Rozdział III

23 1 0
                                    

ITADORI

Fushiguro unikał mnie przez kolejny tydzień, za każdym razem, gdy chciałem z nim porozmawiać odwracał się i szedł w drugą stronę, gdziekolwiek bym nie poszedł ten uciekał. Kugisaki zaczęła dziwnie na nas patrzeć.

- Itadori możesz mi powiedzieć co się między wami stało? Od tygodnie zachowujecie się jak jakieś dzieciaki. Nie żebym uważała was za dorosłych, ale to już przesada.

- Nie mam pojęcia o co mu chodzi, to on ucieka NIE JA!

- Jak dzieci, znów musze coś za was robić. – Kugisaki złapała mnie za kaptur i zaczęła gdzieś ciągnąć .

- Kugisaki puść mnie... PUSZCZAJ!

- Zamknij się! Chcesz znów gadać z naszym emo kolegą?

- Emo kolegą? Oczywiście, że chcę!

- No to teraz mnie słuchaj. Wiem, że coś odwaliliście i od czasu, gdy ta zjawa się pojawiła Fushiguro cię unika. Przeżyję jakoś fakt, że mnie ze sobą nie zabraliście, ale już mam dość tych waszych fochów. Idź teraz do mojego pokoju i tam czekaj ja przyprowadzę tego smutasa do ciebie i sobie pogadacie.

- No dobra, brzmi jak dobry plan.

- Oczywiście, że jest dobry w końcu to ja go wymyśliłam. – Nasza rozmowa została przerwana przez naszego nauczyciela.

- Kugisaki, Itadori dobrze, że jesteście. Muszę wysłać waszą trójkę na misję.

- Trójkę!? - oboje z Kugisaki krzyknęliśmy w tym samym czasie.

- Tak Megumi będzie czekał na miejscu na was. No już, już ruchy, bo was noc zastanie.

Udałem się wraz z Kugisaki na miejsce naszej misji. Rozglądaliśmy się za , ale nigdzie go nie widzieliśmy a energia bijąca z tego opustoszałego miejsca była naprawdę przerażająca. Zacząłem się martwić co z moim przyjacielem się stało, nie było możliwości, żeby nie był tu przed nami w końcy Gojo sensei powiedział, że będzie na nas czekał.

-Itadori coś tu nie gra, Fushiguro powinien tu być.

- Masz rację zdecydowanie jest coś nie tak, może wejdźmy do środka?

- Średnio mi się to widzi, ale chyba nie mamy wyjścia.

Weszliśmy do budynku, energia była jeszcze bardziej przytłaczające roiło się tu od mniejszych klątw, ale o nie one dawały tą złą energię.

- Rozdzielmy się Kugisaki ja pójdę na górę a ty zobacz co jest na dole.

- Nie mów mi co mam robić! Ja pójdę na górę a ty idź na dół.

Kiwnąłem głową i szybko pobiegłem na dół do piwnicy. Było tutaj bardzo dużo drzwi z jednych ususzałem odgłosy walki, niewiele myślą pędem ruszyłem w tamtą stronę. Zobaczyłem Fushiguro walczącego z jakąś klątwą co najmniej klasy pierwszej.

- Itadori uważaj!!

Nagle poczułem ostry ból głowy i po chwili poleciałem na ścianę, uderzenie było tak duże, że nie byłem w stanie nic zobaczyć. W głowie mi dudniło, czułem, jak krew płynie mi z ust, odkaszlnąłem i zraz poczułem kolejną falę ciosów i nagle ciemność.

FUSHIGIRO

- Itadori uważaj!! - Nie zdążyłem szybciej krzyknąć, przez co został on zaatakowany. Klątwa ewidentnie chciała się go pozbyć jakby była o tego zaprogramowana. Nie mogłem się ruszyć patrzyłem jak z mojego przyjaciela uchodzi życie. Znów... znów uchodzi z niego życie a ja znów nie mogę nic zrobić. Muszę się ruszyć musze mu pomóc. Nagle usłyszałem huk I stukot młotka.

- Rezonans!. Fushiguro nic ci nie jest? Gdzie Itadori? – Nie byłem w stanie nic powiedzieć, zdołałem tylko pokazać palcem.

- O matko zabierajmy go stąd i dzwońmy po posiłki nie damy rady sami!! – Krzyknęła Kugisaki, ale wróciła mi zdolność poruszanie się przywołałem jednego z moich shikigami i zabrałem nas w bezpieczne miejsce poza murami opuszczonego budynku. Niestety zasłona była nad nami co oznaczało, że nie damy rady wezwać posiłków.

- Jest zasłona nie damy rady wezwać posiłków. – Czułem, że możemy wszyscy nie wyjść z tego cali. Widziałem, że Kugisaki zaczyna panikować, ale gdy ja sam spojrzałem na Itadoriego panika zaczęła ogarniać mnie też. Był cały we krwi, jego klatka piersiowa ledwo się unosiła, co oznaczało, że bardzo ciężko mu się oddychało. Nagle klątwa wyskoczyła na nasz i odrzuciła mnie i Kugisaki silnym uderzeniem. Kiedy miała zabierać się znów za krzywdzenie Itadoriego ten nagle wstał i ze zdwojoną szybkością zaatakował klątwę czarnym błyskiem, uderzał ją raz za razem teraz to krew lała się z klątwy strumieniami, w końcu zadał ostateczny coś przebijając ją na wylot i to znów czarnym błyskiem. Zasłona opadła a Itadori odwrócił się do na uśmiechnął i powiedział.

- Wracajmy do domu – po czym upadł na ziemię. Podbiegliśmy do niego szybko, wziąłem go na ręce a Kugisaki zadzwoniła, żeby nas ktoś stąd szybko zabrał. Gdy trzymałem jego bezwładne i zakrwawione ciało czułam, że coś się we mnie zmienia czułem tą więź jaka między nami jest i już wiedziałem, że nigdy nie mogę dać mu umrzeć, teraz ból byłby milion razy większy niż za pierwszym razem i wiem, że nie mógłbym bez niego żyć.

ITADORI

Obudziłem się w swoim pokoju strasznie obolały, czułem obrażenia jakie wczoraj odniosłem, mimo że nie było śladu po ranach, w głowie mi dudniło ledwo mogłem usłyszeć własne myśli.Nagle usłyszałem, że ktoś wchodzi do pokoju i był to Fushiguro.

- Hej, jak się masz?

-Hej, dobrze – Powiedziałem z wielkim uśmiechem, mimo że w cale nie było mi do śmiania się. Fushiguro niestety, ale to zauważył.

- Dobrze wiem, że nie jest dobrze wczoraj prawie nam umarłeś... znów... - pochylił głowę, zdecydowanie wyglądał na smutnego, nie chce mu pogarszać stanu tym, że fatalnie się czuję.

- Naprawdę Fushiguro nic mi nie jest, jestem tylko trochę zmęczony i obolały. – Fushiguro zdechnął tylko i już nic więcej nie powiedział tylko usiadł koło mnie na łóżku.

------------------------------------------------------------

Rozdział dość krótki, ale ze względu na pewne problemy życiowe tak najprawdopodobniej będą one wyglądać, może dzięki temu uda mi się częściej je wrzucać. 

Miłego <3

Zaklęcie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz