Erwin wrzasnął z walącym sercem, wyrwany ze snu gwałtownie uczuciem duszenia się i przytłoczenia. Nabrał powietrza przez prawie zablokowane czymś usta, szukając zaczepienia mdłego światła latarni w ciemnym pokoju w Zakszotowej willi, gdzie jedynie niebieskawa poświata pomogła zarysować niemal czarną sylwetkę ponad nim. Czuł jak ciężkie ciało przygniatało go przez kołdrę i nie był w stanie nawet przesunąć rąk, aby odepchnąć napastnika. Stęknął, wciskając głowę w tył, jak najdalej w poduszkę, aby oczy, ledwo wyrwane ze snu, złapały ostrość na cienistej twarzy intruza. Dopiero po chwili poczuł, że to, co zaciska mu się na ustach to dłoń, aby powstrzymać jego okrzyk zaskoczenia. Z frustracją wypuścił jeszcze jeden zduszony warkot, próbując się wyrwać, aż w końcu wydostał rękę spod kołdry, żeby spróbować walnąć napastnika w żebra. Czuł już jednak, i posturą, i wagą, i zapachem, co to za drań napadł go w środku nocy.
- Cii, to tylko ja - głos Grzegorza był wyjątkowo cichy jak na niego. Erwin poczuł chłód na twarzy, gdy dłoń mężczyzny w końcu przestała dociskać mu usta. Nie zamierzał już krzyczeć, ale walnął go jeszcze raz w bok, dla zasady.
- Co jest kurwa?! Co tu robisz - syknął do niego, przestając się wyrywać. Ciężar jego ciała był znajomy, a mimo wszystko Gregory wspierał się, żeby za bardzo go nie gnieść. Jak zawsze.
- Cześć, malutki. Przyszedłem zadać trzy pytania - Montanha uśmiechnął się na tyle szeroko, że Erwin mógł zobaczyć jak jego twarz, bardzo denerwująca na chwilę obecną, rozciąga się w niebieskawym świetle.
- Mogłeś zadzwonić jak człowiek - fuknął na niego wściekle, zły, za pobudkę w środku nocy.
- To nie mogło czekać!
- Uchhh. To pytaj, bo jesteś ciężki - Erwin ze stęknięciem poruszył się pod policjantem, sugerując, że bardzo cierpi. Gregory wsparł się jeszcze bardziej, dając Erwinowi więcej luzu pod nim. Ciepło między ich ciałami było przyjemnie znajome, niedawno wprowadzony zakaz zbliżania się tylko potęgował tęsknotę za nim.- Po pierwsze: Chcesz coś teges jakieś bzyk bzyk myk myk rachu ciachu?
Erwin zamarł na chwilę, wzburzony jego głupotą bardziej niż samą ofertą.
- ... Ty debilu jebany. TERAZ? Debil. NIE. Ech. Pomyślę. Co jeszcze?
- Heh. Po drugie. Wniesiesz oskarżenie o włamanie na posiadłość? - Gregory dalej szczerzył się w sposób, który Knuckles uważał za kretyński, ale ostatnio wolał widzieć ten uśmiech niż jego brak. Niejeden zawód w jego oczach i zaciśniętych ustach odzywał się echem jak trauma. Dopiero po paru sekundach dotarł do niego sens pytania. Idiota.
- POMYŚLĘ. Jak trzecie pytanie to to, czy jestem głodny, to ci tak wpierdolę- urwał, gdy Grzechu wtrącił mu się w pół słowa.
- Po trzecie: wyjdziesz za mnie?
Cisza po tym pytaniu była krótka, przerwana rosnącą frustracją Erwina i świstem powietrza w jego nozdrzach, a ciało napięło się gotowe do zepchnięcia intruza.
- ...Ty głupia kurwo. Miałeś mnie zaskoczyć, a nie przestraszyć. To jest takie gówno, że żal dupę ściska. To jest gorsze niż "plose plose plose" - warknął z wyraźnym rozżaleniem, które zawibrowało mu w głosie. Już nawet nie szeptał. Tymczasem Montanha dalej głupio się uśmiechał, aczkolwiek w końcu zszedł z niego, sturlawszy się na materac obok Erwina.
- Hehe. A czego oczekiwałeś? - jego śmieszkujący ton głos wkurwił pastora jeszcze bardziej. Powoli zaczynał mieć gdzieś to, czy ich ktoś usłyszy.
- NO NIE TEGO. CO TO JEST? OŚWIADCZYNY W PIŻAMIE? Zero wysiłku! Wlazłeś przez okno, gratuluję, kurwa. Czekałem na jakiś pieprzony złoty jacht, ze złotym kiblem, złote konfetti, złoty szampan... - zaczął żalić się, jak zwykle słowotokiem zalewając własne emocje, aby opanowany foch godnie zakończył to spotkanie.
- Naaaahh. Wcale na to nie czekasz. W ogóle taki nie jesteś. Ten złoty show robisz tylko na napadach - Gregory wsparł się na boku, oglądając swojego kochanka w półmroku. W bladym, niemal trupim nocnym świetle wyglądał najprzyjemniej, ze złotą poświatą oczu przebijającą się przez chłodne kolory. Ten jednak wstał do siadu, patrząc na Montanhę z góry, a oczy zwęziły się pod zmarszczonymi brwiami.
- A ty właśnie dokładnie taki jesteś: leniwa kurwa. Spierdalaj. - warknął.
- Nnnom. Przyjmuję odmowę - Montanha wstał z ociąganiem. Łóżko było bardzo wygodne - Ale mam jeszcze niespodziankę, ubieraj się.
Wzrok Montanhy błysnął w końcu wyraźniej, oświetlony lepiej przez światło wpadające przez okno. Erwin widział na nim cywilne ubranie i bandamkę na czole. Była taka głupia, on cały był taki głupi. Dawno temu uciskał nią jakąś ranę po strzelaninie, krzycząc, żeby pastor nie umierał. Erwin zirytował się jeszcze bardziej, że te wspomnienia zaczynają go zmiękczać.
- Ugh. Nigdzie nie idę. - zaprzeczył, planując dokończyć przerwany sen, chociaż ciało pełne adrenaliny i stresu po brutalnej pobudce odmówiłoby nawet krótkiej drzemki.
- Mam grapplery. I możesz ich użyć - Gregory rzucił kuszące zdanie, które Erwina przekonało w ułamku sekundy. Jeżeli ktoś inny przychodził z ofertą rozrywki, zawsze był gotów się przyłączyć. Nawet jak był trochę na niego zły, ten wielki dupek doskonale wiedział, co powiedzieć.
- Um. No dobra - mruknął niepewnie, zsuwając z siebie kołdrę.