1

97 6 10
                                    

Biegłam, ile sił w nogach. Nie wiem jak taką prędkość wszyscy daliśmy rade osiągnąć, ale nie było co się teraz nad tym zastanawiać. Teraz trzeba było gnać najszybciej i najdalej jak potrafimy. W trakcie tej szaleńczej bieganiny dało się słyszeć kwestie typu "Szybciej!" oraz "Ruchy, RUCHY".

Uciekaliśmy przed wystraszonym parazaurolofem, ale po chwili usłyszeliśmy głośny ryk i jak się odkręciłam zauważyłam tyranozaura, który wręcz porywa mniejszego gada. Postanowiliśmy siąść za przewalonym drzewem leżącym na naszej drodze.
Oddychałam ciężko, coraz częściej kończyliśmy w takich sytuacjach ostatnio z powodu braku stałego schronienia. Biegaliśmy po wyspie jak ćmy wokół światła. Tylko ze my próbowaliśmy się wydostać.

- Skąd te wszystkie dinozaury?

- Nie wiem Kenji, to albo płoty są aż tak dziurawe albo to twój fryz.

Brooklyn i Kenji się droczyli, a ja się wtrąciłam.

- To zdecydowanie wina płotów.

- Ej, co masz do moich włosów?

- Nic, bo na szczęście nie masz już żelu by je układać pół godziny co rano.

Oburzony przyłożył rękę do serca i westchnął.

-Dla mnie jedyne co teraz się liczy to kanapka z tuńczykiem- Yaz wymamrotała rozmasowując bolącą kostkę- Nie jedliśmy nic porządnego, odkąd Ben dał nam te trociny..

Urwała. Ona i reszta ucichli, byli smutni. Każdy z nich za nim tęsknił i teraz po prostu szukał oparcia w drugiej osobie by nie myśleć o nim. Ale nie ja. Na dźwięk tego imienia zastygłam. Poczułam jakby mnie sparaliżowało. Moj oddech był znikomy, ale częsty. Nie słyszałam żadnego słowa, które mówiono dookoła mnie. Po prostu mnie odcięło od świata, panika zaślepiła me oczy, a rozdzierający krzyk mnie ogłuszył. Choć gdy myślę o tej chwili mam w głowie cisze i gorycz to pamiętam ten krzyk, okropny pomieszany z rykiem pteranodonów.

Nie jestem pewna co było potem, pamiętam głośny ryk i jak Kenji mnie podniósł z ziemi, a potem krzyki szczęścia, bo dostaliśmy się na Main Street. Szłam jak robot nieświadoma co się dzieje aż zobaczyłam główną ulice.

Stoiska stratowane, budynki rozwalone. Barierka do laguny mozazaura rozerwana i beton ukruszony. Istne piekło.

- Co tu się wydarzyło?

- Niech zgadnę, dinozaury?

Kiedy Yaz i Kenji się przekomarzali ja i Darius zaczęliśmy myśleć nad wersją wydarzeń.

- To musiały być duże dinozaury, z pewnością walczyły – doszłam do wniosku

- Jedyne duże co tu mieli to tyranozaur i..

Darius przyciął zdanie i westchnął. Brooklyn podeszła do nas i przytaknęła.

- Indominus.

- Ale z pewnością dużo z niego nie zostało- wyjrzałam w stronę laguny- mozazaur musiał się dobrze najeść

Stałam I patrzyłam w wodę, to miejsce napawało mnie strachem. Wzdrygnęłam się na myśl o kajakach i ucieczce przed wodnym gadem. Chciałam już odejść, ale gdy się odkręciłem uderzyłam w Kenji’ego, który stał tuż za moimi plecami i zaglądał mi przez ramię do wody. Poślizgnęłam się i czym prędzej złapałam się go by nie wpaść do wody. Odciągnął mnie szybko od krawędzi i posadził na ziemi.

-BOŻE NIE STRASZ MNIE TAK.

Yaz podeszła do mnie i położyła dłoń na moim ramieniu.

- Ej spokojnie, jest okej.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 19 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Park kłów i szponów || Ben PincusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz