Misja
Deidara zerknął przez szybę jednego ze sklepów na ulicy. Pudełko ze specjalną wybuchową gliną leżało w jego ręku, tak jak prosił go Onoki. Miał je oddać do biura, by je sprawdzili, ale...
To tanto wyglądało naprawdę fajnie. Właściwie to bardzo fajnie. Ale nie sądził, że jest w jego stylu. Deidara uwielbiał jaskrawe kolory i eksplozje, a miecze nie pasowały do tych kryteriów. Westchnął. Jego przeznaczeniem było być w Kugutsu Butai, jak jego sensei powtarzał mu milion razy wcześniej.
— Oh? Interesujesz się kenjutsu?
Obok niego stał raczej niski mężczyzna z rudymi włosami związanymi na karku i brązowymi oczami, które błyszczały ciekawie. Deidara nie był do końca pewien, kim on jest, ale widywał go od czasu do czasu z Onokim. Może był współpracownikiem z innej wioski, który nigdy nie nosił swojego hitai-ate ani żadnego innego elementu ubioru, aby pokazać swoją lojalność.
— Nie bardzo. Nie moja sprawa.
— Nie możesz tak mówić, skoro nie próbowałeś, prawda? — mruknął nieznajomy. — Nauczyłbym się posługiwać mieczem, gdybym był w twoim wieku.
Deidara, wbrew sobie, kontynuował rozmowę. — Co cię powstrzymuje przed zrobieniem tego teraz? — zapytał. Nieznajomy nagle pochylił do przodu, a z jego ust wydobyło się długie, przeciągłe westchnienie. Chłopak odskoczył w bok na ten nagły ruch.
— Jestem zajęty. Zmęczony. Trochę leniwy i...
— Stary?
Zirytowane spojrzenie.
— Bachor.
Deidara uśmiechnął się. Nie wiedział, co takiego było w tym człowieku, że czuł się spokojny i bezpieczny. Był pewien, że nieznajomy był shinobi, nawet pomimo jego rozluźnionej postawy i braku troski o otoczenie. Kim on w ogóle był? Już miał otworzyć usta i zapytać, gdy zobaczył małego robaka pełzającego po czubku tych zmierzwionych włosów.
— Uh. — Chłopak wskazał na swoją głowę. Nieznajomy zwęził oczy, wyciągając otwartą dłoń. Jednym dotknięciem zwiotczał jeszcze bardziej.
— Proszę, powiedz mi, że masz dobre wieści, Yori... — wymamrotał. Deidara patrzył, jak mężczyzna bierze robaka - nie, skorpiona - i wyciąga z jego szczypiec małą karteczkę. Wezwanie. Kilka sekund później wyprostował się, a jego życzliwe oczy wyostrzyły się. — ...Cholera. — Obrócił się na pięcie. — Bądź grzeczny, Deidara. Onoki-sama oczekuje, że te materiały wybuchowe zostaną dobrze wykorzystane.
A potem zniknął.~*~
— Morino Ibiki?
— Tak powiedział Tou-san. Kłopotliwe.
— Więc dowiemy się, co się stało z Sakurą-chan, dattebayo!
— Musimy być ostrożni, dobrze?
Sasuke, Shikamaru, Naruto i Chouji zebrali się godzinę przed rozpoczęciem zajęć. To był spokojny czwartkowy poranek, słońce było już za horyzontem o siódmej rano, a nauczyciele jeszcze nie pojawili się w Akademii. Cała czwórka obmyśliła plan, by wyruszyć, natychmiast ją znaleźć i przerwać zajęcia na cały dzień. Dopóki Chouji nie wyraził sprzeciwu.
— Ale Sakura chciałaby, żebyśmy poszli na zajęcia. Byłaby zła, gdybyśmy tego nie zrobili.
...
Wyruszali więc przed lub po szkole, by nadążyć z nauką. Poszli do wioski po tym, jak doszli do konsensusu, że wrócą do budynku T&I, aby dowiedzieć się, co stało się z ich przyjaciółką. Naruto szedł na czele grupy, a w jego oczach płonęła determinacja. Martwił się o nią. Wszyscy się martwili. Jej nieprzewidziane zniknięcie nie było naturalne, zwłaszcza że zawsze kładła nacisk na obecność i punktualność.
— A co, jeśli znowu nas odrzucą? — Chouji zapytał, gdy zbliżali się do znajomych szklanych drzwi. — Ten facet powiedział nam, że jej nie będzie, bo bierze udział w wielu testach.
— Jeśli zobaczymy, że nic jej nie jest, to będzie dobrze, prawda?
— Jeśli zobaczycie, że komu nic nie jest? — przerwał nowy głos. Cała czwórka zamarła, powoli odwracając się i patrząc na tego, kto zabrał głos. Zrzędliwie wyglądający mężczyzna przyglądał im się podejrzliwie z rękami skrzyżowanymi na piersi i nieprzyzwoitym grymasem na ustach. — Dzieci nie powinny tu być. Odejdźcie albo was zmuszę.
Chouji chwycił Shikamaru za ramię. Ten zadrżał lekko, a surowe spojrzenie mężczyzny sprawiło, że niemal upadł na kolana. Sasuke, w którego żyłach płynęła dumna krew Uchiha, nie dał się zniechęcić.
— Czy wiesz, gdzie jest Haruno Sakura?
Ibiki zmarszczył brwi. — Nie tutaj. A teraz spadajcie.
Wtrącił się Naruto. — Ale gdzie ona jest?! Wiesz, prawda?! — wykrzyknął, podnosząc się nieco wyżej, pchając się na ramiona Sasuke. — Możesz nam powiedzieć, dokąd poszła?!
Mężczyzna zachował poważną postawę.
— Nie.
— Co?! To gówno prawda, dattebayo!
Jednak to, co rozbawiło Ibikiego, to fakt, że chłopak natychmiast otrzymał dwa porządne klapsy w tył głowy i odgłos dezaprobaty na to słowo. Sakura miała dziwnych przyjaciół, zwłaszcza, że udało jej się zebrać trójkę dzieci ze znanych rodzin shinobi i gospodarza Kyuubiego. Przywódca T&I odchrząknął.
— Nie możecie się z nią zobaczyć. Nie będzie jej w szkole przez kolejny tydzień.
— Co?! Dlaczego?!
— Przecież dziewczyna nie umarła. Odwalcie się — powiedział. Ominął grupę młodych chłopców i wszedł do budynku, by zająć się swoimi obowiązkami. Naruto, nie akceptując tej odpowiedzi, odwrócił się do niego, gdy ręka Shikamaru wystrzeliła i chwyciła go za kołnierz, uniemożliwiając mu pójście dalej.
— Ale dom Sakury-chan spłonął! Jak chcesz mi powiedzieć, że nic jej nie jest?! Co?!
Ibiki zatrzymał się z rękami zaledwie centymetry od drzwi. Westchnął, po czym ponownie zwrócił uwagę na gromadkę. — Słuchajcie. Nie możecie jej zobaczyć, bo jej tu nie ma. I nie będzie przez jakiś czas. Teraz albo zabierzecie swoje dupy z powrotem do Akademii i będziecie się trzymać z dala od tego budynku, albo będziecie wracać i zostaniecie wyrzuceni. Co wybieracie?
CZYTASZ
Stumble
FanfictionSakura chciała umrzeć. Sasori czuł się dobrze, pozostając martwym. Ale wydawało się, że los miał wobec nich inne plany, ponieważ kiedy oboje budzą się młodsi z krwią pulsującą w ich żyłach, musieli pamiętać, jak znowu żyć. Historia NIE należy do mni...