Prolog

10 0 0
                                    

Dzisiejszy dzień mógłby być zwyczajny, równie zwyczajny jak poprzednie trzynaście dni mieszkania Karola i Anastazji w nowym domu i taki sam, jak poprzednie dziesięć lat ich życia w ogóle.  Można powiedzieć, że trzydzieści dwa lata życia ich rodziców także były zwyczajne w porównaniu z dniem dzisiejszym. 

Dziś rozpoczynamy niesamowitą historię, w której Karol i jego siostra Anastazja odgrywają dość dużą rolę.  Dzisiejszy dzień jednocześnie staje się wielkim dniem smutku i nadziei, że wszystko się ułoży, że wszyscy się obudzą i zrozumieją, że to był dla nich tylko straszny, długi koszmar...

  Anastazja siedziała w sypialni i przeglądała magazyn, który wczoraj wieczorem przyniosła do domu jej matka.  Wraz z przeprowadzką ich matka musiała zmienić pracę i teraz pracowała na pół etatu w małym sklepie z kosmetykami, który znajdował się kilka przecznic od domu.

Karol wszedł do pokoju i poważnym wzrokiem spojrzał na siostrę, po czym usiadł obok niej i powiedział bardzo tajemniczo:

- Aniu, czy wiesz, że kolorowy papier nie będzie ci już potrzebny?  – Karol powoli pochylił się w stronę siostry, na co Anastazja  pytająco spojrzała na brata, pomarszczyła nos i odwróciła się nieco od niego.

- Pamiętasz, jak w trzeciej klasie nosiliśmy do szkoły czasopisma, a potem na lekcjach plastyki kleiliśmy dziwne mozaiki?

- Oczywiście że pamiętam, jak rozmazywałeś klej na całej twarzy, a następnie zanurzałeś się w przygotowanych wcześniej jaskółkach z drobno wyciętych kwadracików z papieru, – Ania uśmiechnęła się i odłożyła magazyn na bok.

Karol prychnął i odwrócił się od siostry.  Uwielbia to nakładać.

- Nie dąsaj się, bracie, – Anastazja szturchnęła go w ramię.  - Kiedyś nauczysz się żartować, ale na razie jesteś „ponurym pięściokstałciowym dyplomatą".

– Niekompatybilne – warknął Karol i gwałtownie wstał z łóżka. – Tata prosił, żebyśmy wynieśli pudła z książkami i starociami z tego domu do piwnicy, – próbował zmienić temat rozmowy na taki, w którym jego siostra nie będzie mogła żartować.

- Prosił, – potwierdziła Anastazja.  - Ale to było wczoraj.

- Lepiej późno niż wcale, – stwierdził rzeczowo Karol i pospiesznie wyszedł z pokoju.

Anastazja powoli podążała za nim, jednocześnie patrząc na szare otynkowane ściany, na których samotnie wisiały biedne obrazy z jakiegoś pchlego targu.  Ten dom czekał na „bezużyteczny" remont, jak mówiła mama, ale tata powtarzał coś zupełnie przeciwnego: „Jeśli postarać się, to wyjdzie coś dobrego".  Karol poszedł doprzedpokój, zdjął klucze z wieszaka i wszedł do bawialni, gdzie pod ścianą stały pudła, a na podłodze zgniły właz prowadzący do piwnicy.  Rodzice zabronili dzieciom nawet nadepnąć na niego palcem, był taki stary.

Karol zaczął starannie dobierać potrzebny klucz, Anastazja natomiast dokładnie oglądała zwinięty dywan i stała w kącie.  Brat mruknął coś niezadowolony, po czym się rozzłościł, odłożył kluczyki i podniósł klapę.  Poddała się łatwo i tylko mała pajęczyna próbowała utrzymać właz.

- Och, stonogi, pająki i karaluchy urządzają tam imprezę  – powiedziała Anastazja, spuszczając wzrok z obrzydzeniem.

– Obrzydliwość – Karol skrzywił się.  - Proponuję zaczekać, aż się rozproszą i... - jego wzrok zatrzymał się na niezrozumiałym blasku, który stawał się coraz jaśniejszy przed jego oczami.  - Co to jest?  - wymamrotał.

Anastazja z ciekawością zajrzała do piwnicy i też zobaczyła światło dochodzące znikąd, za dużym kredensem, pokrytym grubą warstwą kurzu.

Chrząszcze przestraszone albo tym, że coś się zapaliło, albo tym, że dzieci otworzyły właz, rozbiegły się na wszystkie strony, pozwalając Karolowi i Anastazji bez pogardy zejść do piwnicy.

Pół minuty później Karol wczołgał się do salonu z dużym zakurzonym obrazem i położył swoje znalezisko na podłodze.

Dzieci z zainteresowaniem przyglądały się obrazkowi, bojąc się go dotknąć.  Pod warstwą kurzu widać było drzewa, a duży księżyc na niebie rzucał niebieskie światło na polanę i na dzieci.  Rama obrazu została wykonana z ciemnego drewna, z inkluzjami, których nasz świat nigdy wcześniej nie widział.  Małe kamienie zdobiące ramę również świeciły zimnym, niebieskim światłem i sprawiały wrażenie maleńkich okienek prowadzących na ciemną polanę.

Anastazja przesunęła dłonią po płótnie, zamiatając kurz.  Wydawało się, że wszystkie śmieci wsiąkły w płótno i ani jedna cząstka kurzu nie uniosła się w powietrze.

- Co to jest?  – powtórzył powoli Karol i spojrzał na równie przestraszoną siostrę.

- Nie wiem, – powiedziała cicho Anastazja, jakby bała się, że zostanie usłyszana.

Karol wstał i przez dziecięcą głupotę poszedł szybko do kuchni.  Instynkt samozachowawczy zawiódł, a w jego głowie nie było najmądrzejszych myśli.  Wziął ze sobą wilgotną ściereczkę i wrócił do salonu...

- Może lepiej tego nie dotykać?  – zapytała cicho Anastazja, patrząc z ukosa na brata.

- Nic nie powinno się stać, tylko wytrę kurz, – odpowiedział Karol, nie wierząc własnym słowom, i pochylił się nad obrazem.

Ale gdy tylko go dotknął, szalona siła zaczęła wciągać szmatę, a za nią Karola, w głąb płótna.  Przestraszona jeszcze bardziej Anastazja chwyciła brata za rękę i z strasznym krzykiem zaczęła go odciągać.  Ale wszystko na marne: chwilę później w salonie ich nowego domu nie było już Karola ani jego siostry Anastazji...

Świat Błękitnego Księżyca: zimny błękitOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz