27 - do you still love me?

45 2 1
                                    


—Wróciłam!— kobiecy głos rozbrzmiał w mieszkaniu. Kobieta przywitała się z skrzydlatym po czym szeroko uśmiechnęła się na widok dwuletniej dziewczynki którą trzymał na rękach. —Mamusia wróciła z uczelni więc możemy iść na obiecany spacerek— powiedziała całując dziewczynkę w czółko.

—Na dworze jest dość ciepło, myślisz że jeśli damy jej do wózka sam kocyk to wystarczy?— spytała po czym zerknęła swoimi różowymi ślepiami na rozbawionego mężczyznę. —Tak, myśle że wystarczy— odpowiedział z uśmiechem i posadził dziewczynkę na fotelu który znajdował się w przedpokoju, po czym założył jej buciki i różową bluzę która podkreślała jej kolor oczu. Była nieziemsko podobna do swojej mamy, tylko że miała leciutko ciemniejsze włosy.

—Idę po Zafi i możemy wychodzić. Nie chcesz na pewno chwilkę odpocząć?— blondyn zwrócił się do kobiety która skończyła właśnie szykowanie wózka. —Na pewno, idź po tego psiaka i wychodzimy.

Pogoda była dziś przepiękna, gdyż świeciło słońce, a w parku do którego się wybrali było widać rozkwitające kwiaty. Przysiedli jak zwykle na jednej z ławek, przy której często rozmawiali na różne tematy, od początku ich znajomości. Blondyn usadził małą dziewczynkę na kolana a jego towarzyszka wzięła na ręce psiaka.

—Zobacz myszko, to jest stokrotka— powiedział wskazując palcem na białego kwiatka który rósł nieopodal. —Powiedz, sto-kro-tka— przesylabował patrząc w oczka małej dziewczynki. —Slo-kto-dka— powiedziała na co i kobieta i skrzydlaty się zaśmiali.

Nagle jego życie nabrało barw, jakich wcześniej nie widział. Przeróżne kolory kwitnących kwiatów, różowe drzewa wiśniowe, i niebieskie czyste niebo. Ale to nie było spowodowane tym, że śmiał się teraz trzymając dziecko na kolanach, tylko tym że w pobliżu niego była osoba która niegdyś codziennie dawała mu tyle szczęścia ile nie dawał mu nikt.

Mężczyzna który przechadzał się właśnie po parku, stanął jak wryty kiedy zobaczył skrzydlatego bohatera. Kiedy zobaczył szczęście w jego ocach, kobietę siedzącą obok i małe dziecko siedzące na jego kolanach. Czy Keigo miał rodzinę? Czy dzięki tej kobiecie tak łatwo przyszło zostawić mu przeszłość?

Delikatny wiatr zwiał kaptur z jego głowy, a po policzkach pociekła czerwono-smolistą ciecz której od dawna nie widział. Płakał, tylko że w swój charakterystyczny sposób. Wytarł szybkim ruchem oczy, by nie zwrócić na siebie większej uwagi ale to chyba mu nie wyszło, bo w chwili kiedy skrzydlaty poczuł dziwny niepokój, podniósł wzrok właśnie na białowłosego mężczyznę.

Z jego twarzy momentalnie zniknął uśmiech, który zastąpiło zakłopotanie i tęsknota. Blondynka również przestała się śmiać gdy zauważyła zmianę nastroju bohatera. Przeniosła wzrok w stronę drugiego mężczyzny i pobladła. —Keigo przecież to złoczyńca. Czemu nie reagujesz?— spytała drącym głosem.

—Więc twoja dziewczyna nic o nas nie wie co?—spytał złoczyńca którego oczy coraz bardziej czerwieniały. —Dabi to nie..
—Pf, teraz Dabi tak? Przepraszam że wam przeszkodziłem w rodzinnym wypadzie, nie takie miałem plany— mruknął i zaczął odchodzić ale daleko nie zaszedł bo zatrzymała go czyjaś ręka. —Hej Toya, daj mi to wyjaśnić..

—Keigo daj mi spokój!— próbował wyrwać swój nadgarstek z uścisku mężczyzny. —Nie chce wyjaśnień, nie chce ci sie wpierdalać w życie skoro wszystko ci się ułożyło to nie chce tego rozjebać.— Wyrwał ręke tym razem używając więcej siły. —Wystarczy mi to że jesteś szczęśliwy. Nawet jeśli beze mnie— dodał szeptem i uśmiechnął się smutno.

—Toya ja nie jestem szczęśliwy bez ciebie. Nic nie jest w stanie zapełnić tej pustki jaką zostawiłeś odchodząc. — powiedział, czując jak pierwszy raz od dawna lecą mu pojedyncze łzy po bladej skórze.

Złoczyńca obrócił się z powrotem do niego przodem. Zerknął na wciąż oszołomioną blondynkę która siedziała nieopodal na ławce. Przyglądała się, słuchała i próbowała wyciągnąć z ich konwersacji jakieś wnioski. —To nie moje— powiedział blondyn, widząc na czym spoczął wzrok piromana. On wiedział że Hawks nigdy nie powiedział by tak o swoim dziecku, więc od razu mu uwierzył. Nie ważne z kim miałby to dziecko, w życiu nie pomyślałby by się do niego nie przyznawać.

—Aya to moja przyjaciółka. Tylko.— mruknął czując na sobie wzrok dziewczyny. Ale ona wcale nie czuła smutku, bo sama uważała go tylko za przyjaciela. Mimo że mieszkali razem, wychowywali dziecko razem i spali razem, nigdy nie powiedzieli by że łączy ich coś więcej niż przyjaźń. Chociaż może troche.

Bohater podszedł bliżej niego, i niepewnie delikatnie go pocałował. Usta piromana smakowały dokładnie tak samo jak je zapamiętał. Złoczyńca złapał go w talii i pogłębił pocałunek ale nie na długo. Odsunął go delikatnie i mruknął ciche słowa w jego usta—Ja chce tylko byś był szczęśliwy. Jeśli moja obecność miała by zaburzyć równowagę twojego życia, to nie chcę w nim być.

—Już ci coś mówiłem. Nie chce życia w którym by cię nie było.— tym razem go przytulił, chcąc poczuć to ciepło jakie od dawna go nie otaczało. —Bałem się o ciebie.. o to że znów popełnisz ten sam błąd— piroman wodził palcem po bliźnie która pokrywała nadgarstek skrzydlatego. —Zrozumiałem, że to nie miało by sensu skoro wciąż żyjesz. Bo wierzyłem że jeszcze się spotkamy.

W końcu po dłużej chwili oderwali się od
siebie a blondyn wzdychnął, wiedząc że jeszcze komuś przydadzą się wyjaśnienia. —Poczekaj chwilę— szepnął do mężczyzny i ruszył pare kroków w stronę ławki. —Aya.— powiedział siadając obok kobiety. —Zdałam sobie sprawę że tak cholernie mało o tobie wiem— powiedziała utulając małą dziewczynkę do snu.

—Wiem, przepraszam.
—Zawsze jakoś to mnie gdzieś dręczyło ale nie chciałam ci tego wypominać, bo nie każdy lubi rozmawiać o sobie tyle co ja. —mówiła szybko, a robiła tak przeważnie gdy się denerwowała. —Aya. Złożyłem ci obietnicę, której dotrzymam ale niewiem co teraz będzie. —w końcu spojrzał w jej kierunku ale za późno zorientował się że dokoła znów przytłaczały go szare kolory.

____________

no hejka :33
powiem wam że niewiele zostało do końca...

924 słów <3

HOTWINGS CZARNE SZLUGIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz