Arena tonęła. Ten surrealistyczny widok wprawiał widzów w osłupienie; ogłuszeni zaciskali palce na kieliszkach, które zastygły w połowie drogi do krwistoczerwonych ust. Wszyscy wstrzymali oddech i czekali, błądząc błędnym wzrokiem po ekranach, by nie przegapić wielkiego finału. Tej wyczekiwanej wisienki na corocznym torcie śmierci, serwowanym na złotej tacy chwały, której nieodłącznie towarzyszyły dwadzieścia trzy świeże trupy.
Arena tonęła z okrutnym wrzaskiem pękającej tamy i przeraźliwym krzykiem zawodników — zawodzących niczym okaleczone zwierzęta. Krystalicznie czysta woda przelewała się bystrym strumieniem, taranując to, co stanęło jej na drodze. Przed naszymi oczami migały obrazy tonących sylwetek, ostatkiem sił próbujących wyrwać się z wodnej pułapki, kradnącej powietrze z płuc. Zawodnicy rozpaczliwie trzepotali rękoma w desperackim poszukiwaniu ratunku. Jedni szli na dno, drudzy ledwo utrzymywali się na powierzchni, kurczowo trzymając konary dryfujących drzew. Jednak organizator pomyślał nawet o tym. Drewno rozpływało się w ich dygoczących dłoniach. Teraz ostatnie spojrzenia do kamery. Tak umierali wielcy przegrani.
Patrzyliśmy na tę zbiorową agonię w kompletnej ciszy, jakbyśmy naprawdę im współczuli. (Do jutra nam przejdzie, a za miesiąc nikt już nie będzie pamiętał ich imion, sezonowi bohaterowie umykali wersetom historii, nie mówiąc już o ludzkiej pamięci). Aż trudno uwierzyć, że jeszcze wczoraj część z nich uważano za faworytów. Pozostały po nich zaledwie ciała unoszące się na powierzchni, które smutno kołysały fale, jakby jeszcze nie zdecydowały, gdzie pragnęły ich ponieść.
Epilog kończy smutny kadr stalowych uchwytów, wyłapujących trupy jak zdechłe ryby z akwarium, albo kukiełki usuwane ze sceny po kiepskim przedstawieniu.
— Amen — stwierdziłam, upijając łyk wina. — Veni, vidi, vici.
Ciekawe, czemu brzmiało to tak idiotycznie, gdy patrzyłam na zwyciężczynię zanoszącą się szlochem. Przeciętna dziewczyna, której nikt nie kibicował, mimo to przemknęła do ścisłej czołówki, a później jakimś cudem wygrała.
W tym roku nie królowała czerwień. Nie, Siedemdziesiąte Głodowe Igrzyska opanował szarawy kolor skóry topielców. Szkoda, że nie można im wręczyć korony.
Chwała poległym. Te igrzyska naprawdę były nudne.
CZYTASZ
Kreator + hunger games
Spiritual❝Arena tonęła. Ten surrealistyczny widok wprawiał widzów w osłupienie; ogłuszeni zaciskali palce na kieliszkach, które zastygły w połowie drogi do krwistoczerwonych ust. Wszyscy wstrzymali oddech i czekali, błądząc błędnym wzrokiem po ekranach, by n...