7. Panika nie jest dobrym doradcą

173 34 10
                                    

Milan krążył wokół mnie niemal na paluszkach, odkąd się okazało, że Radwoja opuściła zamek i wyjechała bez uprzedzenia bądź słowa pożegnania. Byłam wściekła i nabuzowana, a dodatkowo czułam się niczym w klatce. Potrzebowałam zamienić z nią raptem kilka zdań, po prostu zadać parę pytań i otrzymać jasne, niebudzące wątpliwości odpowiedzi, a tymczasem zmuszona zostałam zadowolić się jednym wielkim niczym. Opadłam na łóżko ze stęknięciem bezsilności.

– Jak ona mogła mi to zrobić?

Przepasany ręcznikiem w biodrach Milan wyjrzał z łazienki, zaczesując włosy. Wbiłam w niego wzrok i chociaż najpewniej przybrałam bojowy wyraz twarzy, wcale nie chciałam z nim walczyć ani się sprzeczać. Zrobił niepewnie kilka kroków w moim kierunku, lecz sprawiał wrażenie osoby nie do końca przekonanej czy powinien zabierać głos w temacie. Poklepałam dłonią miejsce obok, niemo nakazując mu usiąść.

Materac ugiął się po jego ciężarem, a on sam nie odrywał ode mnie spojrzenia. Podejrzewałam, że czeka, aż pierwsza wykonam ruch, mądrze stwarzając mi przestrzeń od naszej zeszłonocnej rozmowy. Odsunęłam jego rękę, bez słowa wtulając się w promieniujące ciepłem ciało, a głowę oparłam na ramieniu. Dopiero po chwili przesunął opuszkami po moim, rozluźniając się i cmokając w skroń.

– Mówiłem, że Radwoja jest nieobliczalna – przypomniał miękko.

Użyty przez mężczyznę ton wskazywał, iż wcale nie miał zamiaru wypominać mi swych słów ani złośliwie wytykać popełnionego błędu. Po prostu wyraził własną opinię, a ta pozostawała niezmienna, nawet jeśli opowiedziałam mu dokładnie, co Weles wyjawił mi na temat przybranej siostry strzygonia. Milan zwyczajnie nie umiał wybaczyć jej zdarzeń z przeszłości zarówno tej odległej, jak i całkiem niedawnej. Mimo tej świadomości, poczułam swoisty dyskomfort.

– Dzięki, ale nie potrzebuję teraz twojego a nie mówiłem – prychnęłam, wyładowując na rozmówcy emocje.

– Powiedz mi zatem, czego potrzebuje moja sówka – poprosił łagodnie. Zlustrowałam jego oblicze przeszywającym wzrokiem świadoma, iż naprawdę chciał dobrze, próbując odbudować relację, jaka wcześniej nas łączyła. – Nie obiecam, że zrobię wszystko, ale postaram się cię usatysfakcjonować.

Westchnęłam, odwracając głowę i wbijając tym samym spojrzenie w kompletnie inne miejsce. Zastanowiłam się nad jego słowami, jednocześnie rozważając, jak przebiega dzisiejsze polowanie. Wyjątkowo bowiem na noc wróciliśmy po kolacji do pokoju, przekazując pałeczkę oraz pieczę nad czeredą Radagastowi i Niemirze. To był ten jedyny wyjątek, kiedy mogłam odmówić udziału w łowach, a moje stado nie czyniło mi wymówek, powstrzymując się od aluzji wszelkiego formatu.

Nawet Czębira nie skomentowała decyzji o pozostaniu w domu. Chociaż nie zakomunikowała jasno, że zauważyła moją metamorfozę, w jej czarnych oczach dojrzałam, iż zdawała sobie sprawę z tego, co się ze mną stało. Ledwie kilka sekund po tym, jak pierwszy raz ujrzała mnie po mym powrocie do życia, zaczęła na powrót zachowywać się całkiem zwyczajnie, zabawiając i nas, i pozostałych gości niczym pierwszorzędna gospodyni. Patrząc na nią, widziałam tylko różę skradzioną przez kłobuka, ale brakowało nam okazji do rozmowy w cztery oczy, bym mogła podpytać, skąd posiadała owe cudo.

– Chcę odpowiedzi, a niestety ty mi ich już nie dasz – stwierdziłam lekko podłamana.

– Powiedziałem wszystko, co chciałaś wiedzieć – odparł udręczonym głosem. – Nie mam zielonego pojęcia, co naprawdę roi się w głowie Radwoi.

– A nie możesz się z nią jakoś skontaktować? – podrzuciłam pomysł z nadzieją w głosie. – Chyba macie do siebie telefony albo... Nie wiem... Znacie miejsca, w których każde z was czułoby się po prostu bezpiecznie i komfortowo?

Zapieczętowani krwią. Strzyża ambasadorka. TOM III | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz