Rozdział 5

13 2 0
                                    

Kończę ostatnia kompozycję, sprzątam blat, układam kwiaty i wchodzę do biura.
Jestem zmęczona, obolała, rozdrażniona, głowa mi nieprzyjemnie pulsuje.
Wyłączam laptopa, gaszę światła, biorę mały bukiecik dla Pani Stone i szurając nogami, zmierzam do drzwi. Gdy kluczami przekręcam zamek odzywa się mój telefon.

-Hej Emily. Co tam?

-To chyba ja powinnam zapytać co tam. Słychać jakby Cię z krzyża zdjęli.

-Zmęczona jestem, i głowa mnie boli. Cindy wyciągnęła mnie wczoraj na kilka drinków.

-W środku tygodnia??

-O to samo ją zapytałam. Ale nie mogła sobie odpuścić barmana superciacha.

Słyszę jak Emily wybucha śmiechem więc i ja zaczynam chichotać.

-No cała Cindy. Do domu jedziesz?

-Prawie. Sąsiadka mnie zaprosiła na koniaczek i ciasto morelowe. Ale w moim przypadku nie wiem czy ten koniaczek to dobry pomysł.

-No wiesz klin klinem - parska śmiechem - a tak poważnie to będę rezerwować bilety na samolot. Też sobie już zarezerwuj, czas szybko mija.

-Tak, tak, wiem. Myślę że w sobotę na spokojnie je zamówię.

-Dobra kochana. To jesteśmy umówione. Wyślę Ci potem nazwę hotelu w którym się zatrzymamy żebyś też sobie rezerwacje zrobiła w razie czego.

-Dzięki Emily. Pozdrów Larsa. Paa

Chowam telefon do torebki, biorę głęboki wdech i otwieram auto. Automatycznie po przekręceniu stacyjki, uruchamia się radio i do moich uszu dobiegają dźwięki kodaline - all I want.
Wzrusza mnie zawsze ta piosenka, więc jadę ze spuszczoną głową i szklistym wzrokiem. Staję na czerwonym świetle i śpiewam razem z piosenką "Take my booodyyyy, take my booodyyyy" ...
Podjeżdżam pod dom, wysiadam i biorę bukiecik, torebkę z siedzenia i zatrzaskuję drzwi. Wchodzę tylko do siebie, żeby zostawić torebkę i ponownie wychodzę. Przekraczam trawnik i staję przed drzwiami sąsiadki, pukając 4 razy. Starsza pani w końcu otwiera i zaprasza gestem do środka.

-Dzień dobry kochanie. Ślicznie dziś wyglądasz.

-Tak jak zawsze, pani Stone. Proszę, to dla Pani. - podaje jej bukiecik.

-Oh są piękne. Hiacynty, frezje i narcyzy. Piękna kompozycja kochanie. Dziękuję.

-Ależ nie ma za co. Cieszy mnie że ktoś tak samo kocha kwiaty.

Zdejmuję buty i siadam na sofie rozglądając się po pomieszczeniu. Byłam już tu nie raz ale za każdym razem wystrój mnie zachwyca.
Tapety w kwiaty, na każdej półeczce serwetki ręcznie haftowane, bibelotki różnego rodzaju. Jest tu uroczo, tak swojsko, człowiek jak tylko wejdzie od razu czuję się swobodniej. Pani Stone stawia na stoliczku tacę na której jest dzbanek z herbatą, dwie filiżanki, patera z ciastem, na widok i zapach którego ślinka napływa do ust, i wielka karafka koniaczku.

-Ja chyba za koniaczek dziś podziękuję, chyba wczoraj trochę wypiłam alkoholu i dziś nie bardzo mam ochotę na niego patrzeć.

-Dziecko, ty nie wiesz że klin klinem się wbija? - nalewa mi kieliszeczek i mi podaje - zobaczysz, że lepiej się poczujesz, śmiało.

Ta starsza Pani jest nieobliczalna. Gdyby ktoś mi powiedział że istnieją tacy starsi ludzie w życiu bym nie uwierzyła. Popija koniaczku, bluzga kiedy trzeba, przegania akwizytorów równie skutecznie jak najlepsza ochrona, wymachując swoim parasolem. Niezwykła kobieta.
Nie chcąc robić jej przykrości, wychylam kieliszek a oczy prawie wychodzą mi z orbit. Gardło pali jakbym połknęła rozżarzony węgiel, z płuc ulatuje powietrze, a do oczu napływają łzy. Zaczynam dyszeć a potem wpadam w niekontrolowany kaszel i prawie padam na kolana.
Nieee...nie mogę uwierzyć, kiedy słyszę jak ta starsza wiedźma się zaśmiewa. Kieruję na nią mój zbolały, załzawiony wzrok i rzężę.

10 sekund Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz