Rozdział 15

31 8 2
                                    

Trzecia nad ranem była godziną naszego końca. Po opróżnieniu kilku kolejnych butelek win i drinków, zjedzeniu masy ciastek i wylaniu łez na „Avengers: Koniec gry" zwyczajnie zasnęłyśmy. To nie był jednak na tyle mocny sen, by zignorować dzwoniący nagle telefon. Jęknęłam, po omacku szukając urządzenia. Z prawej strony dotarły do mnie bluźnierstwa wypowiadane przez Deidrę. Ledwie uniosłam powieki i westchnęłam, nie rozpoznając numeru telefonu. Mimo to odebrałam.

- Liv? Tu Theo. Sprawy nieco się skomplikowały i wylądowaliśmy na komisariacie. – niski głos mężczyzny przesłał dreszcz w dół mojego ciała. Jego słowa jednak nie miały dla mnie w tym momencie żadnego znaczenia. – Wiem, że jest dopiero piąta, ale...

Musiałam coś niezrozumiale wymruczeć, bo Theo westchnął. Natomiast Deidra gwałtowanie podniosła się do siadu i wyszarpała mi z ręki urządzenie, włączając głośnomówiący. Nagle wyglądała na całkowicie rozbudzoną. Niczego nie rozumiałam, chciałam dalej spać.

- Co wy odwaliliście? – warknęła do słuchawki.

- Spokojnie, kochanie! – gdzieś z oddali dało się słyszeć krzyk Vernona i jakieś inne, uciszające go głosy.

- Doszło do sprzeczki w klubie. – odpowiedział Villenc. – Tak jakby braliśmy w niej udział, przyjechała policja i... - znów westchnął. Mogłam się założyć, że właśnie przetarł twarz ręką. – Mogłybyście po nas przyjechać? Inaczej wypuszczą nas dopiero za dwanaście godzin, bo wciąż mamy w sobie alkohol.

- My też jesteśmy pijane. – zauważyła Deidra. – I niewyspane. Daj nam parę godzin. Przyjedziemy.

Theo nie zdążył jej nic odpowiedzieć, bo mulatka przerwała połączenie i odrzuciła telefon na drugi koniec łóżka. Położyła się obok mnie i westchnęła. Wystarczyło kilka minut, by sen znów wziął nas w swoje objęcia.

🩸🩸🩸

Obudziłam się tym razem w miarę wyspana, gdy zza okna prześwitywały promienie słońca, a zegar w moim smartfonie informował, że jest godzina dziesiąta. Kręciło mi się w głowie, która pulsowała od nieprzyjemnego bólu. Mimo wszystko potrzeba opróżnienia pęcherza była silniejsza. Jakimś cudem zwlekłam się z kanap, nie budząc przy tym Deidry i od razu udałam się do łazienki. Odetchnęłam z ulgą po wysikaniu się i z jękiem spojrzałam na swoje odbicie. Byłam rozczochrana we wszystkie możliwe strony. Na domiar złego wyglądałam nadzwyczaj blado, choć policzki miałam wyjątkowo czerwone. Skutki wypicia takiej ilości alkoholu. Pod oczami wyszły fioletowe sińce niewyspania, ale akurat do nich byłam przyzwyczajona. Opłukałam twarz zimną wodą, rozczesałam włosy i wróciłam do salonu. Jak zza mgły wróciły do mnie wspomnienia wczorajszego wieczoru i telefonu od Theodora. Cholera. Złapałam telefon i od razu weszłam w połączenia. Naprawdę ktoś dzwonił do mnie o piątej nad ranem i na dodatek rozmowa trwała kilka minut. Więc to mi się nie śniło. Poza tym, gdyby Theo z Vernonem wrócili do domu na pewno już bym ich spotkała.

- Deidra. – szturchnęłam ramię dziewczyny. – Chyba powinnaś wstać. Theo z Vernonem coś się stało.

- Jebani faceci. – mruknęła pod nosem dziewczyna, przewracając się na plecy. – Wszystko zepsują. Że też akurat dzisiaj musieli wylądować za kratkami. – dodała, powoli podnosząc się do siadu, a w mojej głowie obudziła się panika. – Jak dawno nie byłam tak pijana. Cudowne uczucie. – westchnęła zadowolona, ale na jej twarzy pojawił się grymas, gdy spojrzała na mnie. – Jak się czujesz?

- Boli mnie głowa i na pewno nie jestem jeszcze trzeźwa, ale powinnyśmy po nich jechać. – zauważyłam.

- Sami się tam wpakowali. – Deidra przewróciła oczami. Wyciągnęła dłoń w moją stronę i wykonała palcami jakieś dziwne gesty, ale dzięki temu już po chwili ból zniknął, a ja poczułam się jak nowo narodzona. – Lepiej?

You are my desire || 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz