Wybaczam ci, wybaczam ci jego umysł ciągle odtwarzał scene odrzucenia jego uczuć przez Aziraphala niczym zdarta płyta. Nie chciał wybaczenia, chciał wspólnego życia ze swoim aniołem. Przecież nie potrzebowali Nieba i Piekła mogli żyć zdala od nich. Mogli uciec gdzieś razem. No właśnie, razem...
- Do jasnej cholery! - Krzyknął Crowley waląc w kierownicę z pięści . W tej chwili miał już dość wszystkiego. A zwłaszcza tego blond anioła, który w chwile wyjebał wszystko do kosza. Wszystko co zbudowali razem przez ostatnie sześć tysięcy lat. - Pieprzony anioł - warknoł pod nosem dociskając mocniej pedał gazu, chciał znaleźć się jak najdalej od tej przeklętej księgarni.
Crowley wparował do mieszkania tracąc nad sobą resztki kontroli. Rzucał wszystkim co wpadło mu w ręce, krzyczał co mu ślina na język przyniosła, ogólnie demolował swoje mieszkanie. Nic nie trwa wiecznie.
- Szlag by to! - krzyczał rozwalając doniczki o podłogę. Już nic się dla niego nie liczyło. Stracił wszystko co kochał.
Jednym ruchem ręki sprawił, że w jego dłoni pojawiła się butelka whisky. Chwilę potem nie miała już korka, a demon pociągnął z niej spory łyk. - Za Ciebie, mój aniele. Za wybranie tych skrzydlatych dupków zamiast mnie. - wzniósł toast, po czym dodał. - Nie potrzebuje Cię! Więc nawet nie waż mi się wracać! Słyszysz!? - pociągnął kolejny łyk opróżniając butelkę do końca, po czym cisnął nią o ścianę patrząc jak szkło rozpada się na małe kawałeczki. - Nie naprawisz tego... Nie ważne jak bardzo byś chciał. - dodał szeptem orientując się, że właśnie tak wygląda jego serce.Nic nie sprawiało mu już radości. Nie zwracał uwagi na porę dnia, dzień tygodnia czy wszystko inne, miał już wszystkiego dość, chciał to zakończyć. Nic go już tu nie trzymało. Tylko jak? No właśnie jak...? Crowley siedział w zdemolowanym mieszkaniu z butelką wina w dłoni patrząc tępo w przestrzeń. W głębi serca miał nadzieję, że jednak jeszcze zobaczy swojego Anioła. Że jeszcze zobaczy jego blond loki. Że zobaczy jego błękitne oczy. Jednak nie był w stanie się do tego przyznać przed samym sobą. Zamiast tego szeptał: Nie nawidze Cię, ale... Jednocześnie cholernie tęsknie... Aniele dlaczego?
Mijał dni, tygodnie, miesiące, a stan Crowley'a wcale się nie polepszał, wręcz się pogarszał. Powoli docierało do niego, że już nigdy nie zobaczy swojego Anioła, że ten już nigdy do niego nie wróci. Nie miał już dla kogo żyć. Nie miał po co żyć. Nie miał na kogo czekać. Jaki więc był dalszy sens jego życia? Przecież Niebo jak i Piekło już nie chciało go w swych szeregach. Więc po co miał nadal żyć? Zerknoł w stronę obrazu za ,którym znajdował się sejf. W jego głowie od razu pojawiła się pewna myśl. Bowiem w sejfie znajdowała się Woda Święcona. Wiedział, że wystarczy jedynie kilka kropel aby zniszczyć jego ciało jak i duszę. Nie myśląc wiele więcej podszedł do obrazu chwiejnym krokiem, po czym go zdjął i wystukał tylko sobie znany szyfr do sejfu. Już po chwili w ręce trzymał termos z resztką wody. Postawił go na biurku i obszedł do okoła. - Było miło... Chociaż nie, było okropnie. - usiadł na krześle patrząc na przedmiot jego zagłady. Bez dłuższego zastanowienia sięgnął po termos i szybko go odkręcił. Chwycił go, jednak na tyle nie ostrożnie, że jedna mała kropla spadła na jego dłoń. Odrazu odskoczył od jak opatrzony - KURWA! - wrzasnął na całe mieszkanie. Nigdy nie czuł takiego okropnie potwornego bólu jak teraz. Próbował nawet swoich demonicznych cudów, jednak nic nie pomogło. - ja pier kurwa dole - Po tym jaki odczuł ból zwątpił w swoją decyzje. Nie był już taki pewny czy da radę. A szczególnie teraz, gdy już wie jaki ból to sprawia.
- Niech Cię piekło pochłonie aniele!
W tym też momencie Crowley usłyszał ciche pukanie. Musiał chwilę wsłuchać w dzięki z zewnątrz, aby dowiedzieć się czy się nie przesłyszał. Po chwili jednak znowu usłyszał pukanie. Był dość mocno zdziwiony. W końcu nie miewał gości. Piekło (ku jego uciesze) miało go w poważaniu, a jedyna osoba, która znała ten adres była daleko stąd. Demon stanoł w pół kroku przy zamku od drzwi zastanawiając się kogo właściwie niesie.
- Crowley! Wiem, że tam jesteś, otwórz... Proszę.
Demon usłyszał głos... Głos, którego nie słyszał od... Od dawna. Bowiem głos ten należał do Aziraphala. Crowley zamarł, nie był pewny czy się nie przesłyszał, czy na pewno to właśnie ten blond dupek (hehe) stoi pod drzwiami.
- Crowley... Anthony, coś ty zrobił?! - Demon po jakimś czasie otrząsnął się i zaczął się zastanawiać, skąd Azira wie, że coś odjebał. Fakt, że anioł wręcz walił w drzwi wcale mu nie pomagał. Po chwili jednak doszedł do wniosku.
- Ty draniu! - wrzasnął przez drzwi jednocześnie je otwierając na oścież. Stał teraz twarzą w twarz z aniołem. - Jak śmiałeś?! Jak mogłeś mnie przez ten cały czas obserwować ty... - demon poczuł jak cała złość się w nim zbiera i lada chwila wybuchnie.
- Ja... - Aziraphal miał już coś powiedzieć ale nie dane mu było skoczyć.
- Ty co?! Zostawiłeś mnie dla tych pożal się Boże skrzydlatych idiotów! A teraz po... - sam nie wiedział ile czasu minęło od kiedy ostatni raz go widział - Po tak długim czasie bez wstydnie się tu zjawawiasz! Co ty sobie w ogóle wyobrażasz, co?! Jesteś egoistą, idiotą, dupkiem, skurwielem, debilem, durniem, matołem i w ogóle najgorszą osobą jaką poznałem! - Crowley nie był już w stanie kontrolować tego co mówi. Już miał dalej krzyczeć na anioła ten mu przerwał.
- Przepraszam... - wyszeptał ocierając łzy z kącików oczu. Crowley popatrzył na niego jak na idiotę. Anioł widząc jego minę kontynuował. - Przepraszam, że Cię zostawiłem. Że byłem takim durniem i wróciłem z Metatronem do Nieba. - powiedział łamiącym się głosem.Crowley nie widział co powiedzieć. Z jednej strony po tym co usłyszał wiedział, że Aziraphal żałuje tego, ale z drugiej strony dopiero teraz?! Po tulu latach? Demon miał mieszane uczucia co do niego, ale wiedział że musi coś powiedzieć. - super, że widzisz swój błąd, a teraz wynoś się! - mówiąc to zamknął mu drzwi przed nosem. Udał się do salonu nie bacząc na nic więcej jednym ruchem przywołał do ręki butelkę whisky i odpadł na podłogę.
Aziraphal był przygotowany na wszystko, wiedział, że Crowley mu nie wybaczy, ale po tym co mu powiedział miał wrażenie, że to jedynie zasłona. Zasłona dla jego głęboko skrywanych uczuć. Anioł naparł na drzwi i po chwili wytwarzając je wparował do środka szukając wzrokiem demona. Jednak widząc zdemolowane mieszkanie coś w nim pękło. Wiedział, że to jego wina. Po chwili jednak się otrząsnął i ruszył w głąb mieszkania. W końcu dostrzegł
Crowley'a siedzącego na podłodze ze szklaną butelkę w dłoni. Podszedł bliżej nadal zachowując pewien dystans.
Crowley wyczuł jego obecność i momentalnie poderwał się do pionu.
- Czego nie rozumiesz? Powiedziałam. Wynoś. Się! - podniósł głos dość mocno zirytowany.
- Zmuś mnie. - odpowiedział anioł bardziej pewnie niż myślał. Crowley zmierzył go wzrokiem po czym rzucił butelką z resztą alkoholu w jego stronę. Butelka rozbiła się milimetry od głowy anioła, przy okazji obelwajac jego ubranie. Jednak stał tam niczym nie wzruszony. - Już? Skończyłeś? - W odpowiedzi dostał jedynie zirytowaną mine. Crowley obkręcil się w okół siebie i widziąc, że nie ma już nic czym może rzucić uznał, że postanowi wysłuchać anioła. Odwrócony plecami do niego wycedził przez zemby.
- Dobra, co masz mi jeszcze do powiedzenia? - w odpowiedzi dostał głuchą ciszę, więc obrócił się i nikogo tam nie było. Jedynie na podłodze znajdowało się białe pióro... Do Crowley'a nie docierało co tak właściwie się stało. Przecież sekundę wcześniej Azira stał za nim, a teraz? Teraz go nie było... Poprostu zniknął.- Aziraphal? - rzucił w przestrzeń. - Aziraphal idioto, gdzie do cholery jesteś?!
Tak właśnie prezentuje się pierwszy rozdział. Pomimo, że wiem iż w Polsce fandom Good Omens jest malutki to liczę, że ktoś to jednak będzie czytać.

CZYTASZ
Lost On You, Angel... || Good Omens
FanfictionJeżeli kochacie ship Aziracrow tak samo jak ja i sezon 2 nie wystarczająca was straumatyzował to powinno wam się spodobać. (Chociaż na początku trochę pocisnę Azire ale tylko na początku). A no oczywiście mogą pojawić się wulgaryzmy, przemoc i za w...