Rozdział 1

20 1 0
                                    


Powrót do szkoły po wybudzeniu się ze śpiączki raczej nie będzie najlepszym doświadczeniem, o jakim mogłabym marzyć. Bałam się, jak będą na mnie patrzeć ludzie. Niestety, interesowała mnie opinia innych.

- Lilly, stresujesz się? - zapytała mama.

Jasne, że się stresowałam, ale nie mogłam jej tego powiedzieć, bo zasypałaby mnie swoimi mądrościami.

- Nie, ani trochę - odpowiedziałam. - Czemu pytasz? Od kiedy to cię interesuje?

Kochałam moją mamę, ale nigdy nie interesowała się tym, co u mnie, ani jak mi było w szkole.

- A od kiedy nie mogę pytać mojej córki, czy się stresuje?

- Nie no, możesz, tak tylko pytam.

Coś mi w tym nie pasowało, ale nie drążyłam dalej tematu. Zaczęłam się pakować do szkoły. Po chwili już byłam w samochodzie z mamą.

- OH MY GOD! W KOŃCU CIĘ WIDZĘ! - krzyczała z końca korytarza Stacy.

Stacy Cortman była moją przyjaciółką od przedszkola. Była szalona, zakręcona i trochę nienormalna. Zawsze wspierała mnie we wszystkim, była niezastąpiona.

- Cześć, co tam? Masz jakieś plotki? - zaczęłam.

- Tak, i to dużo. Do naszej szkoły ma dojść nowy chłopak - opowiadała Stacy. - Podobno jest taki gorący, że dziewczynom szczęki opadają.

Gadałyśmy tak jeszcze przez kilka minut, gdy nagle rozległ się dzwonek.

Siedziałam na matematyce, powstrzymując się od zaśnięcia. Ten nauczyciel chyba nigdy nie zacznie mówić nic ciekawego.

- Kiedy dzwonek? - zapytałam, szturchając Stacy.

- Za minutę - odpowiedziała.

Już nie mogłam się doczekać, aż wyjdę z tej klasy.

Wszystkie następne lekcje przeminęły niezauważalnie. Spakowałam się i wyszłam ze szkoły. Nie miałam dzisiaj nic w planach, ale zaszłam do kawiarenki w pobliżu mojego domu.

- Ojejku, cześć Lilly. Co u ciebie, kochana? - powiedziała pani Miracle.

Pani Miracle prowadziła tę kawiarenkę od mojego urodzenia, przynajmniej tak wynikało z historii mojej mamy.

- Nic ciekawego. Poproszę croissanta i cappuccino.

- Jasne, już się robi!

Siadłam na fotelu obok małego stoliczka i czekałam na zamówienie. Drzwi do kawiarenki się otworzyły i wszedł przez nie chłopak. Nie kojarzyłam go. Zdziwiłam się, bo pani Miracle nie miała za dużo klientów, więc dlaczego jakiś nastolatek nagle tu przyszedł? Odwróciłam się w stronę okna i modliłam się, żeby do mnie nie podszedł. Średnio lubiłam poznawać nowych ludzi. Siedziałam tak jeszcze chwilę, gdy nagle ktoś dotknął mnie w ramię.

- Hej, nazywasz się Lilly Caron? - zapytał chłopak.

Boże, skąd on znał moje imię i nazwisko? Przeraziło mnie to, ale mu odpowiedziałam.

- Tak, skąd wiesz? - powiedziałam.

- Twoja koleżanka mówiła, że mieszkamy niedaleko siebie. Tak w ogóle, jestem Jack, zamieszkałem tu parę dni temu.

- Jaka koleżanka?

- Stacy Cortman.

No jasne, mogłam się tego spodziewać. To pewnie ten chłopak, o którym tak opowiadała. Miał brązowe włosy, prosty nos, trochę piegów i zielone oczy, a ubrany był w niebieską bluzę i czarne spodnie baggy. Patrzyłam na niego i nie był ani brzydki, ani ładny. Po prostu nie był w moim typie.

- A okej. Znam ją, to moja przyjaciółka.

- To cudownie. Mieszkam pod numerem 56, a ty?

- 53.

- To bardzo blisko.

Gadaliśmy jeszcze przez kilka minut, które zamieniły się w pół godziny. Znałam go tylko pół godziny, a już go polubiłam. Dobrze nam się gadało, gdy nagle zawibrowała mi komórka.

Mama:
Bądź za 5 minut w domu, musimy porozmawiać.

Gdy tylko zobaczyłam tę wiadomość, trochę się przestraszyłam. Co ja zrobiłam? Przecież byłam cały dzień w szkole, a teraz tylko zaszłam do kawiarenki. Może rodzice znaleźli papierosy Jasmine w mojej szafce. To i tak nie miałoby większego znaczenia, moi rodzice nie lubili, gdy paliłam, ale ja sama nie przepadałam za papierosami. Więc co się mogło stać?

- Muszę już iść - powiedziałam.

- Spoko, widzimy się w szkole - odpowiedział Jack.

Wybiegłam z kawiarenki i popędziłam do domu.

- To co się stało? - zapytałam po wejściu do mieszkania.

- Ja z ojcem musimy wyjechać - zaczęła mama. - Wyjeżdżamy na 2 miesiące do Nowego Jorku, więc chciałam zapytać, czy przez tak długi czas dasz sobie radę.

2 miesiące bez rodziców? Ciekawe, jak sobie poradzę. Lubiłam zostawać sama w domu. Było cicho i spokojnie, a ja ćwiczyłam śpiewanie, ale 2 miesiące to przecież nie jeden dzień.

- Po co tam jedziecie? - zapytałam.

- Mamy problemy finansowe. Musimy tam pojechać.

Problemy finansowe? Rodzice nigdy mi nic o tym nie mówili. Przecież musimy mieć pieniądze na czynsz, jedzenie i inne rzeczy. Musiałam się zgodzić.

- Poradzę sobie. Kiedy macie samolot?

- Jutro o 8 rano. I pamiętaj, żeby nie zaniedbywać lekcji śpiewu.

- Jeszcze pytasz? Oczywiście, że nie będę.

Jeśli chciałam zostać piosenkarką, musiałam ćwiczyć cały czas. Czasem męczyły mnie te ciągłe lekcje, ale robiłam to po coś. Chcę, żeby moja przyszłość była jak najlepsza. Choć i tak przepadło mi wiele lekcji przez to, że byłam ponad 7 tygodni w śpiączce.

Poszłam do swojego pokoju i położyłam się na łóżku. Nie leżałam zbyt długo, bo przypomniało mi się, że mam pracę domową z historii.

Po zrobieniu pracy domowej na zegarze była 18:00. Musiałam zbierać się na lekcję śpiewu. Ubrałam czarną ramoneskę i niebieskie dzwony. Włosy miałam zebrane w kok. Miałam lekki makijaż – tylko korektor i trochę różu.

Szłam ciemną ulicą, zawsze przerażało mnie przechodzenie przez nią w nocy. Miałam już tylko 15 minut do sali lekcyjnej. Szłam spokojnie, gdy nagle zobaczyłam za sobą cień. Przyspieszyłam, ale nagle za sobą usłyszałam głos, aż podskoczyłam.

- Lilly, nie musisz się bać. To tylko ja, Jack! - krzyknął chłopak z rozbawieniem.

- Cholera! Nie strasz mnie tak, bo zawału dostanę! - wykrzyczałam.

- Dobrze, spokojnie, gdzie idziesz?

- Na lekcje śpiewu.

- Ooo, śpiewasz? Dawaj, zaśpiewaj coś.

- Chyba zwariowałeś. Nie ma mowy.

- No okej, jak chcesz. Nie będę zmuszać... - powiedział, a jego mina posmutniała. Robił to specjalnie.

- No dobra, ale tylko kawałek.

- Oh, oczywiście, jak sobie życzysz.

Zaczęłam śpiewać kawałek piosenki „I Wouldn't Mind":

Merrily we fall out of line, out of line
I'd fall anywhere with you, I'm by your side.

- Spoko śpiewasz.- powiedział chłopak który nawet nie wiem kiedy się pojawił
- Musiałeś przyjść akurat teraz ? - zapytał Jack.
-Tak- stwierdził chłopak
-Znacie się? - zapytałam.
- Tak. To mój nienormalny brat.

You can't go with musicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz