Następne dni mijały Amelie niezwykle szybko, unikała uczniów z Durmstrangu niczym ognia. Nie chciała nawet widzieć Iliyi czy kogokolwiek, kto mógłby jej o nim przypomnieć na oczy. Tydzień przed świętami odbyć się miały pierwsze ćwiczenia tańca. Uczniowie od czwartego roku wzwyż mieli wziąć udział w lekcjach walca, każdy dom oddzielnie.
Amelie wraz ze swoimi współlokatorkami weszła do sali, gdzie też miały się odbywać próby. Profesor Sprout spokojnym tonem omawiała czego będą się uczyć, dlaczego i jak ważne jest to, aby się przyłożyli. Większość nastolatków miała w głębokim poważaniu wszystko co mówiła profesorka, tylko nieliczni skupiali się na jej słowach.
— A więc spójrzcie na moje ułożenie dłoni na panu Davis'ie. — Profesor Sprout zwróciła uwagę puchonów na siebie i jednego z szóstorocznych, którego wytypowała na swojego pomocnika przy prezentacji. — Prawa ręka pana ma być na talli, lewa wyprostowana i delikatnie skierowana ku górze.
Filch włączył muzykę na starym gramofonie a profesor Sprout zaczęła prowadzić blondwłosego puchona. Po chwili, kiedy wszyscy mogli się już dokładnie przyjrzeć jak powinien wyglądać taniec, poleciła pozostałym uczniom dobrać się w pary a następnie pójść w jej ślady.
Amelie spojrzała na Harriet i Margot, jednak one nie zwlekały z doborem partnerów. Obie miały sporo dobrych znajomych, jednak Amy nie trzymała się zbyt blisko z rówieśnikami z jej domu. Cedric był jedynym wyjątkiem, więc szybko podeszła do niego, aby został jej partnerem.
— Diggory, wyświadcz przysługę najlepszej przyjaciółce swojej dziewczyny i zatańcz ze mną. — Powiedziała niemal błagalnym tonem, wywołując tym samym śmiech u chłopaka.
— Niech ci będzie, chodź. — Wyciągnął do niej dłoń, nadal wesoło się uśmiechając. — Liczę że wspomnisz Becce o tym jaki ze mnie wspaniały przyjaciel.
— Przemyślę to. — Złapała jego dłoń i pociągnęła go ku środkowi sali, aby zaczęli ćwiczenie tańca.
Po zakończonych lekcjach tańca przyszła pora na obiad, Fawley i jej najbliżsi znajomi już siedzieli przy stole, żywo dyskutując na temat ćwiczeń.
— Gdybyście widzieli minę Rona, gdy McGonagall kazała mu położyć rękę na swojej talii. — Bliźniacy wyśmiewali się z młodszego brata.
— Przysięgam, wyglądał jakby miał zejść na miejscu. — Dodał Fred.
— Bądźcie bardziej wyrozumiali dla młodego. — Odparła Amy, śmiejąc się z ich komentarzy. — Chłopak nigdy wcześniej nie dotknął kobiety. — Sama rzuciła żart w kierunku czwartoroczniaka, wywołując tym samym śmiech wśród pozostałych.
— Poza tym, z tego co słyszeliśmy, nie zaprosił nikogo na bal. — George uśmiechnął się kpiąco.
— Potter zresztą też zwleka.
— Na co oni czekają, znaczy jak Rona jeszcze rozumiem tak Potter miałby w czym wybierać gdyby się uparł. — Becca wzruszyła ramionami, spoglądając po znajomych. — Nie dość że jest reprezentantem, to do tego nie jest taki brzydki, nawet z pociętą buźką.
— Rebecca. — Cedric spojrzał na nią unosząc brwi.
— To że to dzieciak, nie znaczy że nie mogę stwierdzić faktów. — Odparła niewzruszona, ledwo ukrywając kpiący uśmieszek, powoli pojawiający się w kąciku jej ust.
— Widzę że zaczynają się kłopoty w raju, w takim wypadku ja stąd uciekam. — Zaśmiała się puchonka, biorąc ostatniego gryza swojego dania i wstając od stołu. — Wam radzę to samo, chyba że macie już gotowy referat do Snape'a. — Zerknęła wymownie na bliźniaków, a ci pokiwali głowami, zgadzając się z nią.
Niecałą minutę później we troje byli już poza wielką salą, a także polem rażenia, powszechnie znanym jako Rebecca.
— Co to był za referat? — Bracia spytali chórkiem, zatrzymując delikatnie przyjaciółkę.
— O ironio, o amortencji. — Spojrzała na nich, przekrzywiając w niedowierzaniu głowę. — Tak jesteście zaaferowani tym eliksirem, że to powinna być dla was pestka.
— Jak teraz o tym mówisz, to pamiętam że Val suszyła mi głowę i pilnowała żebym napisał to coś. — George podrapał się po głowie, jakby próbował sobie coś przypomnieć. — Ale nie pamiętam czy mnie dopilnowała.
— W takim razie lepiej leć do niej i się tego dowiedz, chyba że marzy ci się pisanie wypracowania po raz drugi. — Na te słowa chłopak skinął głową i zawrócił w kierunku wielkiej sali. — A ty? Napisałeś coś?
— Jedno zdanie, że idioci powinni mieć zakaz jej posiadania. — Skrzyżował ręce na piersi, na co Fawley jedynie przewróciła oczami.
— Idziemy, pomogę ci, beze mnie i Valerie nie przetrwalibyście tej klasy. — Udała się szybkim krokiem w stronę schodów, nawet nie oglądając się za siebie.
Fred nie mógł się nie zgodzić, zwłaszcza że szczerze mówiąc, niezbyt ich obchodziły zajęcia w tym roku, mieli swój własny plan na życie, w który nie wliczało się zakończenie edukacji. Chciał powoli wprowadzać w to Amy, jednak z jakiegoś powodu nie chciał jej zawieść. Obchodziło go to bardziej niż to, co jego matka miała do powiedzenia na ten temat, co trochę go przerażało.
— Siadaj, wezmę parę książek. — Puchonka poinstruowała chłopaka, a ten bez najmniejszego zawahania spełnił jej prośbę i usiadł do stołu. — Proszę bardzo. — Po dłuższej chwili wróciła, kładąc dwa, grube tomy tuż przed jego nosem.
— Nie było jakichś lżejszych lektur? — Spytał, żartobliwym tonem.
— Wiesz doskonale, że uwielbiam twoje żarty sytuacyjne, ale mamy pół godziny na napisanie tego, tak więc mniej gadania, a więcej pisania. — Otworzyła jedną z książek, po czym usiadła obok nastolatka. — Co już wiesz o amortencji?
— Że to najsilniejszy eliksir miłosny, jednak nie wywołuje prawdziwego uczucia? — Odparł, spoglądając na dziewczynę ze zmarszczonymi brwiami.
— Okej, coś więcej? — Zaczęła szperać w swojej torbie w poszukiwaniu pergaminu. — Coś co pozwoli ci zapisać to chociaż dwustronnie. — Podała mu niewielki zwój.
— No więc ma też ten silny zapach, jednak każdy odczuwa go inaczej w zależności od tego, co kto lubi czy coś takiego. — Amelie pokiwała głową z aprobatą.
— To już coś. — Pochwaliła go krótko. — Zaczniemy od teorii, później z czego się składa, gdzie znaleźć składniki, cechy charakterystyczne oraz oddziaływanie a na koniec... — Nie skończyła wyliczać, bo chłopak jej przerwał.
— Skutki uboczne złego wykorzystania eliksiru i antidotum? — To pytanie brzmiało raczej jak stwierdzenie, przy którym mocno zacisnął pięści, wspominając nie tak odległe wydarzenia z dziewczyną w roli głównej.
— Dokładnie. — Odparła lekko zmieszana, wiedząc do czego nawiązuje. — Zacznij pisać co wiesz, ja pomogę z resztą, na spokojnie się wyrobimy. — Ucięła temat, a żeby troszkę ostudzić atmosferę położyła dłoń na ramieniu przyjaciela. — Bierzmy się do pracy.
Napisanie referatu poszło im na tyle sprawnie, że nawet nie spóźnili się na zajęcia z eliksirów, mimo tego, że byli zmuszeni do biegu. Praca nie była idealna, ale gdyby była, Snape i tak by jej nie przyjął. W trakcie pędzenia do lochów, Fred przyglądał się swojej niejakiej bohaterce, podziwiał to, jak puchonka starała się mu pomóc za wszelką cenę. Wdzięczność dla dziewczyny z każdą chwilą rosła w jego sercu i postanowił znaleźć odpowiedni sposób, aby jakoś się jej za tę całą dobroć, którą się wykazała wobec niego oraz jego brata, choć wcale nie musiała. On za to musiał pokazać jej, jak bardzo ceni sobie jej przyjaźń.
CZYTASZ
galway girl || fred weasley
Fanfiction*¸ „„.•~¹°"ˆ˜¨♡♡♡¨˜ˆ"°¹~•.„¸* ❝ Czterysta dwudzieste drugie mistrzostwa świata w quidditchu swoją obecnością zaszczyciła Amelie, szóstoroczna puchonka. Pojawiła się tam tylko z racji tego, że jej ojciec postanowił nagle zacząć odbudowyw...