8. Co ja mam z tobą zrobic, Natasho?

412 29 1
                                    

Przypudrowałam nos, wzdychając. Czułam się wypruta. W każdym możliwym tego słowa znaczeniu.

Jutro miałam wylecieć z tego przeklętego miejsca, czego nie mogłam się doczekać. Chciałam przebukowac swój bilet, lecz niestety nie było to możliwe na ostatnią chwilę. Gdyby nie to, już dawno siedziałabym w samolocie w drodze do domu.

Przeczesałam ręką włosy, spoglądając na zegarek, który wskazywał osiemnastą czterdzieści. Za dwadzieścia minut miałam spotkać się z Marcelem. Nie widziałam większego sensu w tym spotkaniu, jednak zgodziłam się na nie. Sama nie wiem dlaczego.

Wrzuciłam do małej torebki zapalniczkę, papierosy oraz różowy błyszczyk. Złapałam za kartę od pokoju i ruszyłam ku wyjściu, wygładzając przy tym moją białą koszulę, którą założyłam. W duchu dziękowałam sobie, że ją wzięłam. Gdyby nie ona, nie miałabym w czym teraz wyjść.

Po zamknięciu pokoju skierowałam się na taras. Tak jak zawsze kilka stolików było zajętych przez ludzi. Z baru grała latynoska muzyka. Podeszłam do balustrady i wyszukałam w torebce papierosa. Szybko go odpaliłam, puszczając w niebo dużą chmarę dymu.

Poczułam jak ktoś dotyka moje ramię. Spięłam się, mając nadzieję, że to nie ta osoba, o której pomyślałam. Niechętnie odwróciłam się i poczułam małą ulgę, widząc przed sobą uśmiechniętego Marcela.

- Nie pasuje ci ten papieros - powiedział na przywitanie. Poczułam drażniącą mnie w nos jego wodę kolońską. Była mocniejsza od tej, ktorej używał Alan.

- Od kiedy ludzie się tak witają? - spytałam rozbawiona, unosząc brew. Odwzajemnił mój uśmiech. Dopiero teraz zauważyłam, że w dłoni trzymał czerwoną, długą różę.

- To dla ciebie, princesa - powiedział w taki sposób, że niemal zmiękły mi kolana. Boże, co za akcent. Marcel wyciągnął w moją stronę różę, która szybko od niego przyjęłam. - Wyglądasz pięknie, mi belleza.

Poczułam jak pieką mnie policzki. Czy ja się właśnie zawstydziłam? Odchrzaknelam nerwowo. Kątem oka zauważyłam, jak Marcel uśmiechnął się na moją reakcję, jednak w żaden sposób tego nie skomentował, za co byłam mu wdzięczna.

- Mam nadzieję, że lubisz włoską kuchnię. Wynająłem nam stolik we włoskiej restauracji - oznajmił.

- Oczywiście - odpowiedziałam tylko. Marcel wyciągnął w moją stronę ramię, które ujęłam. Z uśmiechem na ustach pociągnął mnie w stronę wyjścia.

Dawno nie czułam się tak doceniona. Dawno nie czułam się tak... dobrze. Marcel sprawił, że dawno zapomniana część mnie odżyła. I może to sprawka jego pięknego akcentu. A może pięknych oczu. A może tego, że nikt nigdy nie próbował tak się o mnie postarać.

Marcel ciągle mnie zagadywał, kiedy to przemierzaliśmy taras wolnym krokiem. Głośno śmiałam się na jego słowa.

W pewnym momencie, tuż przy wyjściu z tarasu mignęła mi znajoma sylwetka. Przełknęłam głośno ślinę. Patrzył na nas z lekko otworzonymi ustami. Starałam się nie patrzeć. Walczyłam ze sobą, by nie odwrócić głowy. Nie chciałam psuć sobie wieczoru, który zapowiadał się całkiem nieźle. Marcel zdawał się nie zauważyć mojego chwilowego otępienia i tego, że przestałam się śmiać.

To były dosłownie sekundy, kiedy nasze oczy się spotkały. Ułamek nic nieznaczącej sekundy. Choć dla nas znaczył wiele. Bo na twarzy Alana zobaczyłam rozczarowanie o smutek tak ogromny jak całe Stany Zjednoczone. Szybko jednak ukrył je pod maską obojętności. On na mojej nie zobaczył nic. Przeszłam obok niego obojętnie, mocniej łapiąc umięśnione ramię Marcela.

Dirty job; kochać czy być kochanym. ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz