Rozdział 2

17 2 0
                                    

Siadamy razem w restauracji śmiejąc się w niebogłosy z żartu który zafundował nam Lars.

-No ale ja wam mówić, on nie chciał mi dawać upustu. To ja mu pokazać palec. A on do mnie że ja być głupi bo to nie ten palec.

Ponownie wybucham śmiechem. Chwytam się za brzuch, bo ten gagatek potrafi tak opowiadać godzinami. Wycieram kąciki oczu z łez od solidnej dawki śmiechu, wtedy podchodzi do nas uśmiechnięta kelnerka i daje nam menu.

-Melody, musisz dziś wracać? - pyta Emily, kiedy w końcu uspokaja oddech po salwie śmiechu.

-Muszę kochana. Na jutro mam do zrobienia 3 kompozycje na pogrzeb. Ale spokojnie. Myślę że jednak wyrwę się na te kilka dni do Philadelphi. Spędzimy trochę czasu razem. - uśmiecham się.

Emily wydaje niekontrolowany pisk a potem rzuca się na mnie.

-Ale się cieszę. Będzie jak za czasów studiów. - śmieje się.

Rozmawiamy jeszcze chwilę na niezobowiązujące tematy i spoglądamy w menu, wybierając dania.
Podchodzi do nas kelnerka z notesikiem więc każdy zajmuje się tym co ma zamówić.

-Ja poprosić stek z groszek i ziemniaków.- kątem oka widzę jak kelnerka mimowolnie się uśmiecha i zabawnie marszczy nos, słysząc śmieszny akcent gościa.

-Ja poproszę tagliatelle z kurczakiem i parmezanem - odzywa się Emily.

A ja dalej mam zagwozdkę. Czy wybrać moje ukochane owoce morza czy może jednak makaron. W końcu decyduję się na połączenie tych dwóch rzeczy.

-Poproszę makaron penne z owocami morza. - kelnerka uśmiecha się i zapisuje wszystko w notesie.

-Czy coś do picia dla państwa?

Wszyscy zgodnie prosimy o duży dzban wody z cytryną.

-A wiesz że ostatnio widziałam Saltona? - mruga do mnie Emily.

Momentalnie moja twarz przybiera kolor pomidora. Na samą myśl o panu profesorze do którego miałam niebywałą słabość, robi mi się gorąco.

-Emily! - i trzepię ja w ramię ze śmiechem - co u niego?

- Oo a jednak dalej masz do niego słabość! - komentuje śmiejąc się.

-Nie, ciekawa jestem tylko.

-Córka mu się urodziła niedawno. Znaczy jakiś rok temu już- dodaje ze śmiechem - ale ... - zawiesza głos.

Czekam, ale gdy ta nic nie mówi ponaglam.

-No co, ale?

-Dał córce na imię Melody. - mruga do mnie.

-Aaaa weeeeź. - udaję że się złoszczę.

-Żartowałam, dalej jest takim dziwnym facetem.

Macham ręką żeby przestała i zwracam się do Larsa, tym samym zmieniając temat.

-Lars, kiedy wylatujesz do Holandii? - Lars co kilka miesięcy wylatuje do Holandii po nowe okazy tulipanów i żeby spotkać się z rodziną.

-Ja jeszcze nie wiedzieć. Ale to pewnie być już po Flower Show.

W końcu kelnerka przynosi nam jedzenie więc w milczeniu zabieramy się za jedzenie.
Rozpływam się nad doskonałymi przegrzebkami. Kalmary też są niczego sobie. Dawno nie jadłam tak doskonale przyrządzanych owoców morza. Zaczepiam przechodzącą kelnerkę. Udaję że mi nie smakuje i stanowczo domagam się spotkania z kucharzem.

-Ja.. tak. Już go proszę. - wystraszona kelnerka prawie biegiem rzuciła się do kuchni.

Czekam niecierpliwie. Jestem ruda a jak rude to i troszkę wredne. Uwielbiam trochę dodawać pikanterii do różnych sytuacji.
Widzę jak z kuchni wychodzi szczupły na około 40 letni mężczyzna. Widzę że para bucha mu uszami. Idzie do nas szybkim krokiem a dłonie zaciska w pięści.

10 sekund Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz