Budzę się w mięciutkim łóżku, przeciągam się i zastanawiam się jak to się stało że trafiłam do pokoju, do łóżka.
W tym momencie wchodzi Tess a do mnie dociera co się właściwie stało.
Zatykam dłonią usta i zaczynam szlochać, najpierw łzy płyną powoli a potem wpadam w prawdziwą rozpacz i zaczynam wyć.
Tess podchodzi do mnie z zatroskaną miną i siada na łóżku obok mnie, biorąc mnie w ramiona.-Kochanie, to nie koniec świata. Wszystko się ułoży, zobaczysz.
-Ale...- i nie udaje mi się nic więcej powiedzieć bo kolejny szloch rozrywa mi serce.
Jak to jest możliwe. Chociaż, kurwa to nie jest najlepsze pytanie, doskonale wiem jak to było możliwe. Ale.... Boże czemu akurat z nim. Czemu z tym gnojkiem. Czemu tak, czemu, czemu, czemu ... Pytania kłębią się w mojej głowie, wirują jak szalone aż czuję mdłości...
-Przeczuwałam że coś jest na rzeczy, ale nie chciałam nic mówić bo nie wiedziałam czy na pewno.
-Tak? - pytam słabo.
-Wahania nastrojów, raz masz apetyt, raz nie. Szybko się wzruszasz. Wszystko to składało się w całość ale tylko jak ktoś albo oczekuje tego albo patrzy z boku to to dostrzega.
-Jak .. - ale ponownie nie jestem w stanie dokończyć zdania. Fale tak silnych emocji mnie zalewają że jedynie o czym teraz myślę to ta fasolka która nie jest nieczemu winna, a będzie się wychowywać bez ojca z matką kaleką. Ta myśl przeszywa mnie jak prąd, jednocześnie przeraża jak nic do tej pory i zaś zaczynam płakać.
-Melody, dasz sobie radę, dziecko! Nie ma się co załamywać i rozczulać. Dziecko już jest, tego nie zmienisz, a jedynie od ciebie zależy jak to będzie wyglądać.
-To znaczy?
-Maleństwo już jest, czy tego chcesz czy nie. Daj sobie jeden dzień na rozpacz i płacz a potem podnieś głowę, wypnij cycki do przodu i brnij przed siebie. Ciesz się cudem który masz w sobie. Poradzisz sobie!
Te słowa działają na mnie kojąco, jakbym dokładnie to potrzebowała usłyszeć. Robi mi się trochę lżej na sercu, faktycznie czasu już nie cofnę, ono tam jest, a ja zamiast myśleć tylko o sobie muszę już myśleć o nas, a przede wszystkim o nim. Kładę rękę na lekko wystającym brzuchu i mam wrażenie że wlewam całą miłość przez skórę do tego co jest w środku.
Uśmiecham się delikatnie.
Skończyły się płacze, dramaty.
Zostałam ja i dziecko.***
Mija 5 miesiąc od kiedy jestem w Sacramento, co za tym idzie 5 miesiąc mojej ciąży. Zaokrągliłam się już dość sporo, brzuch już mocno widać, jestem opuchnięta, kostki mi puchną, ale co dziwne twarz mi się wygładziła, rozświetliła. Jestem promienna, zachwycona stanem w jakim się znajduje, chociaż są czasem dni kiedy wysiadam, przypominam sobie że jestem sama, że nie mam z kim dzielić tej radości. Nie mam kogoś, z kim pójdę na USG, kto przyłoży dłoń do brzucha i poczuje ruchy dziecka, co już samo w sobie jest cudownym doświadczeniem.
Kontaktowałam się z mamą. Czasem do niej dzwonię, czasem piszę. Złość jej trochę przeszła, ale nadal jej nie powiedziałam o ciąży ani gdzie jestem. Chyba tak było dla mnie prościej, sama nie wiem.
Z Cindy... Tęskniłam za nią ogromnie, ale nie potrafiłam do niej zaś zadzwonić. Starałam się o niej nie myśleć, bo momentalnie zbierało mi się na płacz.
Czasem pisałam do Emily, ale albo nie wiedziała co się wydarzyło albo skrzętnie to ukrywała i udawała.
Dziś postanowiłam do niej zadzwonić na kamerkę. Z tego co mówiła jest zaś w Holandii, a ja bardzo ale to bardzo chciałam kogoś zobaczyć z moich bliskich, czułam że tego potrzebuje.
Odpalam aplikacje na laptopie którego pożyczył mi Trevor.
Kilka sygnałów i już ja widzę, jej twarz uśmiechniętą, jej spokojne, wesołe oczy i to jest silniejsze ode mnie, wybucham płaczem.
CZYTASZ
10 sekund
Romance10 sekund. Tyle wystarczy by zmieniło się czyjeś życie bezpowrotnie. 10 sekund. Tyle zajmuje wymyślenie debilnego kłamstwa. 10 sekund. Tyle zajmuje zakochanie się od pierwszego wejrzenia. 10 sekund. Tyle wystarczy by policzyć do 10 i zacząć jeszc...