21. | Ksz, ksz |

157 8 15
                                    

W nocy grupa Ricka, wraz z Aaronem, wyruszyli do miejsca w którym ponoć miało być bezpiecznie i mogli się tam zadomowić. W białym samochodzie, który prowadził Glenn, znajdowali się jeszcze Rick, Michonne i mężczyzna który miał doprowadzić ich na miejsce. Obok nich na koniu, jechała Lucy wraz z Carlem, chłopak już na początku uparł się iż chce jechać z dziewczyną, gdyż u jej boku czuł się bezpiecznie. Za tą siódemką, licząc Saluta, kierował się biały kamper w którym znajdowała się reszta osób z ich grupy.

- Myślisz że, naprawdę, będzie tam bezpiecznie? - zapytał Car, zaciskając ręce wokół talii dziewczyny która kierowała koniem.

- Mam taką nadzieję - stwierdziła uśmiechając się gdy chłopak przyłożył policzek do jej pleców - Na zdjęciach widziałam domy, więc chyba każdy dostaje własny - ucichła na chwilę, skupiając się nad obrazem pojawiając się przed nią. 

- Co jest? - zapytał oglądając się wokół, zaczął czuć dziwny niepokój, jednak myśl o obecności Lucy działała uspokajająco.

- Nie widziała na nich ludzi - burknęła, zatrzymując konia, patrzyła na to jak pojazd kierowany przez Azjatę wjeżdża w, niemałą, grupę szwendaczy - Skąd tu tyle sztywnych? - jej oczy powiększyły się diametralnie gdy zgubiła ich z pola widzenia.

- Gdzie Abraham i reszta!? - krzyknął chłopak, rozglądając się wokół i ściskając palce na ubraniu siedemnastolatki. 

- Ricka i reszty też nie widzę - odpowiedziała spokojnym głosem, jednak w środku drżała z niepokoju, nie była pewna czy obroniłaby chłopaka w takiej armii szwendaczy gdyby zjawili się tutaj ludzie z niepokojowymi zamiarami. 

- Czy to raca? - zapytał Carl, pokazując na czerwony pocisk na niebie. 

- Nie wiem czy chce tam jechać, to może być podstęp - oznajmiła walcząc z chęcią pokierowania Saluta ku Sanktuarium. 

- Lucy... - odezwał się chłopak, słyszała niemą prośbę w jego głosie, nie musiał mówić nic więcej. Doskonale wiedziała co chciał, pewnie cała grupa skierowała się ku tamtemu miejscu, bo oni nie myśleli o tym czy może to być zasadzka. 

- Cholera, niech ci będzie - warknęła, skracając wodzę konia - Trzymaj się - po powiedzeniu tego popędziła Saluta do galopu. 

----

- Tata! - krzyknął Carl, zeskakując z konia gdy Lucy zwolniła go do stępu i biegnąc do Ricka. 

Czarnowłosa westchnęła cicho, widząc przytulającego się ojca z synem, w takich momentach żałowała że ona i Negan nie są w tej samej grupie i nikt, poza Carlem jak nie ma humorków, nie wita jej z takim zapałem i szczęściem że nic jej nie jest. 

Gdy podjechała wystarczająco blisko, zeszła z rumaka, który później szedł za nią jak cień, nie odstępując jej choćby o krok. 

- Lucy! - dziewczyna zatrzymała się w pół kroku, słysząc głos skierowany w jej stronę - Jesteś cała - dokończyła Carol, podchodząc do młodej Smith. Dziewczyna patrzyła na jej twarz z uniesionymi brwiami ku górzę.

- No dobra - westchnęła, samej nie wierząc że to robi - Raz ci pozwolę - po wypowiedzeniu tych słów, krótkowłosa przytuliła siedemnastolatkę, sama będąc w szoku że pozwoliła jej na taki ruch, a tym bardziej że była ona taka spokojna. Jednak gdy miała ją już w objęciach zrozumiała. Całe ciało nastolatki drżało, za każdym razem niepokój i obawy o swoje życie odreagowywała gniewem, bądź zabijaniem.  Jednak teraz, gdy chodziło o życie syna szeryfa. Zrozumiała że zniknięcia dziewczyny, zapewne, kończyły się ucieczką do ojca, który ją rozumiał i uspokajał. Gdy chodziło o życie tego nastolatka bała się, dbała o nie bardziej niż o swoje własne, gdyż Carl był dla niej ważniejszy niż ona sama.

- Kto to Eric? - zapytał Carl, gdy Aaron pobiegł do budynku, tak jak by oberwał piorunem.

- Ktoś z jego grupy - wszyscy odwrócili się w stronę właścicielki głosu - Skręcił kostkę - Maggie wzruszyła ramionami, dokończając swoje zdanie, przytulając od siebie siostrę. 

Te słowa zaciekawiły, zawsze ciekawą wszystkiego, Lucy która nie wiele myśląc wparowała do pomieszczenia jak do siebie, nie zwracając na nic uwagi. 

- Mówiłam że gej! - stwierdziła, opierając się o framugę drzwii - Nie przeszkadzajcie sobie, ja tu tylko stoję - stwierdziła, widząc jak dwóch mężczyzn przestało się całować i spojrzeli w jej stronę niepewnie. 

- Co? - od razu obok niej znalazł się Carl, który nie mógł uwierzyć słowom które wyszły z ust czarnowłosej. 

- Ksz, ksz - wygoniła chłopaka, wykonując odganiający gest dłońmi - Gołąbeczki się całują, daj im chwilę prywatności - gdy skończyła to zdanie, znajdowali się już na zewnątrz, z resztą którzy patrzyli na nią zdziwionym wzrokiem - No co? - uniosła jedną brew - Każdy zasługuje na kawałek miłości i prywatności - wzruszyła ramionami. 

----

- Co się stało? - zapytała Lucy, gdy udało im się nadgonić resztę grupy na Salucie. Wraz z Carlem dostali mapę, z zaznaczoną drogą, aby wiedzieli gdzie mają jechać, gdy stracą samochody z oczu.

- Akumulator padł - odezwała się Rosita, machając w stronę nastolatków, którzy w tym momencie zsiedli z konia, podchodząc do reszty grupy.

Młody Grimes od razu znalazł się obok swojego ojca i małej Judith, biorąc ją na ręce i uśmiechając się szczęśliwy. Za to Lucy pojawiła się obok Abrahama i Glenna, którzy starali się naprawić usterkę, patrząc im przez ramię.

- Jak dobrze, że u mnie w bryce nie padnie akumulator - stwierdziła do nich, uśmiechając się wrednie gdy poklepała Saluta po szyi a ten zarżał potwierdzając jej słowa, jego akumulator zawsze być pełny i sprawny. 

Nastolatka widząc ich zmagania, stwierdziła że zostawi ich samych, więc jak gdyby nigdy nic położyła się na środku drogi, z rękami i nogami rozłożonymi jak rozgwiazda. 

- Nie boisz się że coś ci się stanie? - zapytała Beth stając nad Lucy, aby przyglądać się temu co robi.

- Co ma mi się stać? - uniosła brew, nie rozumiejąc obaw blondynki, jednak po tym pytaniu wiedziała jedno, mądrość chyba naprawdę idzie w parzę z naturalnym kolorem włosów, a Beth była tego idealnym przykładem. Dlatego humor Lucy był czarny. - Jakiś trup w samochodzie ma mnie rozjechać, bo dopiero zdał prawko i nie do końca potrafi jeździć? - parsknęła, po czym ujrzała naburmuszoną, i czerwoną, twarz blondynki która odeszła gniewnie tupiąc, przypominając wkurzoną małpę. 

- Mamy to! - krzyknął Glenn, klaszcząc w dłonie gdy usłyszał że kamper odpalił, więc można jechać w dalszą drogę. 

- To co? Zbierajcie się - oznajmił Abraham, machając ręką w geście nakazującym wpakowanie dup do pojazdów. 

- SALUT, CARL! - krzyknęła czarnowłosa, zrywając się na równe nogi - Zapraszam do pierwszej klasy - stwierdziła do Carla, pomagając mu się wpakować na konia. 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 26 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

She Is Crazy | The Walking DeadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz