Jestem tym, który zapoczątkował wielką zmianę na świecie. Jestem tym, który rozpoczął Erę Magii. Jestem tym, który pragnął oddać losy świata ludziom, tak jak to powinno od początku być. I jestem tym, przez którego świat i dzieje tych właśnie ludzi czeka zagłada. Tym, który nie docenił chciwości i egoizmu, potęgi władzy i bogactw, póki nie było zbyt późno. Tym, do którego te przeklęte pasożyty teraz kierują żałosne modlitwy i nazywają Bogiem, tylko dlatego, że okazałem się kimś potężniejszym od nich. Potężniejszym, a jednak tak głupio naiwnym. Jestem tym, który ich przeklął i dał szansę na przetrwanie. Ale nie jestem tym, który zapewni im bezpieczeństwo i ocali. Tę część losu zostawiłem w ich rękach.
Wszystko zaczęło się po pierwszym upadku cywilizacji, świat potrzebował wielu tysięcy lat by odbudować to, co wcześniejsza ludzkość zepsuła lub zabrała. A kiedy to się w końcu stało i nasza planeta znów była zdatna do normalnego funkcjonowania my nie znaczyliśmy tu nic. Byliśmy jedynie jednym z najsłabszych gatunków modlących się o kolejny przeżyty wieczór, całkowicie bezbronnym w obliczu wielkich i potężnych stworów zamieszkujących wtedy świat. Miecze, włócznie czy strzały starczały nam na tyle by przetrwać, nie były jednak żadnym zagrożeniem dla tych potwornych stworzeń. Najgorsze z nich wszystkich były smoki; ogromne, skrzydlate gady posługujące się swego rodzaju magią i uważające się za władców Nowego Świata. Smoki na domiar złego były niesamowicie inteligentne, każdy od siebie różnił się charakterem, zakładały rodziny i troszczyły się o siebie nawzajem, a z czasem opanowały nawet ludzką mowę i sposób porozumiewania się jeszcze kilku gatunków. Ze swoją jedyną słabością do skarbów i bogactw okupywały najczęściej różne ruiny pozostawione po starej cywilizacji gromadząc tam najróżniejsze fortuny, chłonąc dawną wiedzę i nie dopuszczając do niej nikogo.
Wiedziałem, że cokolwiek kryły pozostałości po Dawnych, po Starym Świecie, na pewno przyczyniłyby się do rozwoju rasy ludzkiej, pomogłyby nam żyć lepiej, spokojniej. Więc byłem pierwszym, który dokonał niemożliwego. Zabiłem smoka, odkryłem tajemnice schowane w ruinach i znalazłem sposób by ludzie znów stali się potężnym i szanowanym gatunkiem w Nowym Świecie. Smoki czerpały swoje moce z wielkich kryształów, ze Źródeł. Każde główne Źródło obdarowywało innymi zdolnościami, te przerośnięte jaszczurki miały po prostu to szczęście rodzić się już połączone ze Źródłem, niektóre pewnie nie zdawały sobie sprawy, że to właśnie stąd bierze się ich moc. Odkryłem, że pomimo braku wrodzonego połączenia ludzie też mogą być w stanie posiąść moce Źródeł, podczas specjalnego rytuału przeprowadzanego zaraz po zagładzie Starego Świata, kiedy to właśnie te kryształy powstały. To dzięki ich mocy ludzie w ogóle przetrwali odbudowę świta, jednak z upływem lat i z co raz większym zagrożeniem ze strony ewoluujących stworzeń dawne praktyki zostały zapomniane. Oczywiście by nie było zbyt łatwo, dostanie się bezpośrednio do Źródła było praktycznie niemożliwe na te czasy, a nawet jeśli komuś to się cudem udało to smoczy Strażnik na pewno nie wypuściłby takiego szczęściarza żywego.
Kto wie czy to odwaga, desperacja czy głupota mną prowadziły ale postanowiłem podjąć się wyzwania. Z niewyobrażalnym szczęściem, pomocą i poświęceniem wielu żyć udało mi się osiągnąć to, co na tamten moment postanowiłem. Pierwszym celem był najbardziej agresywny ze wszystkich smoków, do którego ludzie pałali czystą nienawiścią, związany z ognistym Źródłem Viper. On i jego pokroju najczęściej przysparzali nam problemów, całe osady ginęły w ich płomieniach. Wykorzystując atak z zaskoczenia i ilość chętnych ludzi do pomocy udało nam się go pokonać i zabezpieczyć pierwsze Źródło. Niestety zapał ludzi przygasł przez ilość zabitych pobratymców, kolejnego smoka musieliśmy więc podejść wykorzystując podstęp by ukraść kryształ i ograniczyć jak najbardziej straty. Padło na najspokojniejszego, Veles'a, związanego ze Źródłem, które umożliwiało mu kontrolowanie roślin. Po czasie podejrzewam, że wiedział o naszej obecności na swoim terytorium ale z jakiegoś powodu nie powstrzymał nas przed kradzieżą. Ze starych plotek wiem, że później nawet pomagał wybranym ludziom opanować nowo otrzymane dary ze Źródła i takim sposobem powstało starożytne plemię czczące Veles'a i naturę. Na tamten moment jednak nasza pewność siebie została odbudowana i byliśmy gotowi na kolejny cel, Borutę, smoka panującego nad ziemią. Spodziewał się nas i to tam ponieśliśmy pierwszą i jedyną porażkę. Prawdopodobnie jedynie przez dwa cenne kryształy, które nadal znajdowały się w naszym posiadaniu nie zrównał naszych osad z ziemią, nie chciał ryzykować zniszczeniem Źródeł. W trakcie przygotowań do kolejnego uderzenia na leże Boruty postanowiliśmy wkroczyć na niespokojne ziemie Apalala i Scylla, smoków, które od wielu lat prowadziły walki o terytorium i skarby. Strażnicy Źródeł wody i lodu, dodatkowo podsycani przez ludzi fałszywie oddający im chwałę w końcu stoczyli swoją ostatnią walkę, ludzie dobili mocno rannego zwycięzce i zabrali oba Źródła. Zdobycie ostatnich kryształów zajęło wiele, wiele lat i stoczyliśmy o nie wiele krwawych bitew z ostatnimi Strażnikami, Borutą i Tiamatą, którzy połączyli swoje siły przeciwko nam. Tiamata, Strażniczka Źródła wiatru siała prawdziwe spustoszenie na polach bitwy. Boruta został pokonany, jednak Strażniczki wiatru nigdy nie udało nam się dosięgnąć. Zmęczona rozlewem, czasem i niewinnej, krwi Tiamata w końcu oddała się w moje ręce a ja, na czego myśl nadal ściska mi nieprzyjemnie żołądek, zabiłem ją bez mrugnięcia okiem, przepełniony satysfakcją z długo oczekiwanego zwycięstwa. Przez długi czas po tym wiatr pędzący po polach i między drzewami w lasach wydawał się taki.. obcy.
Później wszystko poszło jak z bicza trzasnął. Został przeprowadzony pradawny, przerobiony przeze mnie rytuał, podczas którego połączyłem się ze wszystkimi Źródłami przyjmując ich moce, uznały mnie jako jedynego Strażnika i przez to stałem się czymś więcej niż człowiekiem. Moje rany zostały uleczone, czułem jak ciało staje się lżejsze, skóra straciła przyjęte z czasem zmarszczki a przetykane siwizną włosy odzyskały swój dawny kolor. Lata mijały i pod moim dowództwem wybudowaliśmy wielkie i potężne miasta. Udało mi się utworzyć połączenie między ludźmi i Źródłami, jednak kryształy nie przyjmowały każdego, jak to było ze smokami. Ale to nam wystarczyło by stać się potęgą. Ludzie rozeszli się po świecie, zaczęli się osiedlać, budować więcej i więcej miast, nie musząc się obawiać każdego napotkanego stworzenia, były dla nas niczym. Kiedy już nie pozostał nikt bliski mojemu sercu przy życiu postanowiłem oddać ludziom władzę nad Pierwszym Miastem, zamknąłem się w Głównej Wieży gdzie trzymałem Źródła i poświęciłem się studiowaniu ich. Wychodziłem co raz rzadziej, świat zaczął się zmieniać i ledwo byłem już w stanie rozpoznać moje własne miasto. Stworzony przeze mnie dom, a znajome twarze widziałem jedynie na stronach w książkach, obrazach lub pomnikach. Mój lud się zmienił, to już nie było moje miasto, moi ludzie. Czcili mnie jak jakiegoś boga, modlili się do mnie. Za każdym razem jak wychodziłem to nie spuszczali ze mnie wzroku, oddawali rzeczy za darmo, wypowiadali ciche modlitwy i wykonywali taki sam gest; przyciskali ściśniętą dłoń do ust, do klatki piersiowej i do czoła schylając przy tym głowę. Wierzyli, że sprawuję po cichu opiekę nad tym miastem i wszystkimi ludźmi, a historie o stworzeniu Pierwszego Miasta i pozyskaniu Źródeł co raz bardziej odbiegały od prawdy, wywyższając mnie i zapominając o moich towarzyszach broni. Ludzie ze sobą walczyli, poniżali słabszych i dbali tylko o samych siebie. Patrząc na to na myśl przychodziły mi tylko Apalala i Scylla, i ich walki, podczas których nawet niewinni cierpieli. To nie tak miała wyglądać ludzkość, to nie tak miała wyglądać nasza potęga, mieliśmy być lepsi od pierwszych Strażników, a staliśmy się gorsi. Najbardziej mną wstrząsnął fakt, że wszystko działo się tuż pod moim nosem, a ja nawet nie zdawałem sobie z tego sprawy.
Musiałem to jakoś naprawić.. I już miałem pomysł jak. Nadszedł czas by przestać mieszać się w losy ludzi raz na dobre, przed tym jednak musiałem wpłynąć na nich ten ostatni raz. Zajęło to trochę czasu ale udało mi się przenieść wszystkie Źródła, każde z osobna, dokładnie ukryte i zabezpieczone przed niepożądanymi, chciwymi dłońmi. Do czegoś przydało się to odcięcie na tyle lat od ludzi w swojej pracowni, mogłem robić tam co chciałem bez niechcianych spojrzeń, czyli mogłem znikać nawet na miesiące i nikt tego nie zauważał. Po tym zostało mi już wyjść do ludzi, przypominając jak najbardziej Boga, którego by się spodziewali zobaczyć i ogłosić wielkie wieści. Niekoniecznie dobre wieści, jeśli mam być szczery. Mieszkańcy Pierwszego Miasta dowiedzieli się, że w ciągu ostatnich lat ludzie pogwałcili i nadużyli otrzymane moce i połączenie ze Źródłami, przez co teraz poniosą tego konsekwencje. Połączenia będą powoli zrywane, dopóki całkowicie nie znikną z życia ludzi, o ile sytuacja na świecie się nie poprawi oczywiście. Jedyną opcją na powrócenie do pełni mocy było udowodnienie, że myliłem się i ludzie wcale nie są tak źli, na jakich teraz wyglądają. Dopóki nowy Strażnik, o szlachetnych zamiarach nie nawiąże połączenia ze Źródłami, proroctwo będzie się spełniać. Pełne dramaturgii wystąpienie zakończyłem faktycznym zerwaniem połączenia ze Źródłem ognia paru osób na widowni i wśród oburzonych krzyków i stworzonej przeze mnie mgle ulotniłem się do opuszczonej uliczki, w której wcześniej zostawiłem wygodniejsze i mniej rzucające się w oczy ubrania na zmianę i torbę wypchaną najpotrzebniejszymi rzeczami z pracowni. I tak właśnie opuściłem Pierwsze Miasto, mój ukochany dom, nie oglądając się choć raz za siebie i zakrywając twarz obszernym kapturem lekko zniszczonej, brązowej peleryny. To był pierwszy raz od bardzo, bardzo dawna gdy poczułem łzy na policzkach i ścisk w klatce piersiowej tak mocny, jakby serce pękało mi przynajmniej na kilka części. Wszystko co znałem zniknęło, ten świat jest mi obcy. Ale to nie czas by się mazać i załamywać dawnymi niezbyt korzystnymi decyzjami, trzeba jeszcze dopilnować by Strażnikiem został ktoś odpowiedni, pasujący do przedstawionego ludziom wcześniejszego opisu.
-------------------------------------------------------------------------------
Postanowiłam napisać tę historię od nowa, stare części zostały usunięte i mam nadzieję, że dobrze przyjmiecie odnowioną wersję! Dziękuję za uwagę i zapraszam do wyruszenia ze mną i głównymi bohaterami w tą pełną przygód i magii podróż! Wszelkimi uwagami można śmiało dzielić się w komentarzach. Miłego <33
CZYTASZ
Pustynni
ActionPo wielkiej zagładzie, kiedy to właśnie powstał Nowy Świat a człowiek nie miał najmniejszego znaczenia pośród wielkich i potężnych stworzeń ludzie musieli sobie ciężko zapracować na spokojne i łatwe życie, którym mogą się teraz cieszyć. Jednak przez...