Rozdział IV, część 1

25 5 2
                                    

Krótko o tym, jak igła stała się niebezpieczną bronią w moich rękach

„To nasza tylko, nie gwiazd naszych wina."

~ William Shakespeare

Will wygląda na nieco niestabilnego, a ja obiecałam mamie, że nie umrę, dlatego gdy wracamy do auta od razu zajmuję miejsce kierowcy. Mocno zaciskam ręce na kierownicy i próbuję przypomnieć sobie wszystko czego mnie uczono oraz co mówił mój brat, gdy raz na jakiś czas pozwolił mi prowadzić. Dawno nie siedziałam za kółkiem, to fakt, ale to prawie jak jazda na rowerze.

Will patrzy na mnie niepewnie, ale nawet się ze mną nie kłóci. Tylko pokazuje, które kabelki trzeba połączyć, by silnik zaskoczył.

— Gdzie się tego nauczyłeś?

— Tajemnica służbowa. Kierunkowskazy z lewej.

Ruszam powoli do przodu, ale nagle gwałtownie się zatrzymuje, zarzucając całym samochodem. Tym razem sama łączę kable. Silnik znowu się odzywa, a ja uśmiecham się z zadowoleniem. Widzę, że Will spogląda na mnie z niepokojem.

— Jesteś pewna, co do tego? — pyta.

— Oczywiście. To, że jeszcze nie mam prawa jazdy, nie znaczy, że nie potrafię jeździć.

— Obawiam się, że dokładnie to znaczy.

Macham na to ręką.

— Oj, nie marudź. Szybko się uczę.

— W takim tempie Ben i Bill nas dogonią. Może jednak ja...

Akurat naciskam pedał gazu i tym razem udaje mi się przejechać kilka metrów bez zatrzymywania.

— Och, patrz jedziemy! A teraz się nie zatrzymam, bo nie pamiętam jak się hamuje!

Nie widzę jego twarzy, bo skupiam się na zmianie biegów. Chłopak cały czas pilnuje, bym przypadkiem nie zjechała na drugi pas. Po kilku minutach przypominam sobie o wszystkich naukach i gdy czuję się wystarczająco pewnie, zaczynam opowiadać mu o kolejnych odcinkach Loretty.

— Skup się lepiej na drodze — przerywa mi, na co przewracam oczami.

— Mam podzielność uwagi.

Zamiana miejscami to genialny pomysł. Większość mojej uwagi pochłania prowadzenie, więc nadmiernie nie analizuję ożywionych kości, które pilnowały klucza do Piekła. Nie szukam w tym żadnego głębszego sensu tylko akceptuję takim jakim jest. Już się nauczyłam, że nadmierne myślenie może doprowadzić do załamania, a na to nie mogę sobie pozwolić. Dusze i żywe trupy to po prostu nieodkryta wcześniej tajemnica tego świata, a ja jako jedna z nielicznych mam do niej dostęp.

Podjeżdżamy pod jakąś starą kamienicę, która znajduje się w centrum niewielkiego miasta. Nieco przeceniam moje zdolności parkowania, bo zamiast hamulca naciskam gaz i taranuję kosz ze śmieciami. Od razu hamuję, a gdy zerkam na chłopaka, widzę, że mocno trzyma klamkę drzwi.

— Upsik?

— Prawie wjechałaś pod koła ciężarówki, a teraz to? Jestem nieśmiertelny, ale przy tobie zaczynam się obawiać o swoje życie...

— Jesteś nieśmiertelny? — wyrywa mi się. Oczywiście widziałam to zdjęcie z dziewiętnastego wieku oraz mam wspomnienie naszego pierwszego spotkania, gdy miałam cztery latka i pomyliłam go z aniołem (samo to spotkanie było dość dziwne, ale na pewno nie dziwniejsze niż niedawne wydarzenia). Jednak gdy teraz te słowa padają z jego ust, jakoś bardziej to do mnie dociera. — Na pewno nie jesteś wampirem?

Dziewięć KluczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz