Rozdział 21.

690 41 6
                                    


Adria 

 Po parkingu krążyło wielu ludzi. Gdy przyjeżdżaliśmy na miejsce byliśmy tylko my. Wyłaniając się ze ścieżki dostrzegłam zwiększoną ilość. Cztery radiowozy i jeden ambulans. Z dziesięć osób. Holt omijając ich wszystkich zaprowadził mnie do samochodu. Wyciągnął z niego płaszcz, który wetknął mi w dłonie. Zrozumiałam komunikat. Pozbyłam się kamizelki kuloodpornej i narzuciłam płaszcz na zmarznięte ciało. Otuliłam się nim ani razu nie patrząc na mężczyznę. Wzrok utkwiłam w butach. Oczywiście nie ominął mnie widok rozdartych rajstop na wysokości kolan i stróżki krwi, która spłynęła z rozcięcia. Nie pieprzyli się ze mną, co nadto odczułam. Chwile postaliśmy w ciszy między sobą, ale hałasie i chaosie jaki panował wokół. Nie zdążył się opanować, ani zejść z tonu. Zaczęłam się poważnie obawiać o swoją przyszłość. Rozjuszyłam prawdziwego diabła. To nijak nie miało sposobności skończyć się dobrze.

 Długo nie zostaliśmy sami. Podszedł do nas jeden z ratowników i szeryf, który dotarł na miejsce chwile wcześniej.

— Holt, co tu się do diabła wydarzyło?! — zapytał na starcie. — Kto zaczął strzelać? Kim jest ten facet?

— Wyglądam, jakbym na czole miał spis ludności? — warknął, wbijając w niego gromiące spojrzenie. — Macie go zawieźć do aresztu. Ma tam, kurwa, czekać na pierdolone przesłuchanie, które osobiście przeprowadzę. Niech ktoś spróbuje odezwać się do niego zawczasu albo postanowi zabawić się w przesłuchanie, to wyleci na zbity pysk. Ten kutas jest mój.

— A co ze strzałem? — dopytał, ściągając gniewnie brwi. — Dlaczego strzeliłeś, skoro nie było bezpośredniego zagrożenia?

— Ja strzeliłam — wcięłam się, czego od razu pożałowałam.

 Rush rzucił mi krótkie gniewnie spojrzenie. Zadrżałam kuląc się w ramionach. Poderwałam kciuka do ust, zębami skubiąc skórki przy paznokciu. Potrzebowałam jakiejś odskoczni od nadmiaru emocji, jakie się we mnie kumulowały. Adrenalina zdążyła już ze mnie wyparować.

— Jak to ty strzeliłaś? — Dziwił się. — O co tu chodzi?

— Będziesz wiedział wszystko z raportów i protokołów. Padł strzał, będziesz mieć protokół. Tyle.

— W porządku? — zapytał ratownik, ostrożnie odsuwając rękę od ust. Zdążyłam rozkrwawić ranę. Przebiegł opuszkami po zaczerwienionym nadgarstku. Zerknął na kolana i wrócił spojrzeniem do oczu. — Nic ci nie jest?

— Adr...

— Nie pana pytam — zaznaczył ratownik, nie pozwalając dokończyć Holtowi.

 Prokurator zacisnął usta w wąską kreskę.

 O kurwa, o kurwa. Samobójca. Rushowi się nie sprzeciwiało. Rushowi się nie przerywało. Rushowi się nie podpadało.

 Mało zasad, ale jak kluczowych, żeby się wszystkim dobrze żyło. Szeryf gwizdnął długo i odszedł nie chcąc być świadkiem tego, co mogłoby zajść, gdybym się nie wtrąciła.

— Nic mi nie jest — odpowiedziałam, zanim doszłoby tu do morderstwa. — To tylko przetarcia. Nic groźnego, ale dziękuję za troskę. Niech pan już idzie — szepnęłam błagalnie.

— Nie sądzę, że jest z tobą w porządku. Wydajesz się roztrzęsiona.

 Nachylił się spoglądając mi w oczy. Byłam roztrzęsiona po tym, co się wydarzyło kilka chwil wcześniej. Nie z powodu, który sobie wywnioskował. Nie bałam się prokuratora, choć mógł tak pomyśleć, zwłaszcza po zachowaniu Holta.

Nietuzinkowe Morderstwa #1 Dylogii Nietuzinkowe MorderstwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz