Pielęgniarka wciska w wenflon kolejną porcję leku, przyjemne ciepło rozlewa się po ręce a potem po ciele.
Przymykam oczy bo czuję lekkie helikoptery, ten towar na serio jest mega mocny.
Co dziwniejsze, naćpana lekami mam jaśniejszy umysł.
Zaczynam zastanawiać się co robić dalej z moją kwiaciarnią, z mieszkaniem i w ogóle ze swoim życiem.
Ja wiem że utrata ręki to nie koniec świata, dla mnie niestety chyba tak. Muszę przewartościować cały mój dotychczasowy świat, bo że sama sobie teraz nie poradzę jest pewne jak to że dwa razy dwa jest cztery.
Z mamą raczej wracać do Tacomy nie chcę, sprzedawać swojego domku również nie chcę, ale sama zostać tam też nie mogę. Już pomijając fakt że mam gips, kiedyś w końcu go zdejmą ale... No właśnie ale, jak poradzić sobie z brakiem dłoni. Przecież nawet jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy dłonie wykonują podstawowe czynności , choćby głupie smarowanie chleba masłem, krojenie mięsa na obiad.
Tak więc czekało mnie sporo myślenia, a gdzie znajdę lepsze miejsce do myślenia niż szpitalne łóżko.
Przyznaję że nawet przeszło mi przez myśl poprosić o pomoc Panią Stone, ale staruszka nie nadawała się na nianię.-Chyba że wynajmę pielęgniarkę, co prawda trzeba jej płacić, co wiąże się z ponownym przemyśleniem co z zakładem, ale przynajmniej nie musiałabym sprzedawać swojego mieszkania. - wznoszę oczy do sufitu - ale jeśli sprzedam swoją kwiaciarnie taka zniszczoną ile za to dostanę? Aż takiego majątku na pewno nie, a pielęgniarkę trzeba opłacać cały czas. Boże... Czemu to nie może być prostsze? Nie wrócę z mamą do Tacomy, po moim trupie, jeszcze spotkam Roba a wtedy zamiast pokazać mu faka to wsadzę mu nogę w gipsie w dupę - zaczynam się śmiać sama do siebie ze swoich myśli, przysłaniam dłonią oczy - no dobra, sprzedajemy rozpieprzoną kwiaciarnie, kasę pakujemy w pielęgniarkę... Melody skup się, bo ciągle myślisz o czekoladowych oczach! - besztam się - No więc, sprzedajemy, nie wracamy do Tacomy wynajmujemy....
W tym momencie urywam bo słyszę cichy śmiech. Otwieram gwałtownie oczy i odsuwam rękę z oczu, spoglądając w stronę drzwi.
Przełykam ślinę i marszczę nos i czoło.-Boże .. ile słyszałeś?
-W zasadzie nie dało się chyba wyłapać żadnego konkretnego słowa, mamrotałaś do siebie jak w transie. Jakbyś jakaś klątwę rzucała - śmieje się.
-No zabawne, bardzo. Uważaj bo głowę podnosi wredna suka.
-Chyba wolę bardziej tą wyuzdaną. Dasz mi z nią porozmawiać? - śmieje się i puszcza mi oko.
-Gdyby nie te Twoje czekoladowe oczy, to byś dostał z gipsu w zęby. - marszczę gniewnie brwi.
-A ta to pewnie suka fetyszystka?
Na to już nie mogę wytrzymać i parskam śmiechem.
-Suka fetyszystka. Dobreeee - śmieję się głośno. - co tam dla mnie masz? - wskazuje na duże pudło w jego rękach.
-Obiecane czekoladki i radio. - uśmiecha się a ten uśmiech wnika we mnie rozjaśniając mi wnętrze jak lampion.
-Serio? Przyniosłeś mi czekoladki? - pytam niedowierzając na co on stawia pudło na krześle, wyjmuje radio a potem wyciąga ... Chyba z 5 czekolad, czekoladek, bombonierek i na koniec ciastka czekoladowe.
-Nie wiedziałem co lubisz, więc zabrałem po trochu wszystkiego. - mówi zakłopotany i podpina radio do prądu.
-Jezu, już mam Ci powiedzieć że cię kocham czy za chwilę?
Parska śmiechem i kręci głową wybierając stacje z muzyką.
-Czego słuchasz? Co lubisz?
-Dobra, to nasza druga randka więc mogę Ci powiedzieć. Lubię chyba każdy rodzaj muzyki. Jeśli kawałek ma to coś, wpada w ucho to nie ważne czy to hip hop, metal, pop czy jakaś rzewna ballada ja to polubię. A Ty?
CZYTASZ
10 sekund
Romance10 sekund. Tyle wystarczy by zmieniło się czyjeś życie bezpowrotnie. 10 sekund. Tyle zajmuje wymyślenie debilnego kłamstwa. 10 sekund. Tyle zajmuje zakochanie się od pierwszego wejrzenia. 10 sekund. Tyle wystarczy by policzyć do 10 i zacząć jeszc...