Jes i niespodziewany przyjaciel

13 1 0
                                    

  Jes westchnęła z ulgą, gdy wreszcie w oddali ujrzała światła palące się w domach. Cały dzień szukała jakiegoś schronienia na noc, a teraz wreszcie znalazła potencjalną miejscówkę, gdzieś tam, między budynkami. Wioska znajdowała się w małej dolinie, zagnieżdżona między polanami pełnymi zieleni. Pierwszy raz była w Ankasth, Sanktuarium znacznie się różniło od tego kraju. Cóż, być może dlatego, że Sanktuarium to tylko połączone ze sobą łańcuchami, zawieszone w powietrzu wyspy. Wszystko tutaj było inne, nieznane. Jes nawet nie wiedziała, czy ją przyjmą w wiosce. Czy czarodziejka była mile widziana w tych zakątkach? Mieszkańcy latających wysp byli dość niedostępni ze względu na ich położenie, toteż mogły krążyć jakieś legendy na ich temat. Cóż, jedno było pewne na pewno nawet w Vreyoth, oddalonym na północ od innych kraju, skutego lodem. Sanktuarium słynęło z magii i przyjacielskiego nastawienia.
 
  Osioł, który był obładowany rzeczami dziewczyny, wydał z siebie jakiś nieokreślony dźwięk. Poklepała zwierzę i rzekła do niego: - Już niedaleko.
Wioska była naprawdę mała, Jes przez chwilę myślała, że nie znajdzie nawet jednego przytułka. Na szczęście znajdował się tylko trochę na obrzeżach, a był połączony z tawerną, toteż dziewczyna od razu też coś zje. Po wejściu usiadła przy wolnym stoliku, choć o tej porze liczba klientów zdecydowanie zmalała, więc właściwie większość była wolna. Czekała dosyć długo, ale wreszcie ukazał się barman. Dziewczyna podeszła do niego, jej białe włosy kontrastowały z raczej ciemnymi kolorami maski i jej błękitnej peleryny, a w świetle było to widać jeszcze wyraźniej.
- A cóż tutaj robi taka młoda dziewczyna późnym wieczorem? Barman chyba wywnioskował jej wiek tylko z wzrostu, przecież twarz zasłaniała maska. - Szukam strawy i schronienia. Obok macie stajnie, prawda? Zostawiłam tam już mojego osła. Zapłacę po posiłku za stajnię, jedzenie i pokój, po prostu jestem zmęczona i potrzebuję coś zjeść - odrzekła, odgarniając lekko włosy opadające na maskę - Proszę, cały dzień szukałam schronienia.
  Barman miał na sobie kaptur, więc ciężko było wyczytać cokolwiek z zasłoniętej twarzy. Tajemniczy typ - pomyślała Jes. Był natomiast dosyć wysoki i nawet dobrze zbudowany. - Jesteś z Sanktuarium? - Spytał wreszcie, a pytanie to zaskoczyło dziewczynę. Nie myślała, że zwykły człowiek, jak on, znałby prawdziwą nazwę jej rodzimego miejsca. Większość wiejskich społeczności po prostu nazywało to miejsce latającymi wyspami. - Pochodzę stamtąd - barman rzekł, pochylając się lekko do przodu - Po prostu już nie noszę tych tradycyjnych ubrań. Poniekąd zerwałem z tym, choć sentyment został. Rozumiesz chyba? Przyglądnął jej się chwilę po tych słowach, po czym westchnął. - Walczyłem kiedyś z Ciemnością.
  Ciemność, był to dziwny twór, jakby czarna magia, która pochłaniała wszystko, czego się tknie. Większość mieszkańców Sanktuarium zmagała się z nią jeszcze w niektórych zakątkach, ale Jes nie słyszała już dawno o jej prawdziwych atakach, jak to było kilkadziesiąt lat temu, gdy Ciemność miała swoją potęgę. Teraz jedynie pojawiała się w chwastach lub mrocznych stworzeniach. Barman musiał pochodzić więc z dawnego królestwa, które zostało pokonane przez złe siły. A więc, gdyby został przy swoich, byłby jednym ze Starszych, byłby częścią rady, która rządzi nad Sanktuarium.
  - Więc przeżyłeś taki prawdziwy atak? - Jes niedowierzała. Barman jednak skinął głową. - Widziałem stworzenia, które teraz przeszły do legendy, widziałem, jak Starsi używają swej mocy, by pokonać Ciemność. Odszedłem jednak tuż przed założeniem Sanktuarium, jeśli dobrze pamiętam nazwę. Postanowiłem zostawić to życie za sobą.
- Skończyłeś tutaj...Czy nie tęsknisz za swoimi? Nie masz rodziny?
- Większość zginęła tamtego dnia, a w Sanktuarium już nie pasuje. Kiedyś to zrozumiesz. To co chcesz do jedzenia?

Po skromnym posiłku Jes dalej się zastanawiała nad już mniej tajemniczą postacią barmana. Ciężko jej było przetrawić to, co od niego usłyszała, wkradła jej się myśl, że może kłamał. Po co jednak miałby to robić, skoro właściwie jej nie znał? Podeszła do baru.
- Piętnaście kryształów.
- Taka cena za tyle? A co ze stajnią i pokojem? Powinno być trzydzieści przynajmniej.
- Ze względu na naszą pogawędkę dam ci pokój za darmo. Jesteś miłą dziewczyną, widzę przed tobą przyszłość. Zasługujesz na to.
- A co z moim osłem?
- Obniżam cenę za przetrzymywanie go w stajni dla ciebie. Nie martw się, nie jestem dusigroszem, co to chcę, by każdy kryształ się zgadzał.
Uśmiechnął się lekko, a ona poczuła ciepło w sercu. Ten barman nie był jednak taki zły. Gdy wchodziła na zaplecze, by przejść po schodach na górę, do pokoju, usłyszała jeszcze, jak mężczyzna pyta się o jej imię. Odwróciła się.
- Jes, a pan?
- Zephyr.

  Pokój był dosyć ciasny, ale przytulny. Zephyr pomógł jej z rozpakowywaniem się, za co dziękowała mu chyba trzykrotnie. Gdy wreszcie położyła się na łóżku i ściągnęła buty, ukazały się na jej nogach niebieskie skarpetki. Dostała je od mamy, która mówiła jej, że przynoszą szczęście. Najwyraźniej to prawda, gdyż spotkała kogoś tak niespotykanego w pierwszej swojej wiosce. Myślała nad tym, aż w końcu znużył ją sen. Po przebraniu się wskoczyła do łóżka, przykryła się kołdrą, zostawiła maskę obok łóżka i ułożyła się do snu. Rozmyślała jeszcze długo nad Sanktuarium, nad jej domem, nad rodziną i nad Zephyrem, ale w końcu jej oczy powoli zaczęły się zamykać...
 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 11 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Zbiór oneshotów VioletOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz