Chapter XVIII

728 37 7
                                    

Pedri's POV

Tak jak już wcześniej zdążyłem wspomnieć, dzisiaj czekał nas mecz. Pierwszy mecz, w którym mógł zagrać Gavi po tak długiej przerwie.

Mimo, że nie lubiłem przyznawać się do takich rzeczy to byłem naprawdę wniebowzięty, że w końcu razem zagramy, a tym bardziej jako para.

Wiedziało o tym raczej niewiele osób, a ja niezbyt miałem zamiar dzielić się moim chłopakiem na prawo i lewo to jednak chłopaki z drużyny już od dwóch dni chodzili powtarzając, że nie mogą się doczekać pocałunku na boisku.

Debile.

Wstaliśmy tak jak zawsze dość wcześnie rano mimo, że Gavi ciągle prosił o jeszcze dwie minutki co w jego przypadku kończyło się jeszcze dwoma godzinkami. Ściągnąłem, więc chłopaka z łóżka i nie dając mu ani dwóch godzinek, ani dwóch minutek powiedziałem, że czeka na niego na dole śniadanie.

Jasne było to, że rzeczywiście nic na niego nie czekało. To był tylko jeden z moich patentów na wyciągnięcie młodego spod cieplutkiej kołderki.

—Mówił Ci już ktoś, że jesteś okropny?—zapytał nie chcąc mnie nawet przytulić.

—Powtarzasz mi to codziennie.—odparłem podchodząc do blatu, aby zrobić śniadanie.

Chłopak jak zawsze wyłożył się na kanapie każąc mi robić mu śniadanie. Królewicz zawsze w tej kwestii polegał na mnie, a później śmiał obrażać moje umiejętności gotowania.

—Jak się dzisiaj czujesz?—zapytałem chcąc dowiedzieć się coś o jego samopoczuciu i humorze.

—Jest dobrze.—odparł krótko wpatrując się w telewizor.

U niego taka odpowiedź najczęściej oznaczała, że jest okropnie, lecz nigdy nie chciał mi się do tego przyznać, aby jak twierdził, nie zawracać mi głowy.

—Pablo zaufaj mi, że ja Cię znam i wiem, kiedy jest dobrze. Prosze powiedz mi prawdę i postaraj się powiedzieć co czujesz.—poprosiłem.

Chłopak odwrócił się w moją stronę i zaczął wpatrywać się swoimi ciemnymi tęczówkami, które ewidentnie wyrażały ból.

Podszedłem do niego, po czym kucnąłem przed szatynem i patrząc mu w oczy, chciałem w jakiś sposób nakłonić go do tego, aby powiedział mi prawdę o swoich uczuciach.

—Sam nie wiem Pedri. Niby jest dobrze, a jednak czuje, że coś mnie w środku dusi i nie mogę się tego pozbyć. Nienawidzę tego uczucia całym sercem i chciałbym zrobić cokolwiek, aby chociaż na moment zniknęło.—otworzył się przede mną.

Pablo znów powiedział mi o swoich uczuciach mimo, że było to dla niego ciężkie. Byłem cholernie dumny z chłopaka, że odważył się mi to wszystko wyznać.

—Wiem, że jest Ci z tym ciężko i staram się Cię zrozumieć za każdym razem, kiedy wewnątrz czujesz, że coś jest nie tak. Masz we mnie pełne oparcie i chcę żebyś o tym wiedział. Możesz na mnie liczyć i mówić mi o swoich uczuciach w każdej kwestii tak? Jestem tu dla Ciebie, a Ty jesteś dla mnie i razem się uzupełniamy.—uśmiechnąłem się po mojej wypowiedzi po czym złożyłem na jego ustach delikatny pocałunek i pogłaskałem go po tyle głowy.

Dowiedziałem się co chłopak zażyczył sobie na śniadanie i stwierdziłem, że spełnię jego prośbę.

Najpierw podsunąłem mu leki oraz szklankę wody, aby je wziął, a następnie zabrałem się do robienia posiłku.
Tak jak zawsze postanowiłem wybrać to co chłopak lubił najbardziej, czyli crossainty. Obok położyłem miseczkę z umytymi borówkami i herbatę brzoskwiniową, którą mój chłopak kochał bardziej niż mnie.

Bad idea, good story || Gonzalez x GaviraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz