Rozdział 25

12 4 0
                                    

Misja


Deidara zerknął przez szybę jednego ze sklepów na ulicy. Pudełko ze specjalną wybuchową gliną leżało w jego ręku, tak jak prosił go Onoki. Miał je oddać do biura, by je sprawdzili, ale...

To tanto wyglądało naprawdę fajnie. Właściwie to bardzo fajnie. Ale nie sądził, że jest w jego stylu. Deidara uwielbiał jaskrawe kolory i eksplozje, a miecze nie pasowały do tych kryteriów. Westchnął. Jego przeznaczeniem było być w Kugutsu Butai, jak jego sensei powtarzał mu milion razy wcześniej.

— Oh? Interesujesz się kenjutsu?

Obok niego stał raczej niski mężczyzna z rudymi włosami związanymi na karku i brązowymi oczami, które błyszczały ciekawie. Deidara nie był do końca pewien, kim on jest, ale widywał go od czasu do czasu z Onokim. Może był współpracownikiem z innej wioski, który nigdy nie nosił swojego hitai-ate ani żadnego innego elementu ubioru, aby pokazać swoją lojalność.

— Nie bardzo. Nie moja sprawa.

— Nie możesz tak mówić, skoro nie próbowałeś, prawda? — mruknął nieznajomy. — Nauczyłbym się posługiwać mieczem, gdybym był w twoim wieku.

Deidara, wbrew sobie, kontynuował rozmowę. — Co cię powstrzymuje przed zrobieniem tego teraz? — zapytał. Nieznajomy nagle pochylił do przodu, a z jego ust wydobyło się długie, przeciągłe westchnienie. Chłopak odskoczył w bok na ten nagły ruch.

— Jestem zajęty. Zmęczony. Trochę leniwy i...

— Stary?

Zirytowane spojrzenie.

— Bachor.

Deidara uśmiechnął się. Nie wiedział, co takiego było w tym człowieku, że czuł się spokojny i bezpieczny. Był pewien, że nieznajomy był shinobi, nawet pomimo jego rozluźnionej postawy i braku troski o otoczenie. Kim on w ogóle był? Już miał otworzyć usta i zapytać, gdy zobaczył małego robaka pełzającego po czubku tych zmierzwionych włosów.

— Uh. — Chłopak wskazał na swoją głowę. Nieznajomy zwęził oczy, wyciągając otwartą dłoń. Jednym dotknięciem zwiotczał jeszcze bardziej.

— Proszę, powiedz mi, że masz dobre wieści, Yori... — wymamrotał. Deidara patrzył, jak mężczyzna bierze robaka - nie, skorpiona - i wyciąga z jego szczypiec małą karteczkę. Wezwanie. Kilka sekund później wyprostował się, a jego życzliwe oczy wyostrzyły się. — ...Cholera. — Obrócił się na pięcie. — Bądź grzeczny, Deidara. Onoki-sama oczekuje, że te materiały wybuchowe zostaną dobrze wykorzystane.

A potem zniknął.

~*~

— Morino Ibiki?

— Tak powiedział Tou-san. Kłopotliwe.

— Więc dowiemy się, co się stało z Sakurą-chan, dattebayo!

— Musimy być ostrożni, dobrze?

Sasuke, Shikamaru, Naruto i Chouji zebrali się godzinę przed rozpoczęciem zajęć. To był spokojny czwartkowy poranek, słońce było już za horyzontem o siódmej rano, a nauczyciele jeszcze nie pojawili się w Akademii. Cała czwórka obmyśliła plan, by wyruszyć, natychmiast ją znaleźć i przerwać zajęcia na cały dzień. Dopóki Chouji nie wyraził sprzeciwu.

— Ale Sakura chciałaby, żebyśmy poszli na zajęcia. Byłaby zła, gdybyśmy tego nie zrobili.

...

Wyruszali więc przed lub po szkole, by nadążyć z nauką. Poszli do wioski po tym, jak doszli do konsensusu, że wrócą do budynku T&I, aby dowiedzieć się, co stało się z ich przyjaciółką. Naruto szedł na czele grupy, a w jego oczach płonęła determinacja. Martwił się o nią. Wszyscy się martwili. Jej nieprzewidziane zniknięcie nie było naturalne, zwłaszcza że zawsze kładła nacisk na obecność i punktualność.

— A co, jeśli znowu nas odrzucą? — Chouji zapytał, gdy zbliżali się do znajomych szklanych drzwi. — Ten facet powiedział nam, że jej nie będzie, bo bierze udział w wielu testach.

— Jeśli zobaczymy, że nic jej nie jest, to będzie dobrze, prawda?

— Jeśli zobaczycie, że komu nic nie jest? — przerwał nowy głos. Cała czwórka zamarła, powoli odwracając się i patrząc na tego, kto zabrał głos. Zrzędliwie wyglądający mężczyzna przyglądał im się podejrzliwie z rękami skrzyżowanymi na piersi i nieprzyzwoitym grymasem na ustach. — Dzieci nie powinny tu być. Odejdźcie albo was zmuszę.

Chouji chwycił Shikamaru za ramię. Ten zadrżał lekko, a surowe spojrzenie mężczyzny sprawiło, że niemal upadł na kolana. Sasuke, w którego żyłach płynęła dumna krew Uchiha, nie dał się zniechęcić.

— Czy wiesz, gdzie jest Haruno Sakura?

Ibiki zmarszczył brwi. — Nie tutaj. A teraz spadajcie.

Wtrącił się Naruto. — Ale gdzie ona jest?! Wiesz, prawda?! — wykrzyknął, podnosząc się nieco wyżej, pchając się na ramiona Sasuke. — Możesz nam powiedzieć, dokąd poszła?!

Mężczyzna zachował poważną postawę.

— Nie.

— Co?! To gówno prawda, dattebayo!

Jednak to, co rozbawiło Ibikiego, to fakt, że chłopak natychmiast otrzymał dwa porządne klapsy w tył głowy i odgłos dezaprobaty na to słowo. Sakura miała dziwnych przyjaciół, zwłaszcza, że udało jej się zebrać trójkę dzieci ze znanych rodzin shinobi i gospodarza Kyuubiego. Przywódca T&I odchrząknął.

— Nie możecie się z nią zobaczyć. Nie będzie jej w szkole przez kolejny tydzień.

— Co?! Dlaczego?!

— Przecież dziewczyna nie umarła. Odwalcie się — powiedział. Ominął grupę młodych chłopców i wszedł do budynku, by zająć się swoimi obowiązkami. Naruto, nie akceptując tej odpowiedzi, odwrócił się do niego, gdy ręka Shikamaru wystrzeliła i chwyciła go za kołnierz, uniemożliwiając mu pójście dalej.

— Ale dom Sakury-chan spłonął! Jak chcesz mi powiedzieć, że nic jej nie jest?! Co?!

Ibiki zatrzymał się z rękami zaledwie centymetry od drzwi. Westchnął, po czym ponownie zwrócił uwagę na gromadkę. — Słuchajcie. Nie możecie jej zobaczyć, bo jej tu nie ma. I nie będzie przez jakiś czas. Teraz albo zabierzecie swoje dupy z powrotem do Akademii i będziecie się trzymać z dala od tego budynku, albo będziecie wracać i zostaniecie wyrzuceni. Co wybieracie?

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 17 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

StumbleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz