27. NOAH

674 38 10
                                    

Z lekką przerwą, ale przynajmniej czeka na Was dłuższy rozdział! ;)

Miłego czytania.

-----------------------------------------

Przeszłość...

Trzy dni po strzelaninie w akademiku...

Miałem tydzień na zorganizowanie pogrzebu i domknięcie formalności. Nie mniej, nie więcej. Równo siedem dni. Zgodnie z wolą ojca.

Do tej pory nie pozwolił nikomu się z nią pożegnać.

Nawet mi.

Zamierzałem uszanować jego wolę.

William załamał się totalnie. Udawał twardego, ale tak nie było. Pomimo upływu lat, nie uporał się z żałobą po stracie żony, a śmierć Anastazji otworzyła na dobre stare rany, które ledwo zdążyły się zamknąć. Sam byłem o krok od rozpadu, ale ktoś musiał to pociągnąć. Jeszcze nie wiedziałem, kto zabił Anastazję, choć miałem już swoje przypuszczenia. Byłem natomiast pewny kto był zleceniodawcą.

Ojciec przez trzy doby nie wychodził z gabinetu, w którym dosłownie się zabarykadował. Martwiłem się o niego. Gdyby nie Felipa i jej wsparcie... Nie przetrwalibyśmy tego. Ta kobieta stanowiła istną opokę rodziny, która cudem trzymała się jeszcze razem. Felipa kochała Anastazję, jak własną córkę. Wychowała ją. Zastąpiła jej matkę, którą w barbarzyński sposób odebrano nam obojgu, a jednak wspierała nas swoim opanowaniem, dzień w dzień wykonując te same obowiązki, które wykonywała każdego dnia przed dzień zabójstwa.

Nie miałem pojęcia, jak ona to robiła?

Trzeciego dnia, ojciec w końcu otworzył drzwi gabinetu, stając w ich świetle w idealnie wyprasowanym, czarnym garniturze, jednak materiał nie leżał tak nienagannie, jak kilka dni temu, a jego twarz, podobnie jak moja, nosiła oznaki skrajnego zmęczenia i niewyspania. Podszedł do mnie. Przytulił mnie mocno.

- Kocham cię, synu. Ty i Anastazja - przerwał, gdy głos załamał mu się na jej imieniu. Spojrzał w moje oczy. - Jesteście moją największą dumą. I moim największym osiągnięciem. Nie wtrącaj się, Noah. Nie mogę i ciebie stracić.

Pocałował mój policzek. Odsunął się i wyszedł. Liam kiwnął lekko głową, dając mi znak, że zajmie się jego bezpieczeństwem. Tex oberwał zbyt mocno, Lorenzo był w rozsypce. Mnie, nie było nawet mowy, by zabrał ze sobą. Morte był jedynym, możliwym do zaakceptowania przez ojca wyborem. Nie chciał nikogo w swoim pobliżu. Był uparty. Dumny. I nieugięty.

Planował coś. I nie dzielił się ze mną swoimi planami, a mnie dosłownie skręcało ze złości, bo prócz żałoby po siostrze, martwiłem się o jego bezpieczeństwo. Nie mogłem zostawić go bez odpowiedniej ochrony. I wbrew jego oczekiwaniom, nie zostawiłem. Byłem tak samo uparty, jak on. Dex rozlokował swoją ekipę. Ojca pilnował osobiście, wykonując moje rozkazy. Tymczasem ja zajmowałem się jak najszybszym domknięcie wszelkich formalności, związanych z pochówkiem.

***

Po wyjściu ojca pojechałem do firmy. Musiałem wyjść z duszącej przestrzeni rezydencji. Zaczynałem równie mocno nienawidzić tego domu, jak go kochać. Potrzebowałem się odciąć.

Potrzebowałem chwili spokoju.

Wytchnienia.

Ukojenia.

- Lily, nie łącz mnie już z nikim.

Odłączyłem aparat. Komórkę zaś wyciszyłem. Telefony i wiadomości z wyrazami współczucia płynęły z każdego zakamarka świat. Z każdą minutą lista żałobników powiększała się. Za kilka dni rezydencja zamieni się w cyrk, jakiego świat jeszcze nie widział. Na pogrzeb zjadą się nie tylko sprzymierzeńcy, ale i wrogowie. Nie tylko politycy, biznesmeni czy artyści, ale też grono obywateli ciekawych rozgrywających się wydarzeń. Każdy, kto zjawi się w naszym domu będzie tam z nie tylko po to, by złożyć nam kondolencje, lecz przede wszystkim po to, by rozeznać się w sytuacji. Nikt nie był bezpieczny. Kto zadarł z jednym z nas zadarł ze wszystkimi. To nasza zasada. Ojciec będzie szukał zemsty. Każdy, kto pomógł Gottiemu... zginie. Nie zależnie od ostatecznych intencji.

Podziemny układ. Vendetta [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz