You can't catch me now

21 3 7
                                    

Zabrałeś moje życie by mnie użyć.

~Krew spływająca po nogach, łzy w moich oczach.

Surrealistyczne wydarzenia, zawroty głowy, pustka przejmująca moje pole widzenia.
Myślałeś, że zniknę, kiedy mój ostatni oddech minie.~

Noc nigdy nie wydawała się ciemniejsza. Nie było na drogach żywej duszy. Zimno obiegało młode ciało, rekordowo niskie temperatury dawały się we znak. Spacerowała pomiędzy przystankami, aby utrzymać choć trochę ciepła. Przegapiła jeden tramwaj, a do przyjazdu drugiego musiało minąć jeszcze pół godziny. Alkohol we krwi dodawał jej optymizmu, a uśmiech gościł na błyszczących od ananasowego olejku ustach.

30 minut.

Słuchawka zwisała zostawiając jedno ucho wrażliwe na dźwięki z zewnątrz. Drugie natomiast rejestrowało radosne rytmy utworów jej ulubionego artysty. Kroki miała taneczne. Jakby zimno nie szczypało jej różowych policzków. Jakby strach nie przyspieszał bicia jej serca. W myślach sobie powtarzała, że przecież nic się nie stanie. Była w dużym mieście, była na tyle trzeźwa by rejestrować swoje otoczenie, by iść prosto.
Typowa reakcja typowej dziewczyny w nocy.

Co mi może być?

24 minuty

Spojrzała na zegarek. 3:46. Rozglądnęła się. Była sama pomiędzy drogą, a biurowcami. Słyszała tylko własne kroki, a czas do przyjazdu jej transportu się skracał. Złudne uczucie bezpieczeństwa owładnęło jej zmęczony umysł.

Nie chciałam dzwonić po brata by przyjeżdżał. 'Pewnie już śpi. Co mi się może stać?'

20 minut

Wsadziła drugą słuchawkę do ucha ignorując resztki strachu. A może zdrowego rozsądku? Odcięła się od zewnętrznego świata wciąż spokojnie spacerując od przystanku do przystanku. Przecież nikogo nie było wokoło, nie było powodu by panikować.

Co mi się może stać?

15 minut

Odwróciła się intuicyjnie by sprawdzić czy ktoś za nią nie idzie. Pusto. Wróciła do spaceru pocierając zmarznięte ramiona.

Co mi się może stać?

0 minut

Mocne szarpnięcie wyrwało jej ciało ze stabilnego rytmu. Runęła na chodnik, głowa uderzyła o zimną płytkę z głuchym hukiem. Świat się zakręcił. Oczy próbowały zarejestrować co się dzieje. Ciężar uwięził jej ciało w jednym miejscu, gdy dostrzegła tą twarz.  

Strach mnie paraliżował.

Duże ręce rozpinały kurtkę odsłaniając kolejne warstwy, odsłaniając skórę na zimne powietrze. Nie było zawachania. Spieszył się.

Wiedziałeś co mi robisz. I mimo wszystko nie przestałeś.

Trzask rozrywanego materiału. Jego szczątki walające się po chodniku. Krew spływająca po ciemnych włosach dziewczyny. Zagubione, zielone oczy próbujące zarejestrować napastnika.

Czym zasłużyłam sobie na ten los?

Brzydki uśmiech zalał jeszcze brzydszą twarz. Pochylił się przyciskając swoje szorstkie usta do jej błyszczących od ananasowego olejku. Zacisnęła wargi szarpiąc się, gdy sytuacja uderzyła ją w twarz. Kopała, gdy większe dłonie złapały jej nadgarstki przyciskając je do zimnego chodnika nad jej głową. Łzy zbierały się w kącikach zielonych oczu, strach paraliżował, a mimo tego wciąż ciało rzucało się chcąc wyswobodzić od większego napastnika.

Boże błagam ratuj mnie!

Puszczono wolno jej nadgarstki tylko po to by szorstka dłoń wsunęła się pod biały golf. Chciała krzyknąć. Chciała błagać o litość, gdy agresywnie do jej ust został wciśnięty język. Ślina ściekała po jej podbródku, gdy obślizgły mięsień penetrował jej wnętrze. Obślizgłe, obsceniczne odgłosy docierały do jej uszu.
Nudności zalały jej ciało. Wymioty podeszły pod przełyk. Obrzydzenie wywołało drżenie ciała. A może to zimno? Łzy ściekały po zaróżowionych od mrozu policzkach, gdy trzask materiału na nowo wyrwał ją z paraliżu strachu. Skóra. Jasna, nietknięta skóra pozostawiona dla oczu oprawcy.
Dotykał jej brzucha. Sunął grube palce wyżej.
Usta oderwał od jej ust obserwując jej nagość. Pochłaniając obraz, który nigdy nie był dla niego.
Krzyczała, błagała.
Szarpała się próbując kopać, gdy jej stanik został odsunięty do góry. Ciężar napastnika wciąż spoczywał na jej biodrach, więc biła rękami.
Wkurwił się. Ból rozlał się po jej twarzy, gdy cios za ciosem zalewał jej bladą, delikatną twarz.
Próbowała walczyć, tak bardzo chciała walczyć.

Ale w końcu przestałam.

Ból zalał wątłe ciało, gdy nie było już energii do odpychania silniejszego oprawcy. Zakrwawiona twarz opadła na chodnik. Łzy łączyły się z krwią, gdy jej wizja rozmazywała się, a smak krwi spływającej po ścianie jej gardła wywołując coraz to bardziej desperackie szlochy.
Czuła ręce wszędzie.
Czuła mokre pocałunki na swojej szyi.
Czuła mokre usta na swoich piersiach. Język okrążający jej sutki.
Czuła jak jej spodnie z bielizną są zsuwane.
Czuła przerażenie.
Czuła bezsilność.
Czuła bezwładność.
Czuła obrzydzenie.
Czuła ból.

Czułam strach. Panie Boże jak ja się bałam to tylko ty wiesz.

W końcu poczuła również to czego najbardziej się bała. Czuła jak coś na nią napiera. Szlochy wydały się bardziej zdesperowane. Resztkami sił próbowała się odsunąć. Chciała uciec. Zniknąć. Nigdy się nie narodzić. Nigdy nie wyjść z domu. Nigdy nie iść na tą durną imprezę. Nigdy nie siedzieć z przyjaciółmi tak długo przy piwie, śmiejąc się w niebogłosy. Nigdy nie spędzić wieczoru w cudownym towarzystwie. Nigdy nie... Ale czy to była tego wina?

Czy naprawdę to moja wina?

Głośne krzyki bólu zdzierały jej gardło przy każdej penetracji. Głośne błagania, by przestał. Ostatnie próby oporu Ostatnie zadawane ciosy. Ostatnie wołania o pomoc.
Szloch ściskał jej gardło. Łzy mieszały się z krwią. Ból rozrywał każdą komórkę jej ciała.
Kolejne ciosy zalewały jej ciało mieszając się z brudnym bólem penetracji. Czuła wszystko intensywnie. Czuła szybkie uderzenia jego bioder o jej pośladki. Czuła ból za każdym razem, gdy wchodził głęboko w nią. Wbijała paznokcie w jego przedramiona, resztkami determinacji próbując sie wysobodzić.

Czułam, że przegrałam.

Czuła jak wkurwiony jej oporem facet zaciskał rękę na jej szyi. Czuła jak brak tlenu ściskał jej płuca. Czuła ból zimna szczypiącego jej odsłonięte ciało. Mroczki w końcu zabierały jej sprzed oczu parszywy widok, do którego oglądania ją zmuszono. Ból w końcu zaczął łagodnieć. Sytuacja w końcu przestała być tak realna.
Nienawidziła siebie, gdy w końcu opuścił jej użyte ciało.
Nienawidziła siebie, gdy w oddali usłyszała czyiś krzyk.
Nienawidziła siebie, gdy widziała jak wstaje zapinając spodnie i próbuje uciekać.
Nienawidziła siebie, gdy dotarło do niej, że została wykorzystana.
Nienawidziła siebie, gdy zmęczone oczy zamknęły się pozwalając w końcu wyłączyć umysł.
Zimno zostało jej towarzyszem do końca.

W końcu zostałam sama.

Nienawidzę siebie. 

//
Pewnie poprawie jak mnie natchnie

You Killed Me In A Different WayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz