1. Bogate dzieciaki

1.3K 102 2
                                    

Flora

Jasne kolory wnętrza niemal mnie oślepiły, biel i srebro, bogactwo widoczne gołym okiem. A gdzieś obok tego, stałam ja, ubrana w przetarte dżinsy, znoszoną bluzę i ledwo żyjące trampki.

To była moja stuprocentowa definicja.

Wbrew pozorom nie lubiłam wyrzucać rzeczy i szybko się do nich przywiązywałam, moi przyjaciele nazywali to zbieractwem, ale ja tak nie uważałam, po prostu niektóre rzeczy były zbyt cenne, by je wyrzucać. Lub byłam dziwna, często dopuszczałam do siebie tę drugą opcję, bo wszystko na to wskazywało. Znacie kogoś jeszcze, kto zakłada różnokolorowe sznurówki do jednego buta? Ja też nie.

Czułam się jeszcze dziwniej, gdy moja matka ubrana w drogą marynarkę oprowadzała mnie po domu, w prawdzie, w ogóle nie rozpoznawałam w niej swojej mamy. Moja mama miała takie samo nazwisko jak ja, nie miała sztucznych ust i brązowych włosów.

Była inna, nie moja.

—Heidren High Scholl, to dobra placówka.— mówiła, gdy razem przemierzaliśmy schody, ona opowiadała mi o prywatnej szkole a ja oglądałam wiszące wokół obrazy, były wstrętne.— Miles też tam uczęszcza, na pewno będzie ci się podobać.

—Zobaczymy.— mruknełam pod nosem.

—Mówiłaś coś?

—Nie, nic.

Kobieta popchnęła jedne z szklanych drzwi, po czym ukazał nam się duży pokój z balkonem. Na środku stało duże łóżko z pościelą w kratę, obok szafka nocna i duża szafa z lustrem. Po całej powierzchni rozchodziła się wykładzina, na ścianach wisiały półki i małe szafki, oprócz tego było biurko, i parę komód. 
Ten pokój był taki...nudny.

Nie widać w nim było nuty życia a szczersze tego nie lubiłam, mogłam się założyć o pięć dolców, że w rogach pokoju znajdę masę kurzu.

Chciałam wrócić do domu.

—To twoja sypialnia, rozgość się a o siódmej zejdź na kolację, jasne?— matka mierzy mnie wzrokiem.

—Jasne.— mruknełam tylko i odprowadziłam ją spojrzeniem do wyjścia.

Z hukiem rzuciłam średniej wielkości walizkę na łóżko, odsunęłam jej suwak i starannie zaczełam wypakowywać ubrania złożone w kostkę. Jedną z moich cech był to, że lubiłam porządek i starałam się go pilnować. Często sprzątałam i układałam w szafach, nigdy nie sprawiało mi to problemu.

Niechętnie ułożyłam ciuchy w komodach, chwilę później zabrałam się za układanie książek na półkach. Teraz wszędzie walały się zeszyty i moje stare zapiski, szczególnie o nie nie dbałam a dokładniej to potrafiłam rzucać nimi po pokoju. Starannie natomiast odłożyłam szkicownik, w którym trzymałam nic nie znaczące obrazki.

Pod łóżko wrzuciłam przybrudzone buty, było mi trochę wstyd, że w takie miejsce je z sobą biorę, ale nie potrafiłam rozstać się z moimi kolorowymi trampeczkami.

Nigdy nie chciałam wynieść się od taty, Nawet o tym nie pomyślałam. Byłam jednak posłuszna córką, gdy kazał mi przynieść się do matki, zrobiłam to. Gdzieś podświadomie liczyłam też, że dzięki przeprowadzce, matka zwróci na mnie większą uwagę. Od czasu rozwodu, kontaktowaliśmy się parę razy w roku, w święta i urodziny.

Mama miała swoją nową rodzinę a ja najwidoczniej jej wtedy przeszkadzałam.

***

Równo o siódmej opuściłam swój pokój i skierowałam się na dół, po drodze minęłam kota rasy Maine coon, który bezpośrednio na powitanie drapnął mnie w kostkę.

Kretyn.

Coraz bardziej zaczełam się też stresować, po raz drugi miałam zobaczyć swojego ojczyma a przybranego brata po raz pierwszy. Stosunkowo o Miles'ie słyszałam dużo, zazwyczaj były to teksty typu "Miles jest cudowny, po prostu wspaniały"

Cały czas tak myślałam, dopóki nie natknęłam się na jego Instagrama, wtedy nie był w moich oczach takim niewiniątkiem. Po zdjęciach mogłam wywnioskować, że dużo imprezował i często wchodził w związki, taki typowy fuck boy, wiecie o co chodzi.

Jadalnia była duża i tworzyła osobne pomieszczenie, był tutaj długo stół, na którym rozłożone były już dania. Byłam pod wrażeniem ich cudownego zapachu, który zaczął rozchodzić się po pomieszczeniu. Stały tam steki, sałatki, ryż, pieczony kurczak a nawet bodajże sushi.

Przy stole siedziała tylko matka, która grzebała coś w swoim telefonie i ruchem dłoni wskazała mi miejsce, na którym miałam usiąść. Posłusznie usiadłam na na prawdę wygodnym krześle i wypuściłam głośno powietrze.

Chwilę później pojawił się Arthur, mąż matki. Ubrany był w ciemne dżinsy i szary golf, na nadgarstku miał zegarek, mężczyzna uśmiechnął się do mnie życzliwie. Potem zjawił się Miles, miał krótkie blond włosy i łobuzerski uśmiech na ustach. Oczy miał w jasnym kolorze błękitnym a na sobie założone miał szerokie czarne dżinsy i mocno rozciągniętą koszulkę, nagle, przestałam czuć się jak menel.

Chłopak bez słowa zasiadł do stołu i zaczął nakładać sobie porcje ryżu, mięsa, trwało to tak długo, dopóki jego ojciec nie zwrócił mu uwagi.

—Może byś się przywitał, co?

Miles popatrzył tylko na mnie i głupkowato się uśmiechął.

—Śpieszę się, możemy już jeść?— odchylił się lekko w fotelu i świdrował każdego spojrzeniem.

—Gdzieś wychodzisz?

—Do Ares'a, mówił, że ma wolną chatę i wpadamy do niego w kilka osób.— wytłumaczył i pewnie wspomniał, o którymś z swoich kumpli.

—Może zabierzesz z sobą Florę?

—Nie.— odpowiedzieliśmy w tym samym czasie.

Super, w tej sprawie się przynajmniej dogadamy. Nie miałam ochoty na poznawanie jego znajomych, którzy też pewnie mieli wyjebane ego.

Banda bogatych dzieciaków.

Słodka Jak Cynamon [ZAWIESZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz