Krople deszczu uderzały o parapet domu Klausa. Zimowa, odpowiednia dla lutego pogoda dawała się we znaki.
Klaus, słuchając muzyki kończył właśnie przyjacielskie walentynki dla osób z drużyny. Zawsze brał sobie bardzo do serca dzień zakochanych. Można powiedzieć, że był to jeden z jego ulubionych dni w roku. Oczywiście zaraz po jego urodzinach.
Bardzo ekscytował się jutrzejszym dniem. Walentynkowe ozdoby, festiwale i rzecz jasna promocje.
Z uśmiechem podpisał ostatnią z walentynek, które miał plan napisać "El matador". Zebrał więc wszystkie karteczki i położył na szafce, samemu kładąć się spać.
_________
-Gdzie on jest?- pytał się zawodników poirytowany trener- Ta jego obsesja na punkcie 14 lutego jest nie do zniesienia...
Co prawda trener miał rację. Zeszłego roku Klaus przyniósł każdemu walentynki, które po otworzeniu zaczynały grać piosenkę. Niestety chiński mechanizm zawiódł, a kartki grały nieprzerwanie.
Każdy bał się, co tego roku wymyśli blondyn. Zwłaszcza El matador, który po tamtym wydarzeniu nie przyjmuje żadnych kartek z życzeniami, ani innych takich...
Drzwi od hali gwałtownie się otworzyły. Nie stał tam nikt inny niż Klaus, niosący cały stos karteczek.
-To dla ciebie, ta dla ciebie...- powtarzał zaangażowany jak nigdy zielonooki.
-Gdybyś na treningu był taki skupiony, Klaus- zażartował trener.
Gdy przyszła kolej na Hiszpana, ten zaczął wymachiwać rękoma, próbując uniknąć wręczenia prezentu.
-Mój prawnik się o tym dowie!- wykrzyczał El matador.
Klaus zawzięcie próbował wcisnąć mu walentynke, prawie doszło do rękoczynów.
-Tym razem nie są z dźwiękiem!
Zawodnicy tak ze sobą walczyli, że prawie skończyli zawiązani w supeł.
-Masz szczęście, że nie mogę wyjąć telefonu, inaczej już byś z moimi ludźmi rozmawiał, nieudaczniku! Nie mogłeś wymyślić czegoś lepszego niż...to?
-Coś lepszego?...
Klaus wpadł na genialny, a przynajmniej dla niego pomysł. Przez resztę treningu myślał o tym co zrobi. Nie może odpuścić El matadorowi! Przecież potem będzie mu to wypominał do końca życia, że tylko jemu nie dał walentynki.
______
Po treningu, blondyn postanowił wykonać plan.
MESSENGER
Klaus: Masz czas o 16:30?
El matador: O 15:00 mam kosmetyczkę, ale da się zrobić. Mam nadzieję, że to warte mej uwagi.
Klaus: Okej, spotkajmy się wtedy pod galerią.
El matador: Niech będzie.
_______
Blondyn po przyjściu punktualnie na miejsce naczekał się jeszcze z dobre 15 minut na swojego kolegę.
W końcu wyszedł ze swojego złotego auta i podszedł do Klausa.
-Co się stało?- zapytał Hiszpan.
-Po prostu chodź za mną.
Gdy szli, zdążyło zrobić się już ciemno, a najróżniejsze światełka zaczęły oświetlać miasto, a po następnych 10 minutach doszli na miejsce.
-Więc, gdzie jesteśmy?- zapytał ciemnowłosy.
-Nie widzisz? Walentynkowy jarmark.
Obydwaj zaczęli rozglądać się po otoczeniu. Nie dało się ukryć, że było naprawdę pięknie, a wszystkie ozdoby tworzyły jeszcze lepszy klimat.
Klaus złapał zdziwionego El matadora za rękę i zaciągnął w stronę małych stoisk raz to z jedzeniem, raz to z pamiątkami i innymi takimi.
Chodzili tak z dobre półtorej godziny, aż na koniec skończyli na ławeczce, znajdującej się obok plaży.
Blondyn dopijał swoją własnoręcznie skomponowaną herbatę na jednym ze stoisk, wpatrując się w ocean, który było widać już tylko dzięki latarnią.
Spojrzał się na El matadora, widocznie był pogrążony w myślach, jednakże po chwili złapali kontakt wzrokowy.
Na ich twarzach pojawiły się rumieńce. Nie myśleli, że spędzą tak dobrze ten wieczór.
El matador położył dłon na zmarzniętej ręce Klausa. Ten krótko się do niego uśmiechnął, a po chwili ich usta złączyły się w pocałunku. Wszystko było IDEALNIE.
THE END.
CZYTASZ
VALENTINE'S DAY || klausdor supa strikas ONE SHOT
Fanfictionsiemka, jest to walentynkowy specjal klausdor. powracam do zywych na wattpadzie