Vincent

1.6K 168 64
                                    

Alessia

Rozpakowanie wszystkiego co kupiłam, po późnym powrocie do domu, zajęło mi połowę nocy.
Następnego ranka, mimo krótkiego snu, wstałam wczesnym rankiem, z ekscytacją wyczekując spotkania z Vinnim.
Minęło niespełna osiem dni odkąd ostatni raz trzymałam w ramionach mojego chłopca i to, niemal mnie wykańczało.

Odkładając na bok szminkę, wlepiłam wzrok w dziewczynę przed sobą. Tę samą, która dwa tygodnie  wcześniej uciekła z domu, przed mężczyzną, który ją skrzywdził.
Czternaście dni nie zmieniło mnie fizycznie, ale zahartowało na tyle bym, nie obawiała się kolejnego spotkania z Vincentem. Za wszelką cenę pragnęłam, by cierpiał tak samo mocno, jak ja, dlatego siedząc przed lustrem, poświęciłam część czasu, by stworzyć najlepszą wersje siebie. Tą, za którą będzie tęsknił, kiedy tylko zamknie oczy.
Dzwonek do drzwi, sprawił, że moje serce z ekscytacji niemal wyskoczyło z piersi. Zerwałam się z miejsca w którym siedziałam i wygładzając materiał zakupionego wczoraj, białego kombinezonu, ruszyłam do drzwi.
Nie mogłam doczekać się momentu, aż razem z Vinnim otworze, pudło z zabawkami, by pokazać mu co takiego kupiłam. Podbiegając do drzwi, otworzyłam je delikatnie, niemal tracąc dech. Nadzieja jaką wypełniała mnie chwilę wcześniej, uleciała, gdy w drzwiach dostrzegłam Vincenta.
Ubrany z klasyczny czarny męski płaszcz i spodnie tego samego koloru, stał Castello opierając się o balustradę i paląc papierosa, wyglądając tak, jakby miejsce w którym się znajdował należało do niego.

- Gdzie Vinni? – wciągając na nogi śniegowce, minęłam Vincenta i podeszłam do jego samochodu, by zabrać syna. Niestety okazał się pusty.

Czując narastającą złość, wróciłam na werandę i zatrzymałam się przed Vincetem oczekując wyjaśnień.

- Gdzie jest mój syn?! Chciałam spędzić czas z nim, nie z tobą. – Vincent zaciągnął się dymem, a chwilę później zdjął okulary, przyszpilając mnie spojrzeniem ciemnych bezlitosnych oczu.

- Cóż za rozczarowanie... – Zakpił niskim głosem, obrzucając mnie uważnym spojrzeniem – będzie musiała mnie dziś jakoś znieść.

- Nie mam takiego zamiaru! – warknęłam niemal tracąc  resztki opanowania. Tylko Vincent potrafił, wzbudzić we mnie emocje na tyle gwałtowne, bym traciła kontrolę. Stając do niego plecami, złapałam za klamkę, gotowa wejść do domu i zostawić go za sobą, jednak kiedy uchyliłam je lekko, jego dłoń pojawiła się na wysokości mojej głowy i z siłą większą niż to konieczne, zamknęła je. Natomiast otoczyło mnie ciepło jego ciała, gdy zbliżył się, stając za mną. Czułam jego obecność całym ciałem, podczas gdy serce, wznowiło szalony rytm, wywołując uczucie gorąca. Oddech Vincenta owiał mój kark, gdy zaczerpnął głęboko powietrza, chowając twarz w moich włosach.

Starając się uspokoić.

Bez żadnej drogi ucieczki, z której mogłabym skorzystać, zwróciłam się w jego kierunku, by dojrzeć jak zaciska powieki, biorąc jeszcze jeden wdech. Widok jego przystojnej twarzy, noszącej ślady walki o opanowanie, niemal sprawiła mi ból.

- Czego jeszcze ode mnie chcesz? – wyszeptałam zdławionym głosem, gdy ponownie na mnie spojrzał.

- To kurewsko ciężkie pytanie dziewczynko... – mruknął, patrząc mi w oczy. Jedna z jego dłoni, dotknęła mojego uda w lekkiej pieszczocie – Chce z powrotem twojego ciała, śmiechu i momentów, gdy wydaje ci się, że możesz mną rządzić...

- To się nie stanie... – oznajmiłam.

- Jeszcze się o tym przekonamy. Tymczasem opcje masz tylko dwie. Możemy pojechać na śniadanie, by porozmawiać o twojej fanaberii, czyli rozwodzie, albo za chwilę chwycę cię w ramiona, wciągnę do tego cholernego domu i wezmę pod ścianą, tak jak oboje lubimy. -wypuściłam drżący oddech, tracąc cały rezon, ponieważ wyobrażenie sobie tego, było niebywałe kuszące.

ZŁĄCZENI PRZEZ KREW| Zakończone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz