Rozdział 7

1.9K 165 11
                                    

Krystian

Zachowaj spokój.

Porządny wdech nosem...

Wciągnąłem do płuc tyle powietrza, że sam zauważyłem, jak moja klata urosła w oczach.

Powolny wydech...

I DYSKRETNY!

W porę zapanowałem przed uzewnętrznieniem swojego zdenerwowania.

Byłem zaprzyjaźniony z pracą w warunkach wysokiego ryzyka. W bagażu moich doświadczeń znajdywało się wiele zdarzeń, podczas których prawdopodobieństwo śmierci znacznie przewyższało szanse na przetrwanie. A jednak za każdym razem uszedłem z życiem. Zahartowałem się dawno temu i przyzwyczaiłem do obcowania w sytuacjach stresowych. W zasadzie niewiele co potrafiło zrobić na mnie wrażenie po powrocie z wojny.

W ABW bywały jakieś trudności, miewałem wyzwania, zdarzały się wyrzuty adrenaliny, ale to tyle. Do niczego nie miałem osobistego stosunku. Teraz było inaczej. Utknąłem między młotem a kowadłem. Z jednej strony na szali było zdrowie Sary, które zakłócało mój spokój w stopniu dotkliwym, z drugiej strony miałem do stracenia... wszystko. Znałem swoje priorytety. Absolutnie nie zamierzałem niczego poświęcać dla... gówniary, jeśli spojrzeć prawdzie w oczy. To śmieszne i absurdalne, że w ogóle mnie zainteresowała. Ja taki nie byłem, nigdy. Starałem się być uczciwy w stosunku do wszystkich kobiet, podchodzić do nich z szacunkiem nawet, kiedy nie miałem go za grosz. Nie zawsze mi to wychodziło, ale etyka nigdy mnie nie zawiodła w przypadku studentek. Żadna nie zawróciła mi w głowie, to było niemożliwe, przekonałem się przez trzydzieści dziewięć lat. Niespodzianką okazało się dla mnie to, że Sarze udało się wkraść do moich myśli.

I łóżka.

No tak, i do łóżka. Ale to tyle. Mogłem to zakończyć bez najmniejszego problemu.

– Renato – odezwałem, przerywając chwilę kompletnej hibernacji. Najwyraźniej nikt nie wiedział, co robić. To dziwne. Ja wiedziałem. Sara powinna natychmiast znaleźć się w łóżku i dostać porządne śniadanie, a także witaminy.

I wszystko, czego zapragnie.

Własne myśli mnie szokowały. Ona tylko zasłabła...

A jeśli to coś poważniejszego?

Najchętniej widziałbym ją w szpitalu na szczegółowych badaniach.

Dość tego!

– Poradzisz sobie? – celowo zwróciłem się do starszej z kobiet, jako że oficjalnie to ją znałem na tyle, żeby się spoufalać. – Spieszę się. – Miałem wrażenie, że oziębłe wypowiedzenie tych słów plasowało się poniżej mojej godności. Mimo że nie istniało w nich nic bluźnierczego, miały moc zniszczenia. Niemal poczułem, jak przecięły i rozdeptały uczucia Sary.

Była tu jednak tylko jedna osoba, która mogła zadbać o mnie i bronić mojego interesu. Ja byłem tą osobą. Właśnie to powtórzyłem sobie, kiedy Renata rzuciła mi oburzające spojrzenie. Właściwie, dlaczego to zrobiła? Czy w normalnej sytuacji do jednego omdlenia rzeczywiście potrzebny był sztab ludzi? Bo to, że do omdlenia Sary był potrzebny to nie miałem wątpliwości. Ale musiałem myśleć trzeźwo...

– Oczywiście, niech pan idzie – wydusiła Sara, nie patrząc na mnie. – Nic mi nie jest. Przepraszam za zamieszanie... I dziękuję za pański czas... panie Krystianie – dodała.

Niech cię szlag, pani Saro.

Zakończyć to bez najmniejszego problemu, tak to szło?

Chrząknąłem, przełykając ślinę i dając sobie tym samym moment na przywołanie się do porządku. Już po chwili zmodyfikowałem odrobinę swoje plany. Wciąż uważałem, że mogę zakończyć wszystko bez najmniejszego problemu. Tyle tylko, że... inaczej. Musiałem to zrobić z pełnym szacunkiem, jaki należał się Sarze.

Pani Sarooo...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz