26.
🅓🅐🅡🅒🅨
— Kurde, Darcy, zluzuj trochę, bo zaraz zejdziesz z tego świata i ubiór na halloweenową imprezę będzie twoim najmniejszym zmartwieniem.
Paxton siedział na moim łóżku i niespiesznie chrupał chipsy, a ja miotałem się pomiędzy szafą, a lustrem. Łatwo mu było mówić. Ukradł mój pomysł na przebranie się i teraz byłem w kropce. Wyciągnąłem z szafy bluzę i obejrzałem ją krytycznie.
— Wiesz co? — burknąłem w stronę Paxtona. — Jesteś beznadziejnym przyjacielem. Mówiłem ci, że przebieram się za Darth Vadera
Pax wzruszył ramionami, a potem zgniótł pustą paczkę po przekąsce.
— Nie pamiętam tego — mruknął i zanurkował w mojej szafie, a ja powstrzymywałem z trudem chęć uduszenia go. — Ej, a to co?
Wyciągnął z szafy jakiś ubiór, a ja otworzyłem w zdziwieniu usta. Skórzana kurtka była nietrafionym prezentem świątecznym od ciotki Kate — żona ciotecznego brata ojca była przemiłą kobietą, ale kompletnie mnie nie znała. Wraz z kurtką dostałem kilka podpisanych fotografii jakiegoś hokeisty. Ich, a więc w sumie i moja daleka krewna podobno nadzorowała go przy pracach społecznych w schronisku.
Taaa, bo przecież ja byłem takim fanem sportu...
— Daj spokój, nie założę tego, zresztą niby kim miałbym w niej być? — zapytałem oglądając skórzaną ramoneskę.
Paxton przyjrzał mi się, ściągnął brwi i zamyślił się gładząc brodę.
— Terminatorem? — mruknął w końcu, a ja przewróciłem oczami. — Albo to albo przebierasz się za kostuchę mi— odparł spoglądając na moją szafę. — Chyba nawet śmierć nie ma tylu czarnych rzeczy.
Pacnąłem go w ramię i burknąłem:
— Aleś ty zabawny. — Zacisnąłem szczękę, a potem uniosłem brew. Terminator był słabym wyborem, ale Jim Stark? Główny bohater Buntownika bez powodu wydawał się dla mnie idealny. Może mogłem nawet uchodzić za Jamesa Deana dla ubogich. Okej, może i dobrze, że Paxton ukradł mi pomysł na strój.
Schwyciłem za kurtkę i jedną z koszulek i pomaszerowałem do łazienki. Ubrałem się i gdy przejrzałem się w lustrze uniosłem brwi. Może i ciotka Kate nie znała mojego gustu, ale chyba miała miarkę w oczach, bo ramoneska pasowała jak ulał. Obejrzałem się niepewnie w lustrze i zmarszczyłem brwi. Kurtka prezentowała się na mnie dobrze, ale żeby udawać jakikolwiek strój, musiałem zrobić coś z resztą siebie. Westchnąłem i otworzyłem dolną szafkę od komody — pudełko z soczewkami leżało tam, gdzie rzuciłem je pół roku wcześniej.
Przeczesałem włosy dłonią i po spojrzeniu we własne odbicie mruknąłem posępnie:
— Snuj marzenia tak, jakbyś miał żyć wiecznie. Żyj tak, jakbyś miał umrzeć dziś.
*
Dom Younga znalazłem bez większego trudu, trzeba było podążać za autami wypchanymi roześmianymi nastolatkami. Z nerwów spociły mi się dłonie — obawiałem się nie tylko imprezy, która cóż, była moją pierwszą domówką z prawdziwego zdarzenia, ale też reakcji Mac na mój ubiór. Wiem, że wyolbrzymiałem, ale mogłem poczuć ciężar żelu wciśniętego we włosy i ten przygniatał całą moją osobę.
— Wow, tacy to pożyją — mruknął na widok sporej rezydencji Paxton.
Zgodziłem się z nim milczącym kiwnięciem głowy i zacząłem się rozglądać za wolnym miejscem na podjeździe. Jedno z aut wjechało w krzaki jakichś kwiatów, zapewne matka Younga nie będzie tym zachwycona. Mój stary, mały i pełen miękkich wypukłości Ford pasował do innych aut jak pięść do nosa i nie mogłem wyzbyć się uczucia, że ja również byłem nie na swoim miejscu.
— Zaczynam żałować, że nie zainwestowałem w lepszy strój. — Paxton miętosił w dłoni kask Darth Vedera. — Oni nas wyśmieją.
Spojrzałem na niego z wyrzutem. Z naszej dwójki to Pax był zawsze tym bardziej wyluzowanym i mającym w poważaniu zdanie innych — jeżeli on dostrzegał smutny komizm tej sytuacji, to doprawdy byliśmy w ciemnej dupie.
Zaparkowałem auto pod jednym z potężnych klonów i ostrożnie postawiłem stopy na ziemi. Dość toporne, sięgające za kostkę botki wydały mokry plask — wszedłem w potężną kałużę — impreza u Younga zapowiadała się świetnie.
— To gdzie się umówiłeś ze swoimi znajomymi? — Pax założył maskę i nerwowo wygładził czarną pelerynę.
— W zasadzie nigdzie — odparłem rozglądając się. — Mac mówiła, że zbierzemy się przed domem.
Sięgnąłem do kurtki po komórkę, ale zaraz opuściłem dłoń, bo dostrzegłem Mackenzie na ganku domu. Siedziała na dużej beżowej kanapie z jedną ze swoich przyjaciółek i nerwowo skubała koniec koca, pod którym obie skryły się przed chłodem. Wskazałem ruchem głowy Paxtonowi dom i ruszyłem przodem. Z każdym pokonywanym krokiem czułem jak serce obijało mi się o żebra. Denerwowałem się reakcją na mój strój i tym, że paczka Mackenzie mnie nie polubi. Stanąłem przy schodach i zapatrzyłem się na jej twarz. Mac siedziała z głową położoną na ramieniu przyjaciółki i miała przymknięte oczy.
Wyglądała ślicznie.
Od samego początku byłem świadomy jej urody, ale ostatnimi czasy Mackenzie Pool mnie oślepiała. Widziałem tylko ją, przysłoniła wszystko i wszystkich.
Zebrałem się na odwagę i wspiąłem się po schodach. W chwili gdy stanąłem przed dziewczynami obie otworzyły oczy, a ja zamarłem.
Wyraz szoku wyrył się na twarzy Mackenzie. Dziewczyna siedziała i po prostu patrzyła na mnie. Przełknąłem i mruknąłem nieśmiałe „hej", a duże brązowe oczy powiększyły się jeszcze bardziej.
Millie, przyjaciółka Pool sapnęła coś pod nosem, ale ja wciąż czekałem na słowa Mac.
— Wyglądasz... — zawahała się, a potem uśmiechnęła szeroko — niesamowicie.
Uczucie gorąca zalało całe moje ciało, a potem skumulowało się w klatce piersiowej. Nie pamiętałem, aby ktokolwiek kiedykolwiek obdarzył mnie takim spojrzeniem.
Zapragnąłem, aby Mackenzie już zawsze tak na mnie patrzyła.
Hej kochani!
Wiem, że miał być dzisiaj rozdział z imprezy, ale kompletnie zapomniałam, że jest jeszcze jeden przed prywatką z marudnym Darcym 🙈
W tym rozdziale wepchnęłam małe Easter egg, jestem ciekawa czy je znajdziecie 😅
Korzystając z okazji chciałam podziękować za 10k wyświetleń pod (Nie)idealnymi i ponad 700 obserwacji na koncie. Bez Was to nie byłoby to samo. Bardzo dziękuję, że ze mną jesteście i razem przeżywamy te moje wypocinki 😅
Miłego weekendu ♥️
Ściskam!
M.
CZYTASZ
(Nie)idealni | YA +14 ZAKOŃCZONE
RomanceMackenzie Pool to teoretyczna przyszła królowa pszczół liceum Sky Gardens. Jest popularna i lubiana przez kolegów i koleżanki, cóż, przez większą część z nich. Darcy Davies - chemiczny geniusz, wydaje się oporny na jej urok i z uwielbieniem wytyka...