Rozdział 3

1.1K 41 16
                                    

Gdy przeniosłem wzrok na nią, a później na jej śliczne zielone oczy, coś mnie drgnęło. Przeszły mnie dreszcze na plecach, czego nie czułem już sam nie wiem ile czasu. Łagodnie kręcone blond włosy, luźno upięte z tyłu i z puszczonymi dwoma kosmykami przy policzkach. Skromny sweterek świąteczny i zwykłe niebieskie jeansy. Oraz delikatny uśmiech, którym obdarzyła mnie na koniec naszego kontaktu wzrokowego.

— W porządku. Za kilka minut powinno być gotowe — szybko dodała, odchodząc w stronę lady.

— Ale trzeba przyznać, że bardzo ładne moją tutaj kelnerki. To dlatego mnie tu przyprowadziłeś? — wtrącił Krystian, mój dobry kumpel, rozchylając zdecydowanie nogi, że aż walnął kolanem w nogę stołu, na co parsknąłem śmiechem pod nosem — Co się śmiejesz z czyjejś krzywdy?

— Wybacz, nie powinienem, ale twoje głupkowate zachowania powodują taką reakcję automatycznie — spojrzałem rozbawiony na niego, na co ten wywrócił oczami.

— Ale co powiesz a propos niej? Zresztą coś zauważyłem, że coś zaiskrzyło między wami, co? Jakaś iskierka?

— Tia, jasne... Wmawiaj sobie... — westchnąłem — Jest ładna, ale nic mi więcej do tego.

— Wiem, wiem. Rozstania bywają bolesne... — skomentował, śmiejąc się.

— Skończ gadać, dobra?

— Nie bądź taki zły. Zaraz będziemy mieli pyszne jedzonko, więc nie panikuj. Ma przeczucie, że jak jesteś głodny to nie jesteś sobą — zaśmiał się, po czym pochylił się nad stołem, opierając łokcie na blacie i spoglądając przez okno na ulicę.

Po posiłku wyszliśmy z lokalu i pożegnaliśmy się mocną piątką. Wsiadłem do swojego czarnego Mercedesa i pojechałem do domu. Miałem do ogarnięcia jeszcze sporo rzeczy co do nowego filmu, chociaż po całym dniu chciałem już tylko walnąć się do łóżka i pójść spać. Gdy wszedłem do środka, od razu przywitała mnie Chanelka, którą nie mogłem się powstrzymać, by wziąć ją na ręce i pogłaskać po plecach i główce.

— Czasem ci zazdroszczę takiego luzu w życiu — szepnąłem, odstawiając ją na kanapę w salonie, a potem sam udałem się do łazienki wziąć ciepły prysznic.

***

Noc minęła dość szybko. Ale mogłaby potrwać trochę dłużej, gdyby ktoś nas ranem do mnie nie wydzwaniał! Kiedy chcę się wyspać w prawdziwie wolny dzień to muszą do mnie dzwonić z samego rana. Ubije tego, kto właśnie mi to robi, przysięgam.

— Co jest? — zacząłem trochę oschło.

— Dzień dobry, mój drogi Krystianku! Jak tam minął ci ten piękny zimowy poranek? — usłyszałem zbyt pogodny głos kumpla.

— No mów, co chcesz, Rogal.

— Musiałeś po nazwisku?

— Co ja poradzę, że taką ksywkę sam sobie nadałeś od nazwiska.

— Oghhh!

— To gadasz czy nie? Bo obudziłeś mnie i mogę nie być zaraz w humorze — odparłem twardo.

— Dobra, zluzuj. To, że masz wreszcie wolny dzień mam w planach cię wyciągnąć na miasto! I nawet nie próbuj mnie namawiać na żarełko w tej twojej ulubionej knajpce na Skłodowskiej! Chyba że powód jest inny to się zastanowię... — zawiesił głos, doskonale dając mi do przekazana sens jego słów.

— Krystian... Jak ja z tobą wytrzymuję... — westchnąłem, podnosząc się do siadu i opierając się o oparcie łóżka — Mówiłem już ci o tym, tak? A teraz, błagam cię, do sedna. Do brzegu.

OCZY NIGDY NIE KŁAMIĄ ⦁ KonopskyyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz