ROZDZIAŁ VII: ŁOSIE

2 1 0
                                    

HANNAH:

  Z samego rana przygotowałam posiłek dla mnie i Natana. To on zawsze przygotowywał posiłki dla mnie.
  Gdy Nat się obudził był niezwykle szczęśliwy. Uwielbiam sprawiać komuś przyjemność, wywoływać uśmiech.

  Niedługo po śniadaniu czas by wyruszyć do pracy. Nie wiedziałam czego ani kogo mam się tam spodziewać. 
  Pierwszego dnia miały odbyć się polowania. Gdy dotarłam przed miejsce zbiórki zauważyłam niepełny tuzin Elfów. Podeszłam bliżej. Każdy z Elfów trzymał łuk i włócznię. Ja dodatkowo przyniosłam szablę oraz nóż, z którym wolę się nie rozstawać. 
  Rozglądając się zauważyłam, że nie ma w naszym gronie Elfek. Byłam jedyna. 
  Rozległ się kolący w uszy dźwięk. Wszyscy zwrócili wzrok w kierunku dobrze zbudowanego Elfa. Jego oczy nie były żółte - dziwna sprawa. 
  - Wyruszamy do lasu. Na zachód. Podzielimy się w pary. - Spoglądał w twarze niektórych z nas. - A ty? Co tu robisz? Po co ci tyle broni?
  - Zostały przydzielone mi obowiązki, wypełniam je. A broń, jak miewam, służy do skutecznego ataku i obrony. - Część Elfów roześmiała się.
  - Nie zostawaj w tyle, nie będziemy czekać. - Na jego słowa tylko skinęłam głową. - Idziemy. Ty! - Zwrócił się do mnie - Idziesz ze mną. Nadajesz tempo. 
  - Mam nadzieję, że ta gromada nie będzie nas spowalniać - powiedziałam patrząc w jego szare oczy.

  Wyruszyliśmy. Dałam całej gromadzie niezły wycisk, słyszałam ich szepty i błahe teksty na mój temat.
  Słońce powoli zmierzało na zachód.
  Stanęłam, wszyscy zatrzymali się zaraz za mną wpadając na siebie nawzajem. Łosie. Wskazałam na trzy dorodne  łosie przed nami. Palcami pokazałam że każdy ma się podzielić na grupy po trzy Elfy i ruszyć na zwierzynę. 
  Łucznicy wyszli na przód i razem ze mną wycelowali w łosie. Oddaliśmy strzały niemal równocześnie. 
  Jeden z łosi uratował się i odbiegł kawałek dalej. Ktoś chyba pobiegł w jego stronę,  ja podbiegłam do jednego z postrzelonych. 
  - Nie zabijajcie ostatniego! - Krzyknęłam.
  - Co!? - Usłyszałam gdzieś zza drzew.
  - Nie zabija.. - nie zdążyłam dokończyć i usłyszałam pełen boleści ryk.
  Cielę wpatrywało się we mnie swoimi przerażonymi ślepiami. Zaplątało się w starą gałąź. Do oczu napłynęły mi łzy. 
  - Jeszcze raz.. Jeszcze raz się rozdzielicie, bo coś sobie udowadniać! - krzyknęłam. - Nie macie prawa! Pozbawiliście to ciele matki! Jak ma sobie poradzić?
  - Spokojnie. - Powiedział do mnie szarooki Elf.
  - Nie, nie spokojnie. Zabierzcie ciała do wioski, zajmę się cielakiem.
  - Ja mogę go zabić, jeżeli chcesz?
  - Zabić? - Zrezygnowanym tonem dałam mu do rozumu, że ma już odejść.
  Wyplątałam cielaka z gałęzi i zawiązałam mu na szyi luźno sznur. Postanowiłam, że zamieszka ze mną i Natanielem. 
  Jako iż polowanie skończyło się szybciej, niż praca Nataniela udałam się z wózkiem na targ po deski i kołki. Z tego co wiem, narzędzia i gwoździe są w domu. Może jeszcze dziś uda się zbudować cielakowi nowy dom, by nie musiał spać z nami. 
  Po drodze na powrót spotkałam Elfa sprzedającego truskawki. Wzięłam jeden porządny koszyk, podziękowałam i ruszyłam w dalszą drogę. 
  Ciele ucieszyło się, gdy dałam mu truskawki. Muszę pomyśleć nad imieniem dla niego, nie mogę go wiecznie nazywać cielakiem.

  Niedługo miał zjawić się Nat. Przygotowałam stołek - przykryłam go jedną z serwet która leżała na innym, mniejszym stołku. Na ogniu podgrzałam mięso oraz wodę w misie z dziwnego materiału, którą również znalazłam w tej chacie. 
  Chwilę później mięso było gorące i wyłożyłam na tacę. 
  Wyszłam na zewnątrz by nazbierać do kosza trawy i rumianku dla cielaka. Dorzuciłam parę truskawek, by zachęcić młode zwierzę do posiłku. Łoś zaczął jeść, a do domu wszedł Nat.
  - Witaj! - Powiedziałam pogodnie idąc w stronę pieca, na którym woda właśnie zaczęła bulgotać.
  - Co się dzieje? - Zapytałam, bo nie dostałam odpowiedzi od Nataniela.
  Spojrzałam w jego stronę a po chwili przekierowałam wzrok na cielaka zajadającego się rumiankiem. 
  - A.. To... On.. To łoś. - Powiedziałam ukazując przednie kły w szerokim uśmiechu.
  - Widzę...
  - Zamieszka z nami. - Zaparzyłam herbatę.
  - Ale co on tu...
  - To z pracy.. 
  - Nie mieliście zabijać zwierząt? - Zapytał ironicznie.
  - Nie zabiję cielaka. Teraz chodź, obiad gotowy. Pomyśl nad imieniem. - Rzekłam pośpieszając go do posiłku. - To samiec.

draco oculosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz