Rozdział 8

58 8 74
                                    

Pov Colina

Kochałem Ashley, ale niektóre jej pomysły było po prostu dla mnie niezrozumiałe. Mieliśmy niecałe dwa miesiące do naszego ślubu i nie uważałem, byśmy chodzili jeszcze na jakieś imprezy.

- Skarbie, to tylko jedna impreza - mówiła, gdy kolejny dzień z rzędu wałkowaliśmy ten temat. - Przynajmniej się wyluzujemy. - Oplotła mnie od tyłu swoimi delikatnymi rękami. - Pamiętasz, jak poznaliśmy się na imprezie?

- Dlaczego tak bardzo ci zależy? - Nawet wspomnienie naszego pierwszego spotkania mnie do końca nie przekonało. - Nie możemy iść innego dnia? Musimy dzisiaj?

- Nie mamy zespołu ani nikogo, kto mógłby zagrać na naszym weselu, zastanawiam się nad tym DJ-em Thomasem. A teraz dostaliśmy szansę, by zobaczyć jak sobie radzi. Zadzwoniła Naomi i zaprosiła nas do klubu, w którym on będzie grał. - Stop. Czy ona powiedziała Naomi? Nie. Za żadne skarby świata nie będę spędzać z nią czasu! - Nie gniewaj się, że wcześniej niczego ci nie mówiłam, ale ty wciąż jesteś przeciwny. - Nim jakkolwiek zareagowałem, kobieta obsypała mnie ścieżką pocałunków od policzka przez szyję do ramienia.

Poczułem jak włoski unoszą się ku górze w odpowiedzi na jej muśnięcia wargami moje ciało. I ten przyjemny dreszcz...

Potrafiła mną manipulować.

- Kochanie, co ci szkodzi? - Otarła ustami moje ucho.

Nie mogłem tak łatwo się poddać.

- Ashley... - niemal jęknąłem.

Niemal.

- Dlaczego jesteś taki przeciwny? - Momentalnie jej dotyk znikł i zrobiło mi się zimno. - Nie podoba ci się, że tak szybko chcemy ślub? A może w ogóle nie chcesz się ze mną wiązać? - jej głos się załamał, kiedy wymawiała te słowa.

"Świetnie, Colin. Oby tak dalej."

- Nawet tak nie myśl. - Odwróciłem się do niej przodem, lecz tym razem ona stała do mnie tyłem. Objąłem ją, zaciągając się jej słodkim zapachem perfum. - Przecież cię kocham i chcę spędzić z tobą każdy dzień, a ślub mogę z tobą wziąć choćby zaraz - mówiłem poważnie i tak też myślałem.

Ashley pojawiła się w moim życiu niespodziewanie, w chwili kiedy byłem załamany i przekonany, że już nic dobrego mnie nie spotka. Aż tu nagle poszedłem na tę imprezę z kumplem. Pojawiła się niczym promyczek słońca po długiej burzy. Byłem przekonany, że już nigdy się nie zakocham, że nigdy nie poznam nikogo wyjątkowego. Nie miałem racji.

- Skarbie, odwrócisz się do mnie? - zapytałem czule. - Proszę? - dodałem kilka chwil później, kiedy nie wykonała żadnego ruchu.

Gdy wreszcie zrobiła to, o co ją prosiłem, dostrzegłem w jej oczach łzy. Nienawidziłem, kiedy płakała, a najgorszy był płacz z mojej winy. Rozdzierało mi to serce.

- Kotku, nie płacz. - Dotknąłem dłonią jej policzek, w drugą dłoń złapałem jej. - Kocham cię i pragnę tego ślubu. Przecież wiesz o tym. - Pogłaskałem ją. - Pragnę, żebyś była moją panią Besson, pragnę, by twój ślub i wesele był spełnieniem marzeń, by pojawiło się na nim wszystko czego tylko zapragniesz, a cena nie ma znaczenia. Uwierz mi. - Założyłem jej kosmyk włosów za ucho. - Zrób wszystko, może być nawet karoca z końmi, niech jest na naszym ślubie sam papież, zaproś nawet... - Nie dała mi mówić dalej, bo rzuciła się na szyję i mocno pocałowała. - I jeśli tego chcesz, pójdę z tobą na tę imprezę. Sprawdzimy co potrafi ten DJ - westchnąłem z rezygnacją.

- Uważasz, że zatrudnienie Naomi to zły pomysł? Bo mam dziwne wrażenie, że czujesz do niej jakieś zniechęcenie. - Popatrzyła mi prosto w oczy, jakby chciała mnie prześwietlić i zobaczyć co we mnie siedzi, co siedzi w mojej głowie.

Pomóż mi przetrwać - Seria: Pomóż mi #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz