Minęły już dwa miesiące, nareszcie byłam w swoim utęsknionym pokoju i pakowałam się na wyjazd. Spakowałam trzy komplety dresowe, i dwie sukienki. Resztę najwyżej kupię na miejscu, gdybym miała pakować się na poważnie, pewnie musiałabym wsadzić całą szafę do walizki. Oczywiście nie zapomniałam o swoim smartfonie, laptopie, słuchawkach bezprzewodowych, kosmetykach, suszarce, ręczniku, kulkach do kąpieli, masie żeli pod prysznic, trzech odżywek do włosów, ogromu maseczek do twarzy, książek i tabletu. Przecież, bez tego umarłabym.
- Udało mi się zamknąć walizkę jest sukces! - wzdychnełam wykończona po walce, jakim jest zasunięcie walizki do której wsadziłam również pełno pistoletów i granatów w skarpetkach.
- W zasadzie, po chuj ja to zawijałam w skarpetki i tak lecimy prywatnym odrzutowcem. - zamyśliłam się.
Wyprowadziłam mój bagaż z pokoju, i krótko mówiąc usiadłam na walizce i jak kierowca wyścigowy przejechałam przez korytarz, wypierdalając mój dobytek ze schodów, a sama wylądowałam na barierce ochronnej.
- Kto cię przysłał?! Czego chcesz?! - za moimi plecami usłyszałam zgrzyt metalu o metal, oraz głos Willa.
- Przysłały mnie teletubisie, a chce odzyskać moją walizkę która wypierdoliła się ze schodów. - mruknełam, wisząc na barierce.
- Hailie, nie strasz tak. - wzdychnął.
- Ciekawe, czemu święta trójca nie wyszła z pokoju pewnie słyszeli hałas. - wzdychnełam, nadal wisząca na barierce.
- Grają razem w fortnite ja słuchawkach. - odpowiedział.
- Aha? Bezemnie?! - warknełam.
- Pomóc ci zejść z tej barierki? - spytał.
- Nie, pobawię się w zajebistego Spidermana lub Jamesa Bonda. - wymamrotałam skacząc z piętra.
- Japierdole Hailie! - krzyknął za mną Will.
- Dobra tego się nie spodziewałam, moce teleporcyjne Vincenta są wspaniałe. - wybełkotałam, bo właśnie jakimś jebanym cudem, Vincent znalazł się koło schodów i mnie kurwa złapał.
- Hailie, gdybym ci tylko mógł dać szlaban. - wzdychnął.
- Przynajmniej mnie trzymasz pierwszy raz na rękach, chodź się przytul. - powiedziałam podjarana. No kurwa w moim życiu może się już nigdy nie zdarzyć sytuacja w której Vincent trzyma mnie na rękach, gdy nie jestem ranna. Japierdole wierzę już w cudy!
- Hailie Monet, zejdź ze mnie - wymamrotał.
- Anję też będziesz trzymał na rękach, i swojego bachorka. Przyzwyczajaj się, potestuj ze mną. - mówiłam nadal podjarana
Puścił mnie. Chuj mnie puścił!
- Au, ty debilu moja dupa - wymamrotałam.
- Mogłaś zejść jak cię prosiłem. I pamiętaj o słownictwie, bo zaraz znajdziesz się w bibliotece - wywrócił oczami.
- Ja cię zaraz wezmę na rozmowę do mojego gabinetu i porozmawiamy o twojej pensji. - warknełam.
- Z mojej pensji lecisz do Polski. - mruknął chłodno.
- No i widzisz, dlatego jeszcze ci jej nie zabrałam - odpowiedziałam uśmiechnięta.
- Nie wierzę, że to nasza siostra - wzdychnął Will, o którym istnieniu zapomniałam.
- Nie wierzysz to uwierz. - podsumowałam.
- Jesteś przygotowana do wyjazdu? - spytał się mnie Vincent, podając rękę bym mogła wstać.
- Mhm, narka do zobaczenia za miesiąc! - krzyknęłam zabierając walizkę i wchodząc do garażu.
- Jadę po prostu bez chłopaków, jak ogarną fortnite to pojadą swoim autem. - mruknełam, i wyjechałam z rezydecji. W lusterku wstecznym widziałam jak biegną z walizkami i krzyczą w moim kierunku.
- Przyszli szybciej niż myślałam.
Dość spokojnie przyjechałam na miejsce, nie licząc tego, że się ze mną ścigali, oczywiście wiadomo kto wygrał.
Ja.
Oni zajechali chwilę po mnie.
- Jesteś popierdolona. - mruknął Tony.
- Teraz się zorientowałeś? Jesteś głupszy niż myślałam. - podniosłam brew.
A gdy byliśmy w samolocie ogłoszono komunikat.
- Na pokładzie samolotu znajduje intruz, którym jest pilot. Pilot, chce popełnić samobójstwo dlatego rozbije samolot. - wyszło z głośników.
- Japierole co teraz! Dzwońmy po Vincenta. - zaczęli się drzeć i panikować.
- Ja jagby nigdy nic podeszłam do kokpitu, patrzę, a tam mężczyzna celuje do mnie z broni.
- Stul dziób i nie strasz bo się zaraz zesrasz - mruknełam i go zastrzeliłam, i jagby nigdy nic zaczęłam pilotować.
- Chuj zastrzelony, proszę usiąść na miejsca i zamknąć ryje. Dziękuję bardzo, podziwiajcie widoki. - powiedziałam słodko do mikrofonu.
Witaj polsko!
/Pov Santan/
- Kurwa ona jest nieśmiertelna. - wymamrotałem.
- Spokojnie, w końcu się uda. Mam nowy plan. - odpowiedział z uśmiechem Sonny.
Nie żeby coś, ale z dnia na dzień coraz bardziej kocham tą szaloną kobietę.
~•~•~
Szatan ma dwubiegunowość
CZYTASZ
Rodzina Monet - Fanfic II
Hayran KurguHailie Monet, jest już 25 letnią kobietą. Można by się wydawać, że to czas na stabilizację. Lecz nie w przypadku tej dziewczyny, nasza przyszłość jest zależna od naszych decyzji. Jedna zła, a wszystko przewraca się do góry nogami. Perełka Monetów mu...