Rozdział 24

45 5 0
                                    

Perspektywa Krystiana:
Nadszedł wieczór. Siedziałem jeszcze za biurkiem, w swoim gabinecie, rozmyślając o tym, co powinienem powiedzieć Dianie. Wydawało mi się, że doskonale wiedziała, iż nigdy tak naprawdę nie zdołałem jej pokochać. Powinna więc zrozumieć, jeśli powiem jej prawdę. I tak chemia między mną i Julią nie przestała być widoczna, nawet mimo naszego rozstania. To bez sensu, żebyśmy usilnie starali się zapomnieć o sobie. Nie udawało nam się to, bo byliśmy sobie przeznaczeni, miałem co do tego absolutną pewność.

- Stary, słuchasz mnie w ogóle? - z rozmyśleń wyrwał mnie głos Bartka.

- Co? - zmarszczyłem brwi. - Sorry, zamyśliłem się.

- Właśnie widzę, bo od dziesięciu minut nie reagujesz na to, co mówię w związku z ostatnio podpisanym kontraktem. - wstał zza swojego biurka stojącego na drugim końcu gabinetu, by do mnie podejść. - Co się dzieje? - zapytał, gdy opierał się już dłońmi o moje biurko.

- Zamierzam zaraz zerwać z Dianą. - wypaliłem, opierając podbródek o złączone ze sobą dłonie. - I kompletnie nie wiem, jak mam jej to powiedzieć. - przeniosłem wzrok, dotąd wpatrzony w teczkę z dokumentami, na przyjaciela.

- Dlaczego nagle chcesz to zrobić? - zdziwił się.

- Byłem wczoraj u Julii, jak tylko wróciła ze szpitala. - zacząłem opowiadać. - Udało nam się porozmawiać i nawet ją pocałowałem mimo, że był u niej ten dziennikarz. Boże, on nawet nie wie, jaką herbatę Julia lubi pić. - prychnąłem zażenowany.

- Dziwisz się? Ponad połowa czasu ich związku to tylko rozmowy przez telefon, bo on niby tak często musi wyjeżdzać. Nigdy mu nie ufałem. - stwierdził brunet.

- Wydawało się, że nasz pocałunek go zranił, ale dzięki temu poszedł sobie, a my mieliśmy szansę szczerze porozmawiać. - kontynuowałem opowieść.

- Pogodziliście się? - rozpromienił się Bartek, siadając naprzeciwko mnie.

- No wiesz... - uśmiechnąłem się pod nosem, wspominając rozmowę sprzed kilku godzin. - Na początku miała jeszcze pewne opory, ale w końcu powiedziała, żebym wrócił, kiedy rozstanę się z Dianą. Nie chciała opierać swojego szczęścia na jej nieszczęściu. - wytłumaczyłem. - Ona mi wybaczy, Bartek, wiem to. - oznajmiłem z radością.

- Obyś miał rację, życzę wam jak najlepiej. - wstał, by podejść do mnie, a następnie poklepał mnie po ramieniu w geście wsparcia. - A co do Diany, moim zdaniem, powiedz jej wszystko prosto z mostu. Powinna zrozumieć i odejść z godnością.

- Chyba właśnie tak zrobię. - skinąłem głową. - Dzięki za radę.

W tym momencie, bez pukania, drzwi do gabinetu otworzyły się. Tylko jedna osoba wchodziła tu w ten sposób, więc od razu wiedziałem, kto nas odwiedził. Nie pomyliłem się, próg przekroczyła Sylwia, prowadząca wózek dziecięcy. Kobieta wcale się nie zmieniła, odkąd ją poznałem, nawet po urodzeniu córki. Zawsze nosiła nieskazitelny, mocny makijaż, podkreślający głównie oczy oraz czerwone usta. Jej stylizacje zawsze bazowały na odcieniach ciemnej czerwieni i czerni. Te wszystkie elementy pozwalały skojarzyć ją z silną, odważną i pewną siebie kobietą, którą była. Gdy wchodziła do firmy, pracownicy z miejsca czuli przed nią respekt. Takiej osobie aż strach było się postawić i owszem, twierdziłem to ja - niegdyś groźny gangster. Choć wydawała się być surowa, miała wielkie serce i kochała swoich bliskich. Zauważał to każdy, kto poznał ją bliżej. A ja cieszyłem się, że mój najlepszy przyjaciel trafił właśnie na nią. Tylko Sylwia zdołała okiełznać jego naturę łamacza serc i szczerze się cieszyłem, patrząc na ich szczęście.

- Heeej, ktoś tu przyszedł odwiedzić tatusia. - zaśmiała się kobieta, wchodząc do gabinetu z wózkiem.

- Skarbie, czemu nie odpoczywacie w domu? - Bartek wstał, by podejść do żony i obdarować ją całusem. - Pogoda jest dzisiaj średnia, jak na takie wycieczki.

Odmieniłeś moje życie (1&2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz