarzem.

Dla odmiany uśmiechnął się szeroko, nasuwając na nos okulary. Wybałuszyłam oczy, zaskoczona. Pierwszy raz widziałam go tak radosnego.

— I to cię tak cieszy? — spytałam zmieszana.

Dex poprawił okulary. Zmarszczyłam brwi ze zdziwieniem. W końcu na zewnątrz było wystarczająco ponuro.

— Widzisz coś w ogóle przez nie? Zresztą... Nieważne. — Kiwnęłam głową z roztargnieniem. — Trzeba było mówić, że tak ci na tym zależy. Rozmowy przy kotlecie mamy już za sobą, mogłeś skorzystać z okazji. Nie wiedziałam, że jesteś fanem etykietek. Nie wyglądasz. Bez urazy, oczywiście.

— Zależy mi na szacunku i zaufaniu, dziewczyno. Nazywając mnie swoim ochroniarzem, właśnie mi je okazałaś.

— Och — skwitowałam zmieszana. — Nie sądziłam, że naprawdę zależy ci na mojej akceptacji... — przerwałam, kręcąc głową z niedowierzaniem. — Nie ważne, myślałam, że jesteś wkurzony, bo musisz pilnować kłopotliwej dziewczyny, zamiast uczestniczyć w tych waszych grubych akcjach.

Podziemny układ. Vendetta [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz