11. [8 lat wcześniej]

965 86 7
                                    

8 lat wcześniej

-Nie wierzę, że chodzisz z Sophie Moore!- krzyczała Riley, biegając wokół drzewa na wyspie.

-Ile razy mam ci tłumaczyć, że z nią nie chodzę?- zapytał znudzony Declan, opierając się o pień drzewa, starając się wyciszyć z wszelkich dobiegających go hałasów. Nigdy nie widział przyjaciółki w takim stanie, miała napad furii połączonej z nadmiernym przypływem energii i szaleńczym śmiechem. Nie mógł z tego wywnioskować, co tak naprawdę myśli, a zazwyczaj udawało mu się to bez problemu.

-Nie w ogóle- mruknęła opadając na ziemię, siadając koło niego- Szkoda, że mi nawet nie powiedziałeś. MI, twojej najlepszej przyjaciółce.

Declan zaśmiał się pod nosem przyglądając się naburmuszonej przyjaciółce. Wyglądała po prostu śmiesznie. Nie zmieniało to faktu, że nawet wtedy wyglądała dla niego perfekcyjnie. Z roku na rok, coraz bardziej się zmieniała i pomimo że, za każdym razem wyglądała inaczej, zawsze była w stu procentach sobą. Teraz miała proste włosy sięgające za ramiona, prostą grzywkę opadającą na czoło. Swoje naturalne czarne włosy przefarbowała na rdzawe bordo, twierdziła, że ta zmiana jest jej koniecznie potrzebna, w sumie nie wyglądała bardzo źle. Zaczęła malować rzęsy i podkreślała oczy czarną kredką. Trudno było określić jej styl. Był na pewno oryginalny, lubiła rurki i luźne koszulki z jej ulubionymi zespołami, glany i ćwieki.

-Teraz ona będzie ważniejsza ode mnie tak?- powiedziała już o wiele spokojniej. Declan miał ochotę się zaśmiać, ale spojrzał na przyjaciółkę i zrozumiał, że ona wcale nie żartowała.

-Nikt nigdy cię nie zastąpi- odpowiedział Declan obejmując Riley ramieniem.- Obiecałem ci, że nigdy cię nie opuszczę, a ja dotrzymuję słowa.

Declan spędził z Riley każdy dzień tygodnia, aby wynagrodzić jej to, że w sobotę wychodzi z Sophie i Aaronem do miasta. Oczywiście namawiał ją wiele razy, aby się do nich przyłączyła, ale wizja spędzenia całego popołudnia w towarzystwie Moore, nie napawała Riley optymizmem. Tak więc w sobotę, gdy pożegnała się z przyjacielem, postanowiła odwiedzić innego Collinsa- Darren’a.

Nie widziała go od bardzo dawna, odkąd zaczął studiować miał coraz mniej czasu, ale na weekendy wracał do domu. Była to jedyna szansa, żeby go spotkać. Wyruszyła więc od razu, nie tracąc czasu. Zdziwiło ją, że nie spotkała Darren’a, jak zwykle grzebiącego przy jego starym fordzie, ani nawet na podwórku, przed domem. Znalazła go dopiero, gdy weszła do jego pokoju na piętrze. Jak zwykle w pokoju panował „artystyczny nieład” jak to zwykł nazywać właściciel. Darren siedział na podłodze, grzebiąc w swojej torbie z ubraniami.

-Puk, puk- powiedziała Riley i wychyliła głowę do środka.

-Riley!- wykrzyknął uradowany chłopak, podszedł do niej i uśmiechnął się.- Wieki cię nie widziałem! Gdzie Declan?

-Zajęty- odpowiedziała krótko dziewczyna i wyminęła Darrena. Rozglądnęła się po pokoju i usiadła na łóżku, które okazało się jedynym nie zawalonym rzeczami miejscem.

-Nie podoba mi się ten ton Dickens- z twarzy chłopaka zszedł uśmiech, szybko zajął miejsce koło gościa.-Co jest?

-Nic takiego- odpowiedziała cicho, starając się uniknąć kontaktu wzrokowego.

-Ale…

-Proszę, przyszłam tu po to, żeby o TYM nie rozmawiać, mogę sobie pójść jak chcesz- dodała nieco głośniej.

-Okej, okej.- Darren uniósł do góry ręce wskazując, że się poddaje.-W takim razie co cię tu sprowadza?

-Chciałam zobaczyć co słychać u mojego starego Darren’a- uśmiechnęła się- Jakieś plany?

Never let me goOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz