1. Witamy w Adamczysze

143 9 2
                                    

- Nazywam się Aleksandra Lubopolska i tak jestem córką magnata. Czy się z tego cieszę? Z ojca nie, ale z jego pieniędzy już tak. Udało mi się już wrobić brata w morderstwo więc droga do zgarnięcia majątku ojca powinna być szybka i prosta...

Wóz nagle skręcił i a po tym nastąpił głośny huk który przeszył las. Walnełam czołem w drewno z którego wykonany był żółty powóz. Nie powinnam dawać bratu prowadzić po tabace.

Wygramoliłam się ze środka wozu i zobaczyłam mojego zdurnialego brata rozmawiającego z jakimś szlachcicem i człowiekiem ze skrzydłami.
Czyżbym umarła?
Może to był anioł?
Ale wątpię żeby święty Piotr był szlachcicem, sarmatą.
I wątpię że po mojego brata przyszedłby anioł. Bardziej stawiała bym na samego szatana.

- Co to za Panienka? - Święty Piotr w przebraniu szlachcica wskazał na mnie.
- A to moja mała siostrzyczka.

Myślałam że rozszarpie brata gołymi rękami.

*

Stałam i patrzyłam jak Jan Paweł i Zofia przytrzymują drzwi. To miejsce stawało się coraz dziwniejsze.
- Chcemy wydać naszą córkę Aniele za syna magnata...
- Ja bym mu nie dała zdechłego szczura pod opiekę a co dopiero własną córkę.

Oboje spojrzeli na mnie że zdziwieniem wymalowanym w oczach. Drzwi momentalnie otworzyły się i staną w nich kolejny szlachcic. Za nim jak za kaczką matką podążyły trzy brzydkie kaczątka.

Byłam w folwarku w mniejszej (jak się dowiedziałam) połowie Adamczychy.
- A ty Anielo masz jakieś ukryte talenty.
Siedziałam prosto w fotelu czując się nie pewnie w tym miejscu gdy mój brat zachowywał się coraz dziwniej. Nie to że było to coś czego się nie spodziewałam.

- Tak, potrafię taką sztuczkę, wychodzę i mnie nie ma.
I wyszła. Zaśmiałam się pod nosem. Już lubiłam tą dziewczynę. Również wstałam i wyszłam bez słowa za Anielą. Współczułam jej tej różowo czerwonej sukni. Moja prosta czarna z czarnym haftowanym w czarny bluszcz gorsecie. Suknia miała też rękawy z małymi bufkami dzięki którym nie było mi chłodno.

- Anielo! - dobiegłam do niej i teraz szłyśmy obok siebie. - Współczuję ci że ty i twoja rodzina musicie się płaszczyć przed moim bratem.
- Ja przed nikim nie będę się płaszczyć.
- Dobre podejście. Mnie też chcą wydać za jakiegoś wysoko postawionego dupka.

W tym momencie chyba zmieniła swoje nastawienie do mnie. Spojrzała mi w oczy szukając podstępu. Akurat tu go nie było więc nie martwiłam się że dopatrzy się czegoś w mojej postawie.

- Dziewczyny chodźcie to nie czas na pogawędki idziemy na polowanie!

*

Zawsze uważałam że lasy są bardzo ładne i zwierzęta w nich niczym sobie nie zasłużyły na zabijanie.
Zostałam przydzielona do drożyny z brzydkimi kaczątkami szlachcica Andrzeja... albo Jędrzeja. Nie wiem.

Stałam teraz i patrzyłam jak trzy szlachcianki gołymi rękami zabijają dzika. Ja pierdole. Podejrzewam że moja mina była bezcenna.

Wróciliśmy z naszym łupem na polane przed lasem. Nadal miałam chyba wytrzeszcz oczu bo Aniela patrzyła na mnie jak by ducha zobaczyła.
Cuż nigdy nie od zobaczę tego widoku.

- ...Widzisz Andrzeju nawet chłopi już nie jędzą mięsa.
W krzakach coś się poruszyło.
- To łoś.

Jan Paweł i Andrzej zaczęli ładować do broni proch i za chwilę celowali już w stronę lasu. Patrzyłam na całe zdarzenie z wstrzymanym oddechem.

Strzał.

Jakie było moje zdziwienie gdy w miejscu w którym miał stać łoś zobaczyłam mojego brata.

Mojego brata bez głowy.

Myślałam że zacznę krzyczeć...

Jakub Adamczewski

Skończyliśmy z Bogdanem egzorcyzmy. Byłem się siebie bardzo dumny. W końcu wygrałem z samym diabłem. Choc na ogół nie wieże w zjawiska metafizyczne. Za wyjątkiem pana Boga oczywiste.

Wszedłem do izby w naszym folwarku. Szkoda że nie może być mój. Ojciec siedział na przeciwko Andrzeja i o czymś zawzięcie dyskutowali. Moją uwagę zwróciła jakąś szlachcianka siedząca w rogu pokoju z dziwnym nie zbadanym dla mnie wyrazem twarzy. Z jednej strony w jej oczach było przerażenie z drugiej jakąś lekko psychopatyczną ekscytacja.

Przyglądałem się dziewczynie. Wyglądała na jakieś maksymalnie siedemnaście lat. Czarne kręcone włosy opadały jej na ramiona nie lubiłem odkrytych włosów u kobiet, ale gdzieś w środku przyznałem że wyglądała z nimi... dobrze. Czarna suknia opinała jej talię. Zatrzymałem dłużej wzrok na dole gorsetu.

Dlaczego na to patrzę?

Odwróciłem wzrok. Chyba Aniela miała rację że celibat źle na mnie działa. Pierwsza lepsza panienka a ja co?

Spojrzała na mnie. Jej zielone oczy teraz były już przykryte warstwą powagi a poprzednie uczucia zupełnie zniknęły. Wpatrywała się we mnie nie odwracając wzroku. Próbowała mnie rozczytać.

- Janie Pawle poslałaliście już po księdza?
- Nie Aleksandro to jest Jakub nasz najmłodszy syn.

Ojciec wrócił do konwersacji z Andrzejem a dziewczyna podeszła do mnie. Była nieco niższa ode mnie więc chociaż wzrost stał po mojej stronie. Wyciągnęła rękę.
- Aleksandra Lubopolska córka magnata.
- Jakub Adamczewski.

Córka magnata...

- Tymczasowo Aleksandra będzie tu mieszkać ponieważ zgodziła się z nami współpracować.
Spojrzałem na mężczyzn stojących teraz obok nas. - Andrzej spojrzał na Aleksandrę.
- W jakiej sprawie?
- Niechcąco dokonaliśmy zabójstwa syna magnata który tak się składa był jej jedynym bratem...

Ojciec z Andrzejem dalej coś mówił o tym że muszą to ukryć bo ich zabiją, że dziewczyna pomoże im i inne tego typu rzeczy. Ja ich już nie słuchałem, zrozumiałem że zostałem wciągnięty w jakąś partie szach. W dodatku z bardzo inteligentnym przeciwnikiem.

W takim wypadku dziewczyna i jej mąż odziedziczą cały majątek magnata...
Teraz już wiedziałem dlaczego w jej oczach nie było smutku, nie płakała jak każda kobieta w takiej sytuacji. Ona była inna. Miała swój plan.

Zastanawiało mnie to jaki dokładnie był jej plan i jaką rolę miałem odegrać w nim ja?

885 s

Non licet hoc facere [Jakub Adamczewski]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz