Rozdział III

70 12 4
                                    

Kolejne dni mijały tak, jak większość ostatnich miesięcy.

Ciężko.

Poranki zaczynał w pracy od odfajkowania listy obecności, by zaraz po naradzie móc zniknąć z biura. Uzbrojony w podręczną teczkę i służbowy laptop, mylnie szukał weny w szpitalnych mury. Ostatecznie i tak wszystkie sprawy zabierał do domu na noc. Cóż, nikogo w firmie nie interesowało, gdzie był i co robił, dopóki mieścił się w terminach przed deadline.

Dalej na jego liście must have każdego dnia, było wspólne śniadanie z Alicją oraz spotkania z jej lekarzem prowadzącym. Chciał być na bieżąco z wynikami żony, nawet tymi najgorszymi. Początkowo ordynator dość niechętnie podchodził do rozmów z Mikołajem. Jednak widząc jego zaangażowanie, zaczął inaczej traktować ich spotkania. Mężczyzna imponował mu wiedza, którą zdobywał. Wypożyczał specjalistyczne książki, czytał internetowe artykuły oraz oglądał konferencje kardiologiczne udostępnione mu przez rezydentów. Wielokrotnie też widział, jak rozmawia z innymi lekarzami o medycznych nowinkach.

Po spotkaniach zawsze wracał do Alicji, by opowiedzieć jej coś, co dodawało sił. Niestety, w ostatnich dniach nie potrafił odnaleźć w sobie pozytywnej energii. W rozmowach z żoną zrzucał wszystko na pogodę. Dobry wykręt, nie był zły. Tym bardziej, gdy aura za oknem potrafiła w kilka godzin zmienić zimę stulecia w błotnistą breję. I wszystko tylko po to, by następnego dnia rano, całe miasto zostało sparaliżowane intensywnymi opadami śniegu.

We środę przy obiedzie, Alicja musiała prowokować rozmowę, co dodatkowo ciążyło Mikołajowi. Fakt, nie pytała o pierniczki, więc i on nie miał zamiaru chwalić się swą porażką. Ta zachcianka, jak pozostałe z listy życzeń, nie miała terminu ważności tak jak jej chore serce. Dlatego mężczyzna postanowił ponownie odwiedzić świąteczny jarmark. Liczył, że tym razem kupi korzenne pierniczki i może ponownie spotka tajemniczą postać anioła? Śmiech kobiety nieustannie brzmiał w jego głowie, a zamykając oczy widział białe skrzydła rozświetlające mrok.

Zastanawiał się, czy nie jest to znak z nieba, którego symboliki nie zrozumiał.

Gdy wrócił myślami na ziemię, Alicja korzystała z popołudniowej drzemki. Otworzył laptop, dziękując w duchu za to, że przynajmniej leki przynoszą jej spokojny sen. Przetarł dłońmi zmęczoną twarz i spojrzał na firmowe wykresy. Prezes czekał na podsumowanie roku oraz kilka innych analitycznych bzdur. Musiał się sprężyć, tym bardziej że obiecano mu wysoką premię z bonusami. Do tego, sam właściciel spółki, zapewnił go o dodatkowym wynagrodzeniu za ogrom włożonej pracy. Według niego, to dzięki pomysłom Mikołaja, firma rosła w siłę.

- Jedni zyskują, drudzy tracą. - podsumował własne myśli, poprawiając się na niewygodnym szpitalnym krześle.

Kliknął ikonę papierowego samolociku i czekał, aż wszystkie raporty zostaną wysłane. Zawieszając wzrok na migającym kursorze poczuł zmęczenie. Męty pływały przed jego oczami, a skronie pulsowały ostrym bólem. Od miesięcy zarywał noce na intensywną pracę i dodatkowe zlecenia. A wszystko po to, by za dnia każdą chwilę poświęcać żonie. Musiał dwoić się i troić, bo jeśli jego finansowe kalkulacje były poprawne, to wraz z początkiem nowego roku skonsultuje Alicji z najlepszą kliniką kardiologiczną na świecie. Z lekarzami operującymi beznadziejne przypadki skazywane na śmierć. Oczywiście, to wszystko wspierane zbiórką charytatywną mogło pozwolić na to rozwiązanie.

Spojrzał na spokojnie śpiącą Alicję. Wyglądała tak beztrosko, jakby cały ten przeklęty ARVC był jedynie fikcją. Miał wrażenie, że uśmiecha się lekko, czując ulgę od ziemskich trosk. Pospiesznie spakował laptop i pozostałe rzeczy do torby, a następnie wbrew szpitalnym restrykcjom, położył się obok niej.

Serce z piernikaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz