Rozdział 11

3.5K 258 40
                                    

Dalia z grymasem zmęczenia zerknęła na swoją matkę. Cóż nie widziała ich niemal od miesiąca, więc logiczne było, że w końcu wpadną w odwiedziny. Szkoda tylko, że nikogo o tym nie poinformowali. Obiecała... dobra może nie obiecała, bo to zbyt wielkie słowo, ale wczoraj, kiedy wracała z Declanem, zgodziła się przyjść do jego szkoły. 

Dziewczyna sięgnęła po filiżankę i upiła nieco kawy. Próbowała nie zwracać uwagi na znaczące spojrzenia w jej kierunku, a raczej w kierunku ortezy. Pewnie jadąc tu, spodziewali się, że ich córka już dawno będzie chodzić bez niej.

— Więc... — Zaczął niepewnie Colton. — Jak sobie radzicie?

— Żyjemy. — Dalia i Payton odpowiedziały dokładnie w tej samej chwili co wyrwało z ust jej rodziców zduszony śmiech.

— Dalia, jak idzie twój powrót do zdrowia? — Wtrąciła, Hazel.

— Raczej pełza. — Mruknęła, dziewczyna.

— Dalia...

— Nie będę was oszukiwać, że jest super, pięknie i kolorowo skoro nie jest. — Rudowłosa wzruszyła ramionami.

— Poprosiłam naszego sąsiada, żeby jej pomógł. — Zaczęła Payton najpewniej zauważając na twarzach  rodziców szczere zmartwienie. — Kiedyś Dalia chodziła do jego szkoły tańca we wakacje. Pamiętacie? — Hazel i Colton zerknęli na córkę z zaskoczeniem.

— Naprawdę? — Mruknął mężczyzna.

— Tak. Mieszka w domu na końcu ulicy. Zabiera Dalię ze sobą do szkoły, żeby na nowo oswoić ją z tańcem...

— Nie jestem jakąś dzikuską. — Dalia pochwyciła spojrzenie, babci.

— Śmiem wątpić, kochanie. — Payton posłała jej kąśliwy uśmiech. Dziewczyna zmrużyła oczy i prychnęła pod nosem:

— Najwidoczniej dostałam zdecydowanie większy szczep twoich genów niż własnych rodziców. — Na to stwierdzenie w pomieszczeniu rozbrzmiały ciche śmiechy pary.

— Śmiem twierdzić, że jesteście wręcz takie same...

— Nie obrażaj mnie. — Dalia i Payton po raz kolejny odpowiedziały to samo w tym samym momencie. Kobiety wymieniły się podejrzliwymi spojrzeniami, a potem zerknęły na Hazel i Coltona, którzy  w niedowierzaniu rozdziawili usta.

— Coś mówiłyście? — Hazel nie zdołała zapanować nad śmiechem. Babcia z wnuczką wywróciły oczami, skrzyżowały dłonie pod biustem i oparły się na krzesłach .

— Babciu... — Syknęła Dalia.

— To ty mnie przedrzeźniasz. — Oburzyła się staruszka.

— Jasne. — Dziewczyna z rozbawieniem pokręciła głową. — Zostajecie do wieczora? — Zmieniła temat, zerkając na rodziców.

— Nie o szesnastej musimy być w domu, więc za dwie godziny jedziemy. — Wytłumaczył Colton co spotkało się z podejrzliwym spojrzeniem, Dalii.

— Czyli zostajecie na obiad. — Payton wstała z miejsca. — Chodź, pomożesz mi przy obiedzie. — Staruszka wymownie spojrzała na swojego syna.

— Dlaczego ja. — Obruszył się.

— A dlaczego ja? — Burknęła Payton. — Chodź mam kilka pytań. — Mruknęła i nie czekając na Coltona, wyszła z pokoju.

Dalia z rozbawieniem obserwowała jak jej ojciec kroczy za Payton ze zrezygnowaniem wymalowanym na twarzy. Potem niechcący natknęła się na badawcze spojrzenie matki. Dalia zmrużyła oczy i mruknęła:

Do utraty tchu [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz