Płakałam. Płakałam tak bardzo, że nie mogłam złapać oddechu.
-spójż na mnie - powiedział spokojny głos bruneta, odbił siẹ jedynie echem w mojej głowie, nie chciałam na niego patrzeć.
Siedziałam skulona na podłodze w kącie, uszy zatykałam rẹkoma, a mój oddech z każdą chwilą przyśpieszał.- oddychaj. - powtórzył. Nie krzyczał na mnie. Hubert nigdy niekrzyczał. Czasem bywał nie miły. Był jedną z tych osób, które poproszone o coś odmówią, a potem i tak to zrobią. Lubił trzymać mnie w konsternacji, bo nigdy nie rozróżniałam jego sarkastycznych żartów.
- wdech i wydech - powtarzał łagodnie. Teraz na niego spojrzałam, chciałam sprawdzić czy sam oddycha, zamiast tego zobaczyłam tylko jego smutne oczy. Hubert zawsze miał smutne oczy, a przynajmniej od zawsze kiedy go znałam. Nawet kiedy siẹ śmiał wyglądał jakby jakaś jego cząstka płakała. To przez to, że stracił kogoś, kogo kochał. Ja też, chociaż nie tak jak on. Ja zrobiłam to sama, nikt mi nie pomagał i jestem temu stu procentowo winna.
Powoli zaczẹłam oddychać, zaczẹliśmy razem. Nie był to czysty oddech, ale taki przerywany przez płacz.
-opowiedz mi o tym.-powiedział, kiedy już odzyskałam oddech, chociaż łzy dalej ciekły mi po policzkach.
-nie chcẹ -wyszeptałam rozglądając siẹ po pokoju.
Hubert wstał z kolan i usiadł na łóżku. Wszystko tutaj było takie dobre i znajome, pachniało jak bezpieczeństwo i dom.
Ciemnoróżowe ściany z trzema szarymi pasami tapety po środku. Tapeta odpadała, a brunet starał siẹ ją przyklejać za pomocą klaju biurowego i taśmy. Po prawej łóżko Damiana - jego współlokatora. Pstrokata żółto-czerwono-granatowa pościel złożona na metalowej ramie. Obok komoda, w kolorze rudym. Znam zawartość każdej z tych szuflad. W jednej są leki i zioła na wszystkie choroby, które możesz sobie wymyślić, w drugiej przyprawy w dużych kilkukilowych workach, a w tej najniżej teczki z papierami. Na niej stoi drukarka i granatowe segregatory. W każdym z nich są obwoluty na dokumenty zaczynające siẹ od dużej kartki z wypisaną nazwą przedmiotu, a dalej są wszystkie zgromadzone przez niego notatki i materiały. Hubert studiuje na dwóch wydziałach. Elektromechanikẹ i ekonomiẹ, tak wiẹc czẹść teczek jest podpisana inaczej.Zauważam, że myślenie o tym przynosi mi spokój. Przyciągam kolana pod brodẹ.
Tuż przede mną stoi stolik. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby ten stolik był pusty. Jest na nim monitor z warstwą kurzu, siatka z cukierkami czekoladowymi kupowanymi na wagẹ. Srebrny zegarek, który jest wart dwa razy tyle co sama jego bransoleta, paczka otwartych husteczek. Deska do krojenia z wzorem w kwiatki, której rok temu zapomniała Natalia z pierwszego piẹtra. Brudny talerz po obiedzie. Dzisiaj na obiad jedliśmy klopsy z sosem pomidorowym. Właściwie to jest mój talerz, ale gdzie jest widelec? Nad stolikiem wisi półka z piẹcioma okienkami. Trzy są zawsze puste, w jednym stoi perfum calcina klaina "one" wiem, bo mam taki sam tylko damski. Hubert zawsze mówi, że go nie lubi, ale psika siẹ nim za każdym razem jak wychodzimy i wie, że spotka swoją dziewczynẹ.
Patrze teraz na niego kątem oka.
W ostatnim okienku jest zdjẹcie jego mamy. Nie widać na nim połowy jej twarzy, bo zasłaniają ją włosy, czarne i krẹcone, jak u Huberta. Wałkuje ciasto, obok stoi mały chłopiec i z zaskoczoną miną wpatruje siẹ w maminą pracẹ.
Hubert w końcu odkłada książkẹ o Mikroekonomii, którą cały czas przeglądał. Dawał mi czas. Zawsze tak robi.
Dopiero teraz zauważam, że jest ogolony. Rzadko to robi. Zazwyczaj nosi kozią bródkę i wąsy zasłaniające połowę ust. Teraz dokładnie widzę jego usta, jeden ich kącik szelmowsko unosi się w górę.
-już? - pyta wyczekująco.
Wtedy ja w końcu podnoszę się z ziemi i siadam obok niego na łóżku. Plecami opieram się o ciepły kaloryfer.
-nie chcę żebyś wiedział, jest mi tak bardzo wstyd. - mówię ocierając łzę wierzchem dłoni.
-myślę, że to nie ma znaczenia. Płakałaś u mnie na podłodze. W kącie gdzie nigdy nawet nie zamiatałem. Gorszego zdania o tobie już mieć nie mogę. - uśmiechnął się i sięgnął po siatkę cukierków że stołu. - no chyba, że wtedy w klubie, kiedy wyszłaś z Wojtkiem. -posłał mi znaczące spojrzenie szeleszcząc papierkiem.
Roześmiałam się na to. Potem uderzyłam go w ramię.
-wiesz przecież jak trudno było mi się go pozbyć! Zresztą spławiłam go potem!-yhym i umówiłam się z nim jeszcze raz! -przedrzeźniał mnie.
-musiałam sprawdzić jak wygląda w świetle dziennym! - broniłam się kradnąc mu cukierka.
-a ja musiałem cię potem ratować z tej rand-ki - podkreślił teatralnie ostatnie słowo odbierając mi cukierka.
-to jak będzie z tym opowiadaniem? Chcę wszystko wiedzieć jak na spowiedzi, ale nie do celów plotkarskich. Musisz to w końcu z siebie wyrzucić, żeby zacząć żyć i w końcu lepiej funkcjonować.
Od jak dawna tak płaczesz i się obwiniasz? Rok? Półtora?
CZYTASZ
Dasz Sobie Radę.
RandomHistoria prawdziwej przyjaźni damsko- męskiej, tragicznej miłości i kilku nieprzemyślanych decyzji.