Rozdział XXI - Tak się bawi bananowa młodzież

62 5 3
                                    

Piotr Jankowski cierpiał na zbyt dużą ilość wolnego czasu. Mimo, że dopiero od tygodnia był uziemiony, czuł jakby gnił w domu od wieków. Przez te kilka dni zdał sobie sprawę, że praca to jedyne czym zajmował się przez ostatnie piętnaście lat. Dlatego gdy zabrakło mu boiska, czuł się wyjątkowo pusto. A to wszystko przez ten gówniany wypad do baru, który dodatkowo nijak mu się opłacił, bo po Robercie słuch zaginął. Nie miał mu tego za złe i nawet mu się nie dziwił. Też na jego miejscu nie chciałby mieć kontaktu z człowiekiem, który całe życie go zwodził.

Przybity piłkarz całe dnie spędzał na oglądaniu telewizji i czytaniu artykułów na pudelku. Dziennikarze szybko podłapali temat o jego rozwodzie, robiąc sobie pożywkę z jego niedoli. Dodatkowo, zbiegło się w to w czasie z jego kontuzją, więc media trąbiły też o jego przymusowym urlopie. Gwoździem do trumny był fatalny początek sezonu dla Stali Rzeszów. Dwie porażki na koncie, podczas gdy Resovia mogła już poszczycić się dwoma zwycięstwami. Jankowski nie chciał nawet myśleć o sobotnim meczu. Spodziewał się, a nawet był pewien przegranej.

Zgasił telewizor, kiedy po raz kolejny wypowiadał się ten przeklęty Adamczuk. Zawsze rywalizowali ze sobą na boisku. Oboje byli jednymi z najlepszych. Dlatego Stal tak mocno odczuła brak Jankowskiego w składzie. Nie miał prywatnie złych kontaktów z Adamczukiem, tak jak z całą resztą drużyny Resovii. Po prostu, w ostatnich dniach denerwowało go wszystko.

Kiedy nerwy mu trochę opadły, poczuł jak jego powieki stają się ciężkie. W związku z nagłą potrzebą snu, postanowił zdrzemnąć się na fotelu.

Spał może z pół godziny, aż wybudził go dźwięk smsa. Nie chciało mu się nawet sprawdzać, kto do niego napisał, ale kiedy dostał kilka nowych wiadomości z rzędu, postanowił jednak się zwlec. Może to Louis albo trener? Z trudem wstał i doczołgał się do telefonu, a gdy spojrzał na wyświetlacz, momentalnie dostał zastrzyku energii.

***

Ernest od rana był w dobrym humorze. Wyspał się jak nigdy, tydzień powoli się kończył, a dodatkowo miał bardzo przyjemne plany na popołudnie. Dzień w szkole także zapowiadał się dosyć luźno. Jakaś religia, plastyka, zastępstwo. Głównie lekcje przeznaczone do tego, żeby poleżeć sobie na ławce albo pograć na telefonie. Zaraz po szkole był umówiony z Louisem, a dodatkowo miał zostać u niego na noc. Po raz pierwszy zaplanowali to z wyprzedzeniem, więc chłopak wyjątkowo spakował rzeczy na przebranie. Wziął szybki prysznic, zjadł śniadanie i pognał na autobus.

Podróż minęła mu szybko, bo całą drogę rozmyślał nad ostatnimi wydarzeniami. Cieszył się, że poprzedniego dnia wszystko wyjaśnił z Louisem w sprawie Jeremiego. Wysiadł na przystanku Hetmańska stadion, zarzucił torbę na ramię i ruszył w kierunku szkoły. Kiedy był już wystarczająco blisko budynku, okazało się, że pech jeszcze go nie opuścił. Pod bramą koczowali dobrze mu znani stalowcy z piątej klasy. Łudził się, że uda mu się uniknąć konfrontacji, jednak nadzieja na to szybko umarła.

-Rzeszowska Reska! Ta kurwa lubi na pieska! -zaśpiewał jeden ze stalowców jedno ze stadionowych pocisków na Resovię. Cała reszta bandy tylko mu wtórowała, tak jakby nie mogli sobie przypomnieć żadnego innego hasła, którym mogliby zabłysnąć. Ernest już na tyle długo chodził do tej szkoły, że nauczył się tym nie przejmować. Przyspieszył kroku, aby szybko ich wyminąć, ignorując przy tym wyzwiska. Kiedy był już na terenie szkoły, poczuł się nieco bezpieczniej. Jednak pozorny spokój nie trwał długo, bo jeden z grupy starszych chłopaków do niego podbiegł, po czym szarpnął za torbę.

-Kurwa! -wzburzył się Ernest i odwrócił w stronę stalowca.

-Myślisz, że Jeremi ci tak łatwo odpuści? Wiemy gdzie mieszkasz. Lepiej uważaj w 18-stce, jak będziesz wracał na tą swoją Baranówkę. A jak tylko doniesiesz w szkole na Kowala, to obije ci ten twój pedalski ryj.

Mój chłopak też jest kibolemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz