24. ZOE

760 48 28
                                    

Dzień dobry!

Zaczynam nadrabiać zaległości. ✍️  Jutro postaram się wrzucić następny rozdział. Mam nadzieję, że to dobra wiadomość. 😀

Miłego czytania! ❤️

------------------------------------

Santo, pomimo moich protestów, eskortował nas do hotelu, odprowadzając pod same drzwi. Drzwi ledwo zdążyły się zamknąć, a my już usłyszeliśmy pukanie. Zmarszczyłam brwi, spoglądając pytająco na Dex'a.

— Zaczekaj — powiedział, gestem dłoni nakazując mi pozostać w miejscu.

Zignorowałam go. Gdy olbrzym otworzył drzwi, stanęłam w ich świetle. Zaskoczona wybałuszyłam oczy.

— Nie wiem, czy kiedykolwiek w życiu czekałem na kogoś tyle czasu.

— Jeśli chciałeś wywołać u mnie wyrzuty sumienia, nie udało ci się. — Założyłam ręce na piersi, wlepiając w mężczyznę zdziwione spojrzenie. — Po co przyszedłeś?

Mauricio skarcił mnie wzrokiem i wszedł, nie czekając na zaproszenie. Dex zagrodził mu drogę.

— Wpuść go, proszę — zwróciłam się do olbrzyma.

Dex odsunął się słysząc moją prośbę. Tymczasem Olvaldi wparował jak do siebie, a wraz z nim jego pachołek. Rozejrzał się po pokoju. W końcu usiadł przy stole, nadmiernie wyprostowany. Wyblakłe spojrzenie ponownie otaksowało moją sylwetkę. Nie potrafiłam tego wytłumaczyć, lecz przy nim czułam się niepewnie... Jego teflonowa powłoka odstraszała na kilometr. Ta rezerwa była inna niż w przypadku Noah. Mroczniejsza. I sięgająca trzewi.

— Jestem ci winien przeprosiny.

Nie wierzyłam własnym uszom. Otóż, Mauricio Orvaldi, przyszedł mnie przeprosić.

Nie do wiary!

Stałam na środku pokoju, wpatrując się w mężczyznę siedzącego przy stole. Zaczęłam rzuć nerwowo dolną wargę, próbując podjąć niełatwą decyzję. Być może ta niespodziewana wizyta jest darem od losu, którego potrzebowałam.

Miałam być marchewką dla osła?

Proszę bardzo.

Będę najlepszą marchewką w historii!

Opuściłam ręce i podeszłam do stołu, zwracając się przelotnie do Dex'a.

— Zostaw nas, proszę.

Niezadowolony, wycofał się ówcześnie spoglądając na Alec'a. Wymienili między sobą spojrzenia. Ten drugi kiwnął głową i został za drzwiami apartamentu. Kiedy zyskaliśmy namiastkę prywatności, podeszłam do stołu, przyglądając się twarzy Mauricia, dostrzegając zasinienie na jego twarzy — pamiątkę po zderzeniu z pięścią Gambino. Usiadłam przy stole i czekałam, wciąż nie spuszczając z niego wzroku. Cisza zaczynała się przedłużać. Patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Jego mroźne spojrzenie idealnie pasowało do posągowej figury, którą był na co dzień, jedyny mankament stanowiło przebarwienie.

— Zjedz ze mną lunch — powiedział w końcu, jednocześnie uderzając palcami o blat stołu. — W ramach przeprosin. Zachowałem się jak palant, chciałbym ci to wynagrodzić.

— Teraz? Czy wcześniej? W limuzynie, czy na przyjęciu? A może w domu Stefano? Przypomnij mi, bo możemy mieć zgoła inną definicję palanta.

— W każdym z tych miejsc — odparł krótko z wyczuwalną irytacją.

— Dobrze, że przynajmniej o tym wiesz.

Mauricio położył rękę na mojej dłoni. Zmarszczyłam brwi zaskoczona. Chciałam zabrać rękę, jednak on miał inny plan. Zacisnął palce, uniemożliwiając mi cofnięcie ręki. Spojrzałam w jego brązowe oczy.

Podziemny układ. Vendetta [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz