siedemnaście

962 29 2
                                    


are you ready for it...?

...

Gabriel

Wsiadłem do swojego samochodu i odpaliłem silnik. Być może nie był to najlepszy model, ale na ten moment było stać mnie jedynie na starą wersję nieco poturbowanego Peugeota. Rodzice nie zamierzali dokładać się do moich prywatnych wydatków, które zwykli nazywać "zachciankami rozpieszczonego nastolatka".

Od dawna nie jestem już nastolatkiem. Mam dwadzieścia trzy lata i uważam się w pełni za dorosłego, rozsądnego człowieka. Wciąż studiuję, to prawda, ale to nie powód, aby traktować mnie jak dziecko. Swoje dzieciństwo straciłem już wieki temu i pogodziłem się z tym faktem, nie zamierzając tego roztrząsać bardziej niż to konieczne.

Nie byłem także rozpieszczony. Od zawsze miałem opory w proszeniu kogokolwiek o cokolwiek, a zwłaszcza rodziców, którzy woleli inwestować w mojego brata. Eric musiał mieć zapewnioną dobrą przyszłość, gdyż to on jest najbardziej godnym przedstawicielem kolejnego pokolenia naszej rodziny. To w nim pokładają największe nadzieje. Wróżą mu ogromny sukces życiowy, więc po co marnować hajs na drugiego syna?

Ani nie były to moje zachcianki. Potrzebowałem samochodu do przemieszczania się po mieście, jak i poza nim. Moja uczelnia mieściła się około sto pięćdziesiąt kilometrów od Los Angeles i jakoś musiałem tam dotrzeć. Poza tym ceniłem sobie niezależność, którą zapewniała mi mobilność. Bez samochodu czułbym się jak bez ręki. 

Nieudolny i muszący zdawać się na dobrą wolę innych. 

Nie zamierzałem być niczyim kłopotem. Dlatego zanim zacząłem studia podjąłem się dorywczej pracy i sam zarobiłem fundusze na swój pierwszy samochód. Uważam, że mam prawo się tym szczycić, gdyż wcale nie było to takie proste, jak mogłoby się niektórym wydawać.

Wyjechałem sprzed domowego podjazdu i wyruszyłem w stronę miasta. Miałem parę spraw do załatwienia, korzystając z okazji, że mam trochę wolnego i jestem na miejscu. Za parę dni muszę wracać na studia, gdyż moja przerwa nieubłaganie dobiega końca. 

Rodziców ani Erica nie było akurat w domu, więc tym bardziej cieszyłem się, że nikt nie będzie kontrolował ani sprawdzał tego, co robię. Gdzie jadę, kiedy i po co. 

Na ulicach miasta panował spory ruch, zresztą jak zawsze. To ogromna metropolia i wcale mnie to nie dziwiło. Oficjalnie zostało uznane za najbardziej zaludnione miasto w całym stanie California, a zarazem drugie najludniejsze w całym kraju. Zaraz po Nowym Jorku. Przewijało się tędy mnóstwo turystów i przechodniów. Byli także ci miejscowi, co widać było po większej sprawności, z jaką poruszali się po obszarze miasta.

Zatrzymałem się na skrzyżowaniu, bo komuś przede mną zapaliło się czerwone. Z tej odległości nie byłem nawet w stanie dostrzec sygnalizacji świetlnej, gdyż zrobił się tu sporej długości korek. Zapewne czekają mnie jeszcze jakieś trzy zmiany świateł, zanim uda mi się swobodnie opuścić krzyżówkę dróg. 

Odchyliłem głowę na oparcie fotela, wzdychając ciężko. Nie lubiłem czekać. Stanowiło to dla mnie zwyczajne marnowanie czasu, co bardzo mnie denerwowało. Mógłbym wykorzystać go w zupełnie inny, o wiele bardzie pożyteczny sposób, ale ten sznur samochodów był nie do przeskoczenia. 

W końcu dotarłem pod same światła, które zmieniły się dokładnie w momencie, kiedy pojazd przede mną odjechał. Przyhamowałem z impetem, ponownie się zatrzymując.

- Kurwa. - zakląłem pod nosem. Wcale mi się to nie podobało.

Przez przejście zaczął przewijać się tłum pieszych i mogłem dostrzec jedynie ich rozmazane twarze. Nie zwracałem na nich zbytniej uwagi, zresztą poruszali się w dosyć szybkim tempie. Każdy był w pośpiechu, nie wykluczając mnie.

MEAN GAME [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz