Rozdział XV - Jaki syn, taki ojciec

82 6 0
                                    

Był niedzielny poranek, a zimowa pogoda nie rozpieszczała. Louis już od paru godzin leżał, nie mając najmniejszej ochoty opuszczać swojego łóżka. Odwlekał ile się da konfrontację ze swoim ojcem. Około godziny 10, postanowił w końcu wygrzebać się z pieleszy. Zdał sobie sprawę, że uciekanie od problemów i tak nic nie da. Już przygotował się na to, że gdy tylko spotka ojca, ten będzie się na niego wydzierał. Było to bardziej niż pewne. Jedyną niewiadomą była kara, jaką dla niego wymyśli. Nie mógł to być szlaban albo odcięcie internetu, bo to rozwiązania dobre dla dzieci. Podejrzewał, że ojciec po prostu odetnie go od kasy, bo w końcu za głupotę się płaci. 

Zrezygnowany chłopak opuścił swój azyl, z nadzieją, że chociaż uda mu się napić porannej kawy, bez wysłuchiwania wykładów ojca. Gdy w korytarzu usłyszał charakterystyczny dźwięk uruchomionego ekspresu do kawy, resztki optymizmu go opuściły. Wszedł do kuchni ze spuszczoną głową, a Piotr Jankowski od razu odezwał się do niego ożywionym tonem. 

-W końcu wstałeś!

-No. Trochę boli mnie łeb. -odparł Louis, sięgając do szafki po swoją filiżankę do espresso.

-Co powiesz, żebyśmy wybrali się dzisiaj razem na obiad? -zaproponował Piotr, a Louis w pierwszej chwili pomyślał, że źle usłyszał. 

-Obiad? -zapytał zaskoczony chłopak. -Chyba lepiej powydzierać się na siebie w domu.

-Ale ja nie zamierzam na ciebie krzyczeć. Jesteś dorosły, więc po prostu poinformuję cię o konsekwencjach twojego zachowania. A poza tym, chciałbym jeszcze o czymś z tobą porozmawiać. -mówił zadziwiająco spokojnie.

Louis ciężko westchnął, po czym popił wodą tabletkę apapu. 

-Dobra. To powiedz mi najlepiej od razu o tych konsekwencjach. 

Chłopak chciał mieć to już za sobą, więc po tych słowach spojrzał wyczekująco na ojca.

Piotr Jankowski podparł się o blat, po czym demonstracyjnie zaczął odliczać na palcach. -Po pierwsze: zapomnij o jakichkolwiek dodatkowych pieniądzach na cokolwiek. Jedzenie masz w domu, a do szkoły masz blisko.

Louis wcale nie był zaskoczony tym co usłyszał, jednak naprawdę się obawiał, jak nagle poradzi sobie bez pieniędzy.

-Po drugie. -kontynuował Piotr, a Louis usiadł przy stole, czekając jak na ścięcie. -Jak tylko zdasz maturę, to masz iść do pracy i spłacić mi naprawę samochodu. A! I oczywiście jeszcze jedna ważna rzecz. O własnym samochodzie na urodziny możesz zapomnieć.

Chłopak dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak bardzo nie opłacało mu się odwalać tej akcji. Niestety, było już za późno.

-Jasne. Rozumiem. -powiedział przygaszony Louis, wpatrując się beznamiętnie w swoją kawę, na którą z tego wszystkiego stracił ochotę.

-To i tak są łagodne konsekwencje tego, co zrobiłeś. Musisz nauczyć się szacunku do pieniądza i doświadczyć na własnej skórze, że nie spadają one z nieba. -Louis przewrócił oczami, gdy ojciec zaczął wygłaszać swoje standardowe ojcowskie wykłady.

-Dobra, przecież to wiem. -warknął Louis. -A o co chodzi z tym obiadem? -zapytał, próbując zmienić temat.

-A musi o coś chodzić? Po prostu chcę porozmawiać z synem i spędzić razem niedzielne popołudnie.

***

Ernest z zacięciem patrzył na ekran komputera, czekając aż jego pojedynek się rozpocznie. Na uszach miał słuchawki, które bardzo skutecznie zagłuszały mu rzeczywistość. Jedyne co teraz słyszał, to dźwięk gry i głos Arnolda, z którym był na łączach.

Mój chłopak też jest kibolemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz