4. Bóg wojny nienawidzi przegrywać

38 6 6
                                    

Dante obserwuje jak chłopak robi kilka chwiejnych kroków, po czym przy akompaniamencie przekleństw ląduje na podłodze. Mężczyzna parska cichym śmiechem, czym zwraca na siebie uwagę Arysteusza. 

– Czego się śmiejesz staruchu!? 

– Mówiłem, że tak będzie. Czemu po prostu nie spróbujesz jeździć na wózku? – Dante zerka na złożony wózek inwalidzki, który smętnie opiera się o ścianę. Nie był używany ani razu, choć minęły już dwa dni, od kiedy mężczyzna go tam położył. 

– Nie jestem kaleką! Nie będę go używał! 

– Jak sobie chcesz – Dante zaciąga się papierosem i obserwuje jak na twarzy chłopaka pojawia się mieszanka złości i determinacji. Ostatnio nie widzi nic innego i zaczyna zastanawiać się, czy chłopak potrafi pokazać inne emocje niż te dotychczas. Choć z drugiej strony powoli zaczyna go podziwiać, bo nie zna nikogo takiego, kto miałby w sobie tyle uporu i dumy jak ten chłopak. 

– Na co się gapisz? Nie masz nic lepszego do roboty? – mimo że wiele trudu kosztuje go podniesienie się do pionu to słowa, które wypowiada brzmią pewnie i ostro. 

– Właściwie to mam – Dante gasi papierosa w dość już pełnej popielniczce i wstaje z krzesła. Zawsze ma dużo pracy, a tym bardziej teraz. – Muszę Ci zmienić opatrunki. 

– Poradzę sobie.– Zmienić opatrunki? 

 Arysteusz kiwa głową, na co mężczyzna parska z niedowierzaniem. 

– Jak chcesz sobie zmienić okłady na plecach? 

– Poradzę sobie – odpowiada po raz kolejny i robi niepewny krok do przodu. Lekko się chwieje, ale nie upada. 

Posyła mężczyźnie pewnie siebie spojrzenie.Dante wzdycha z rezygnacją i zaczyna wyciągać wszystkie potrzebne rzeczy, a stół w krótkim czasie zamienia się w polowy punkt medyczny.

– Potrzebuje rękawiczek – informuje Ares, robiąc kolejny krok do przodu.

– Po co ci rękawiczki? 

– Po to żebyś się pytał – odpowiada gniewnie i przy następnym kroku upada na podłogę – Kurwa no! 

– Nie bluzgaj, dzieciaku, bo będziesz spać na podłodze – mężczyzna wyciąga z szafki parę jednorazowych rękawiczek i rzuca na zapełniony stół. 

– To i tak lepsze niż spanie w twoim śmierdzącym owczarnią łóżku – prycha – Poza tym staruchu nie jestem dzieciakiem. 

– A ja nie jestem staruchem – odparowuje Dante i bacznie zaczyna mu się przyglądać. 

Ciemne, gęste włosy opadające na skronie i rana przecinająca prawy łuk brwiowy ciągnącą się do kącika oka dodaje mu kilka lat, ale nie na tyle, by Dante widział w nim dorosłego mężczyznę. Już samo jego zachowanie jest jasnym sygnałem, że Ares jest znacznie od niego młodszy i nawet jak patrzy na niego gniewnie tymi swoimi oczami w kolorze tsunami sprawia, że Dante ma ochotę się roześmiać i sprowadzić go do pionu, jak młodsze rodzeństwo. 

– Gapisz się, Algierii. 

– Zastanawiam się, czy jesteś w wieku podobnym do mojej siostry. 

– Ile twoja siostra ma lat? 

– Dwadzieścia sześć. 

– To przyjmijmy, że ja też mam tyle. 

– Nie masz tyle. 

– Skąd ta pewność? – pyta i zaczyna się czołgać w kierunku krzesła. 

Pewność? Nie ma żadnej pewności, jedynie, na czym opiera swoje przypuszczenia to to, że jest irytujący jak każdy niedojrzały szczeniak, który myśli, że wszystko mu wolno. Nie widział też u niego żadnego zarostu, bo skóra Aresa jest tak gładka, że to aż dziwne. 

Tam, gdzie milczą owceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz