Niezidentyfikowany Pozaziemski Obiekt Latający

24 2 0
                                    

Dochodziła godzina, od kiedy spotkali swoją grupę. Część wycieczkowiczów grała w karty, inni - tak, jak Superpaczka - rozmawiali między sobą, próbując zająć czymś nudę. Poza tym okazało się, że nie posiadano już żadnego jedzenia, więc nauczyciele poszli poszukać czegoś na prowizoryczną kolację. Przygotowywano się na zostanie w stacji do jutrzejszego poranka.

Superpaczka siedziała wciśnięta w kąt sali, próbując wyczytać coś z otworzonych listów. Oprócz technicznego szkicu chipu, znaleźli również w pozostałych kopertach kartki z różnymi szlaczkami i prostymi. Za nic nie mogli rozszyfrować tych ostatnich.

- Ja mam dość - zaczął marudzić Net. - Siedzimy od godziny i nic nie wymyśliliśmy. Przejdźmy się gdzieś.

- Może to nie taki najgorszy pomysł? - zagaił Felix. - Kiedy tu szliśmy widziałem kilka ciekawych miejsc, możemy trochę pozwiedzać.

Pięć minut później wspinali się po stalowej drabince na dach stacji. Felix nerwowo spoglądał na zegarek, a Net i Nika patrzyli na kolegę tak samo zdenerwowani.

- Czemu wpatrujesz się tak w to ustrojstwo? - zapytał Net.

- O pełnej godzinie powinien rozlegać się alarm, żeby wysłać dane do Międzynarodowego Instytutu Pogody. Wysokogórskich stacji w Polsce, jeśli się nie mylę, mamy tylko dwie, a z każdej z nich trzeba kodować i przesyłać tam dane - wyjaśnił blondyn.

- To stąd ta transmisja - zrozumiał młody informatyk.

Felix przytaknął.

- Kiedy dojdziemy na górę, możesz spróbować złapać nową. - Chłopak otworzył ciężki właz wiodący na taras.

Wyszli na dwór i od razu, mimo kwietnia (to był kwiecień, czy maj? Nie pamiętam już...), owiał ich lodowaty podmuch wiatru. Nika owinęła się szczelniej bluzą pożyczoną od swojego chłopaka i mocno się do niego przytuliła. Zatopili się razem w myślach, spoglądając w dal za ciemny horyzont, bo słońca nie było widać.

Felix mimo, iż stał blisko przyjaciół czuł się bardzo samotny. Nie mógł znieść tego podłego uczucia, towarzyszącego mu na każde wspomnienie swojej dziewczyny. Tak bardzo tęsknił za Laurą, nie mógł tego znieść. Czerwone włosy targane przez wiatr pojawiały się w jego głowie za każdym razem, kiedy przypominał sobie ostatnią wycieczkę rowerową, przed jego wyjazdem w góry. Uwielbiał jej śmiech, jej delikatne perfumy i jej cudowny styl bycia. To wszystko, teraz tak odległe, sprawiło, że było mu po prostu przykro.

Na zachmurzonym niebie, gdzie chmury dosłownie wisiały im nad głowami oraz pod nimi, ujrzeli mały przesmyk czerni, na którym wesoło skrzyły się gwiazdy. Uśmiech od razu zagościł na twarzach przyjaciół i nawet rozłąka z Laurą nie wydawała się Felixowi, taka zła. Wskazał on ręką na najjaśniejsze światło, mówiąc:

- Tu, drodzy państwo, możemy zaobserwować gwiazdozbiór małej niedźwiedzicy. - Przesunął palcem nieco w dół. - A tu mamy dużą niedźwiedzicę.

- Ej, niedźwiedź zgubił ogon! - wykrzyknął Net.

Nie spotkał się nawet z upomnieniem przyjaciół, aby nie krzyczeć, bo tamci zahipnotyzowani wpatrywali się w niebo. Gwiazda na końcu małego niedźwiadka poruszała się nieznacznie, aż w końcu zaczęła spadać.

- Pomyślmy życzenie - przypomniała Nika.

Wszyscy przymknęli powieki i w milczeniu pomyśleli życzenia. Otworzyli oczy, obserwując jak światełko opada, co raz niżej i niżej.

- Gwiazda polarna przestała istnieć - wyszeptał Felix.

- Nie do końca - odparł drugi z chłopaków, wskazując na powoli gasnące światło, znajdujące się nisko nad horyzontem. Przeleciało ono dalej, ale nie zniknęło za górami, tylko wleciało do niedalekiej doliny. Po niecałej minucie wyleciało z niej nie światło... ale jakiś statek.

Był stosunkowo mały, choć na pewno większy, niż auto. Przypominał delikatnie spłaszczony, owalny krążek, po boku którego została wstawiona przyciemniona szyba. Nie miał silników, choć było słychać jednostajny szum, a posiadał jedynie niewielkie skrzydła - napęd stanowił dla Felixa niemałą zagwozdkę. Latający statek wylądował na przeciwległej do Śnieżki górze i wysiadło z niego kilka osób. Te również nie przypominały wszystkiego, co przyjaciele do tej pory widzieli. Cztery cienie przypominające niekształtnych ludzi z tęczową obwódką wokół głowy, widocznie na kogoś czekały.

Po paru chwilach okazało się na kogo. Ze stacji wyszła Kinga ubrana tylko w bluzkę na ramiączkach i długie, ale przewiewne spodnie. Do obłoczków pary pojawiających się za każdym razem, kiedy mamrotała pod nosem przekleństwa skierowane do mrozu, dołączyła również biała czapeczka ze śniegu po wywrotce w zaspę. Dziewczyna podeszła do nieznajomych. Wymienili kilka słów, a tamci dali jej jakieś zawiniątko. Potem rozmówcy się rozeszli.

Przyjaciele schowali się za balustradą, nie chcąc, żeby znajoma ich zauważyła. Gdy Kinga weszła do stacji, odważyli się wyprostować i spokojnie zamienić kilka słów.

- Widzieliście to, co ja? - zapytał pełen zafascynowania Felix. Próbował dojrzeć na niebie tajemniczy pojazd, ale ten odleciał jeszcze szybciej, niż przybył.

- Tiaa - mruknął Net. - To może wytłumaczysz nam, co to było?

- Ci ludzie... albo cokolwiek to było, przypominało widma brockenu - tłumaczył. - Słońce już zaszło, więc nie do końca się to zgadza, ale wyglądali bardzo podobnie.

- Nie wiem, stary o czym ty w ogóle do mnie mówisz - Net pokręcił głową kompletnie nic nie rozumiejąc. Młody wynalazca porzucił próbę wytłumaczenia koledze zjawiska i zajął się dalszym spoglądaniem na gwiazdy. Niestety nie ujrzał statku, więc usiadł zrezygnowany na dachu i przymknął oczy, przed padającym z co raz większą siłą śniegiem.

***

806 słów

Felix, Net i Nika oraz Historie Nie z Tej Ziemi [BARDZO WOLNO PISANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz